Rozmowy w toku

"Mamatango" - 1. Festiwal Sztuk Społecznych i Politycznych Mury

"Mamatango", zaprezentowany w ramach I Festiwalu Sztuk Społecznych i Politycznych w Krakowie, przesłanie ma bardzo czytelne, a jego zamysł jest interesujący i celny. Teatr im. Heleny Modrzejewskiej z Legnicy pozostawił jednak spektakl niedomknięty, ciekawy, lecz kroczący drogą na skróty.

Intencją legnickiego teatru było ukazanie kobiet takimi, jakie są w rzeczywistości. Nie z perspektywy wysokiej pozycji, silnego charakteru czy nadzwyczajności – wręcz przeciwnie – najbardziej interesujące jest tutaj to, co przeciętne. Twórcy spektaklu rozmawiali w jednej z galerii handlowych z kobietami na temat ich życia, pragnień, sposobu patrzenia na świat. Na ich bazie stworzyli dziewięć monologów o różnym charakterze – od opisu codziennego życia z mężem opowiedzianego na zasadzie anegdoty, po osobistą relację przybierającą charakter spowiedzi. Monologi są ciekawe, jedne bardziej zabawne, inne mniej, gorzkie, przepełnione radością, goryczą, złością. Co więc szwankuje w takim dobrze nakręconym – zagranym mechanizmie? Najważniejszym i jednocześnie najtrudniejszym zadaniem było wciągnięcie widza w wir tych opowieści, sprawienie, by był przejęty tym, co ogląda, skłonienie go do refleksji. Nie udaje się jednak tego osiągnąć legnickiemu zespołowi. Stąd spektakl jest tylko poprawnym przedstawieniem, które odbiorca ogląda niejako „z zewnątrz” niczym ekran telewizora, gdy lecą „Rozmowy w toku”.

Opowieści kobiet są ciekawe i intrygujące, opisują normalne, przeciętne życie, a jednak wciągają. Żadna z kobiet nie może sobą zaprezentować czegoś ponad normę, nie posiada wybitnego doświadczenia, mądrości czy statusu, lecz czujemy, że w tym co mówią są szczere. Przynajmniej tak to wygląda na poziomie słów. Zupełnie inaczej jest z aktorstwem. Aktorki poprawnie zagrały swoje bohaterki, jednak ich gawęda to recytacja – nie czują opowieści, nie żyją nią. Być może inne sprawiałoby to wrażenie, gdyby nie nieznośny, banalny i spłycający sposób uchwycenia maniery każdej z nich. Sztuczność takiego zastosowania teatralnego języka jest rażąca. Każda z kobiet – na poziomie mowy – posiada jakiś charakterystyczny „defekt”. Jedna wtrąca w każdym zdaniu „nie?”, druga „prawda?”, kolejna klnie jak szewc, inna umyślnie się jąka. Jednoznaczność takiego zastosowania – by podkreślić „zwykłość” postaci, ich pochodzenie, a także rozróżnić je od siebie – przejaskrawia bohaterki, doprowadzając je do śmieszności. Nie chodziło jednak chyba twórcom o groteskę, przerysowanie, komiczny obraz kobiet prostych, a przez to zbanalizowanych. Zwłaszcza, że żadna z nich nie unika tematów ważkich – nawet jeżeli w swoich poglądach wydają się nieraz stereotypowe, to mamy świadomość, że są w tym prawdziwe i odzwierciedlają spory wycinek naszego społeczeństwa.

A o czym mówią? O aborcji, życiu z mężczyzną, dzieciach, Bogu, przyjaciółkach, kobiecości, o sobie nawzajem… Wszystkich sprawach, które są dla nich najważniejsze. Wymownie ich uczucia odzwierciedla scenografia, której jednym z elementów jest skrzyżowanie ulic: cmentarnej i radosnej. Kobiety kończą swoje opowieści – symbolicznie przedstawiające ich życie – na wspólnym tangu na kamieniach. Wszystkie ubrane w buty na wysokim obcasie odzwierciedlające kobiecość – atrybut, w którym chcą być albo w który zostały wtłoczone. Razem, solidarnie – choć każda jest inna, posiada różnorodny bagaż doświadczeń i stosunek do życia - wykonują taniec, będący ich drogą przez życie.

Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny
23 października 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia