Różnorodnie, ale bez fajerwerków

16. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Przegląd offowy Sze(k)snastej edycji Festiwalu Szekspirowskiego rozpoczął się spektaklem Teatru Lustra Strona Druga pt.: "Makbet - impresja teatralna" w Teatrze w Oknie.

Impresja to słowo kluczowe dla "Makbeta" w aranżacji Teatru LSD ilustrujące sposób mówienia, czy raczej obrazowania teatrem chwili. Podczas sielskiej, przypominającej dźwięki kołysanki czy pozytywki muzyki, oglądamy sekwencję wyświetlanych propagandowych zdjęć czy plakatów związanych z oswajaniem wizerunku wojny. Na przezroczach nawet dzieci noszące gazmaski są wesołe, a kobiety dobierają je niczym suknie w domu mody. Użycie tych rekwizytów staje się kluczem do wniknięcia w strukturę zbrodni i zła w ogóle. Nieprzeniknioną niemalże ciemność nasyca gęsty, pełzający dym, z którego wyłania się postać Lady Makbet, która nerwowymi, powtarzalnymi ruchami próbujej umyć swe dłonie. 

Maska to coś, co izoluje od świata, stanowi barierę, lecz także drugą skórę zarazem. Problem powstaje, gdy maska wrasta w skórę, wchodzi w krew, staje się twarzą. Właśnie dzięki nim Lady Makbet pokazuje mężowi, jak znosić swój postępek, stawia go wobec konieczności bycia zbrodniarzem i dobrym królem zarazem. Król musi przybierać twarz władcy, żelazne lico nie przybrane żadną wątpliwością.Gra pozorów, wokół której zbudowana jest oś przedstawienia, wywiera ostatecznie swoje piętno na władcy. Swój urząd i panowanie tytułowy bohater musi okupić niepokojem ducha, dręczącymi go koszmarami i narastającym obłędem.

Atutem spektaklu było maksymalne wykorzystanie minimalistycznej scenografii, której konstrukcja stanowiła tło wyświetlanych projekcji, jak również sypialnię Makbeta lub dziedziniec. Współczesna stylistyka wojskowa(długie, wojskowe płaszcze, użycie masek przeciwgazowych kontrastujących z bosymi stopami) wpisuje się w jakąś apokaliptyczną wizję mogącą przypominać niedaleką rzeczywistość.


Na uwagę zasługuje także projekt realizowany przez stowarzyszenie In gremio w ramach projektu "Lato w Teatrze". To jedyna propozycja na festiwalu, w której ujrzeliśmy dzieci. Spektakl "Nie płacz, Kordelio", pantomima według "Króla leara", jest efektem dwutygodniowej współpracy warsztatowej dzieci m.in. z artystami Teatru Miniatura i Teatru Muzycznego. "Lato w teatrze" stanowi ciekawą alternatywę dla dzieci na spędzenie wolnego czasu podczas wakacji, angażując wszystkich młodych, chętnych do współpracy najmłodszych artystów.

W trakcie warsztatów zostały utworzone cztery grupy pracujące nad spektaklem: promocyjno - dziennikarska(prowadzenie: Olga Jankowska, Jakub Ubych), muzyczna(Tomasz Przyborowicz), scenograficzno - kostiumowa(Monika Konczakowska) oraz aktorska(Edyta Janusz Ehrlich, Wioleta Karpowicz i Rafał Ostrowski). W tej dziedzinie uczestnicy mieli swobodę, by działać zgodnie z własnymi upodobaniami.

To wszystko miało przełożenie na współgrające ze sobą przestrzenie sceniczne. Występom młodych aktorów towarzyszyła orkiestra złożona z grających na klawiszach, werblu czy marakasach muzyków. Także scenografia składająca się z wielkiego jaja, z którego wykluły się trzy młode ptaszki - córki starego króla Leara, oraz skonstruowane własnoręcznie rekwizyty (druciany wielki ptak w koronie - sam Lear, wykonane z plastikowych butelek małe ptaszki - dwór królewski) świadczą o podjęciu wyzwania rzuconego Szekspirowi i przełożenia go na język ptasi.

Śledzimy losy trzech bohaterek - córek królewskich od momentu narodzin, aż do dorosłości, gdy będą musiały stanąć w obliczu podziału królestwa. Jednak, jednej z nich, najmłodszej nie udaje się zatańczyć tak jak starsze siostry. Spośród licznych wątków, w które obfituje oryginał, dominującym jest tutaj więź córki z ojcem, a także siostrzana rywalizacja. Jak potoczą się losy tytułowej Kordelii, jaką decyzję podejmie ojciec? Odpowiedź na te pytania znają ci, którzy obejrzeli spektakl bądź to w ogrodzie Pierwszej Społecznej Szkoły Podstawowej bądź w Teatrze w Oknie. W projekcie wystąpiły m.in. dzieci z uszkodzonym słuchem, niepełnosprawne oraz ze świetlic socjoterapeutycznych. Pomysłodawczynią i koordynatorką projektu była Magdalena Kajtoch.

Dosyć nowatorskim projektem był muzyczny spektakl pt.: "Wszystkie kobiety Williama", który był wynikiem trzymiesięcznej współpracy kobiet z różnych środowisk w różnym wieku, które spotkały się po raz pierwszy w marcu tego, by stworzyć własną koncepcję zespołu, który nazwały "Chórraa". Pomysłodawczyni przedsięwzięcia - Magdalena Kajtoch - stawia przede wszystkim na autentyczność wyrazu oraz zaangażowanie uczestniczek projektu. Odgrywane bohaterki szekspirowskich dramatów stanowią okazję do poszukiwania prawdy o sobie, a także zastanowienia się nad sytuacją czy umiejscowieniem kobiety na przestrzeni dziejów, czy pojmowaniem kobiecości w ogóle. To przykład teatru, który, przez swoją otwartość także na osoby z nim nie związane, mające jednak coś do powiedzenia, jak również posługiwanie się czytelną, uniwersalną symboliką, chce uchodzić za teatr zaangażowany społecznie. Decydującymi o takiej właśnie formie są czynniki takie jak: fakt, że poruszana tematyka to ważkie sprawy i problemy aktualne współcześnie, jak też stwarzanie miejsca przedsięwzięciom osadzonym na skraju teatru i innych form twórczych, nie mieszących się w ściśle wytyczonych kanonach.

Spektaklem, który - zdaje się - także chce komentować obowiązującą rzeczywistość, jest osadzony w realiach współczesnego zakładu zamkniętego dla chorych psychicznie spektakl pt.: "Sen nocy letniej" Teatru Arka z Wrocławia. Sztuka zwraca uwagę na nieporozumienie społeczne, jakim jest istnienie tego typu placówek, które zamiast leczyć, wywołują skutek odwrotny. Myślę, że osobom, którym ta problematyka jest odległa spektakl może wydawać się trudny w odbiorze, momentami wręcz wulgarny. Jest to przykład sztuki, wobec której nie można przejść obojętnie, nawet jeśli mowa o samym podźwigniętym przez twórców wyzwaniu, by stawić czoła tak wieloaspektowemu, nie znajdującego oczywistych rozwiązań współczesnemu problemowi. Gra aktorów oraz sposób ukazania jednostki ludzkiej daleki jest od humanizmu. Noszone przez pacjentów takie same, białe workowate stroje, by nie powiedzieć kaftany odzierają postaci z indywidualności. Spektakl przeznaczony jest dlatego dla widzów dorosłych, odpornych na przeżywanie nierzadko bolesnych, wstydliwych, obnażających ludzką krzywdę scen. Oniryczna stylistyka, zwoje zapisanego pergaminu w tle, użycie masek nawiązujących do wschodniej poetyki przenoszą widza w niecodzienny świat fantazji, który staje się ucieczką od sterylnej, pozbawionej rzeczywistości szpitalnej. Użycie masek ogranicza się do ludzi uważanych za normalnych w tym personel szpitala.

Mimo swoich wad, spektakl wart jest polecenia z powodu poruszania ważnej, choć kontrowersyjnej tematyki, jak np. próba zdefiniowania szaleństwa czy normalności. Rozciągnięta w poprzek sceny cienka lina to jakby istniejąca umownie granica: zdrowych zmysłów, odróżniania zdrowia od choroby, granica wyznaczająca szerokość ludzkiego kategoryzowania czy wreszcie granica stosowanej terapii - lub jak kto woli - manipulacji pacjentem. Hermetyczny świat szpitalnej codzienności bazuje na paradoksie, na odwróceniu, gdzie zacierają się pełnione role i nic nie jest do końca jasne.

Osoby, które zdaje się, powinny wzbudzać zaufanie, stwarzać atmosferę przepełnioną zrozumieniem, ciepłem czy nadzieją są ostatnimi osobami, od których można by tego wymagać. Oschłość, brak poczucia bezpieczeństwa, izolacja to tylko niektóre elementy potrzebne przecież do rekonwalescencji. Przepisywane medykamenta okazują się powrotem do przysłowiowego średniowiecza, gdyż służą bardziej leczeniu objawów niż przyczyn choroby. Zamiast służyć jako element terapii - stają się mentalnym kaftanem bezpieczeństwa.

Przypisywane terapeutom zrozumienie, cierpliwość czy zrównoważenie wewnętrzne okazuje się być tylko kliszą, pułapką oczekiwań czy wyobrażeń. Osoby, które powinny być ostoją dla pacjentów(a może klientów?)szpitala, gdzie ci drudzy mogliby odnaleźć ciepło, bezpieczeństwo czy nadzieję w paradoksalnie stają się ich oprawcami.Jednak wymowa całości nie pozostaje jednoznaczna. W końcowej scenie, którą zapowiada wizyta komornika, zaskakuje nas ordynator placówki, który chroniąc się za osłoną swoich pacjentów nagle przybiera sugestywny, czerwony, koronkowy strój. Może nie jest to tak oczywiste, jak ukazuje to teatralność tej sceny, ale powstaje tu pytanie: kto jest pacjentem, a kto lekarzem?

Mimo widma beznadziejności i szaleństwa, nawarstwienia ekstremalnych przeżyć, które w akcie desperacji ma się ochotę pozostawić za sobą, spektakl stanowi ciekawą próbę spojrzenia na pewne schematy poznawcze, którymi się posługujemy, zrewidowania pewnych przekonań, również o samym teatrze czy jego formie. Czy nie wystarczyłoby zarysować tylko tło, czy potrzebne było uciekanie się do wulgaryzmów czy dosadności scen? Gotowe odpowiedzi pozostawmy jednak produkcjom przeciętnej klasy czy też wyciskaczom łez.

Spośród licznych propozycji prezentowanych w tym nurcie festiwalu na uwagę zasługuje także projekt "Szekspiracje" niezależnej grupy teatralnej "W gorącej wodzie kompani", który polega na zabawie teatrem i improwizacji. Podczas wspólnej(razem z publicznością) konstrukcji krótkich skeczy na dowolny temat widzowie również mają coś do powiedzenia. Dobór postaci, wskazówki dotyczące fabuły to tylko niektóre z dziedzin. Fenomen całego "szoł" polega na sprawności w wykorzystaniu sugestii publiczności oraz innowacyjności czy elastyczności aktorów, którzy świetnie radzą sobie podczas przygotowanych "na poczekaniu" aranżacji.

Jedynym filmem fabularnym prezentowanym na festiwalu była "Julia", etiuda Agnieszki Ślisz próbującej odnaleźć historię współczesnego Romea i Julii w rzeczywistości dzisiejszej Warszawy. Ona jest skrzypaczką, emigrantką z Litwy, którą poznajemy na stadionie podczas codziennych treningów. Podczas pewnego powrotu do domu zatrzymana przez szajkę naśmiewających się, dokuczających jej osiedlowych chłystków w pewnym momencie mdleje. Jeden z nich cuci bohaterkę. Tak rozpoczyna się niezapowiedziany romans.

Dramat jest na swój sposób wzruszający i w pewien współczesny sposób romantyczny, jednak szczęśliwym kochankom nie dane jest cieszyć się wiecznym szczęściem. Nawiązując do scen z miejskiego środowiska, a raczej blokowiska, gdzie banda opryszków stojąca w podwórku pewnie trochę z nudów szuka zaczepki - bo przecież tam poznają się zakochani - staje się jednocześnie ich przekleństwem. Monteki ginie pchnięty nożem z ręki swojego podwórkowego "kumpla". Emocje ukazane językiem filmu to przeżycie, które nagle wstrząsa dosyć introwertyczną, nieśmiałą bohaterką. Jego śladem może być prawie niewidoczna spływająca po policzku łza czy cienka strużka krwi sącząca się nad górną wargą. Ta krótka etiuda stanowiła ciekawe urozmaicenie na tle większości jednak teatralnych aranżacji.

Swym nietypowym podejściem do jednej z czołowych bohaterek stradfordczyka, czyli Ofelii, zadziwił nas performance Anny Kalwajtys oraz Katarzyny Pastuszak o tymże tytule. Skupiał się wokół motywu czasu oraz samotności, prezentując w tle powtarzany film przedstawiający ludzkie ciała na wielkim wysypisku. Kontrast kolorów - jedna z postaci ubrana w czerwony gorset, druga owinięta ciasno białą imitacją bandażu - możliwe, że przedstawiał jedną i tę samą osobę. Podczas spazmatycznych ruchów posiadaczki białego kostiumu, ta druga, nosząca pokryte czerwonawą mazią włosy, recytowała coś szeptem, którego poszarpane urywki mówiły o osobistej prawdzie i jej poszukiwaniu. Przez dominującą połnagość nie wyczuwało się w tym występie intymności, co potwierdzała poetyka wyświetlanego filmu. Osobliwym zabiegiem było także zastosowanie świateł, które wręcz oślepiały publiczność. Dzięki konwencji OFFu, w którą wpisuje się całość, performatywna forma stwarza spektrum płaszczyzn odbioru, które co bardziej dociekliwi(tudzież zaprzyjaźnieni z tą formą) widzowie mogli pewnie bardziej odczuć, niż zrozumieć.

Przegląd offowy XVI Szekspiwalu oferował szeroki wachlarz możliwości: od propozycji filmowej("Julia" reż. A. Ślisz), koncertu(Hyperpotamus, Hiszpania/UK), improwizacji("Szekspiracje" W Gorącej Wodzie Kompani), performansu("Ofelia" studenci PWST), spektaklu teatru tańca("Shakespeare it" Wydział Teatru Tańca w Bytomiu) przez kobiecy stand up ("Wszystkie kobiety Williama" Chórraa), oniryczną impresję("Makbet" Lustra Strona Druga), monodram("Shylock" P. Kondrat) po propozycję zarówno dla najmłodszych("Nie płacz, Kordelio" In gremio) jak i tylko dla dorosłych("Sen nocy letniej" Teatr Arka). Dopełnieniem tak szeroko pojmowanej różnorodności mógłby być jedynie teatr lalek(swoją drogą obecny w nurcie głównym "Opus Hamlet" SMS, reż. A. Walny, Dania/Polska)bądź teatr cieni(którego elementy wykorzystała grupa LSD w "Makbecie").

Jeśli jednak OFF miałby znaczyć wykraczanie poza, czy zbaczanie z utartych ścieżek, to w tym przekonaniu najlepszym reprezentantem powinien być spektakl wrocławskiej grupy Arka pt.: "Sen nocy letniej" odrzucający na bok pewne środki, sięgający za to po inne. Czy potrzebne? Czy nowatorskie? Czy niezastąpione? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam indywidualnej, właściwej każdemu estetyce intymności czy wrażliwości, którą teatr chce eksponować bez jej naruszania, chyba, że jest to zwyczajnie konieczne.

Dominika Rucińska
www.port.kultury.pl
11 sierpnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia