Rozum nierozumem podszyty

"Blanche i Marie" - reż. Cezary Iber - Teatr Polski we Wrocławiu

Za "piątkową premierę w Teatrze Polskim, "Blanche i Marie", odpowiedzialni są głównie debiutanci. Karierę rozpoczynają tym spektaklem reżyser, scenografka, autor muzyki i reżyser świateł. Nic więc dziwnego, że efekt ich współpracy nosi znamiona scenicznej inicjacji z właściwą jej "nierównością". Oryginalność ujęcia odważnego tematu nie uchroniła bowiem twórców przed wprowadzeniem paru zdecydowanie słabszych scen

Tę cechę spektaklu ujawnia sekwencja dwóch pierwszych scen. Przedstawienie rozpoczyna się somnambulicznym tańcem (trudna rola Sylwii Boroń), nawiązującym do organizowanych na przełomie XIX i XX wieku pokazowych seansów histerii. I to właśnie ówczesna fascynacja chorobami psychicznymi kobiet stanowi motyw przewodni „Blanche i Marie”. Sceniczne spotkanie Jeana-Martina Charcota (Wiesław Cichy), neurologa badającego psychikę kobiet, jego pacjentki Blanche Wittaman (Anna Ilczuk), „królowej histeryczek”, a później także współpracowniczki Marii Skłodowskiej (Marta Zięba), polskiej noblistki oraz Zygmunta Freuda (Michał Opaliński) służy jako pretekst do ukazania, wynikającej zapewne ze złożoności ludzkiej natury, ambiwalencji przedsięwzięcia naukowego. Jak u Edgara Allana Poe, rozum przeplata się z nierozumem, kiedy mężczyźni realizują podszyty pożądliwością projekt racjonalnego zbadania kobiecości, a Maria-naukowiec zaprzyjaźnia się z Blanche-histeryczką.

Trudności z dramaturgiczną realizacją tego złożonego zagadnienia ujawniają się jednak w drugiej scenie, w której bohaterowie recytują swoje kwestie niczym podczas szkolnej akademii. Z pewnością jest to zamierzona sztuczność, świadomość celowość zabiegu nie umniejsza jednak wrażenia „przegadania” i znużenia. W spektaklu znajdziemy kilka takich „mówionych” scen, które, choć wprowadzają widza w problematykę sztuki, osłabiają jej sceniczną dynamikę.

Na szczęście, w realizacji „Blanche i Marie” dominuje świeżość spojrzenia debiutantów. Reżyser Cezary Iber i jego współpracownicy doskonale wykorzystali sceniczny potencjał fascynacji histerią. Choreografia (taniec Bożeny Bukowskiej i pokaz histerii Blanche w finale), muzyka (oklaski dla jej autora Macieja Zakrzewskiego), gra świateł, projekcje, przedstawiające postacie pacjentek, oraz poetycki tekst tworzą mroczne widowisko, które oglądamy z niespokojnym sumieniem. Świadomi okrucieństwa tego estetyzującego, a co za tym idzie – uprzedmiotowiającego, stosunku do kobiecości, nie możemy bowiem wyzbyć się fascynacji jego sceniczną ekspresją. Twórcy docierają więc do ciemnego wymiaru samego aktu patrzenia, który tkwi nie tylko u podstaw obcowania ze sztuką, ale i u źródeł działalności naukowej (wszak greckie słowo theoria oznacza właśnie oglądanie). Charicot-naukowiec to zarazem mistrz ceremonii i magik, utożsamiający się z Szekspirowskim Prosperem.

Krytykę praktyk Charicota formułują Freud, aspirujący do miana „prawdziwego naukowca”, oraz Maria, próbująca przełamać męską dominację w świecie nauki. I oni jednak padają ofiarami fatalnej ambiwalencji ludzkiej natury i nauki. Metoda Freuda okazuje się być kolejnym sposobem na zawłaszczenie kobiecości, skrywającym pożądliwość badacza pod płaszczykiem racjonalności (licentia poetica usprawiedliwia pewną schematyczność postaci twórcy psychoanalizy). Maria odkrywa, że dla męskiego środowiska naukowców pozostaje kobietą-ciałem, kiedy świat podważa jej osiągnięcia naukowe z powodu ujawnionego romansu z żonatym mężczyzną. Ona sama odnajduje w sobie rozum i namiętność, których współistnienie w bohaterce doskonale oddała wcielająca się w nią Marta Zięba. Jej postać jest o zarysowana mniej interesująco niż rola Blanche, aktorka swoją grą wyraża jednak to, czego nie ma w tekście, stwarzając tym samym najlepszą kreację w spektaklu.

Jego misja jest zaś niewątpliwie krytyczna. Iber nie pozostawia wątpliwości co do tego, że przedstawiane przez niego zjawiska wymagają napiętnowania. Zarazem jednak wykorzystuje ich sceniczną nośność, a tym samym wikła widza w dwuznaczności przedstawienia. Pozostawia pewien margines nieoczywistości, pokazując, czym powinien być teatr krytyczny. „Blanche i Marie” to debiut, który obiecuje, że „przestrzeń wolności”, jaką chciałby stać się Teatr Polski, uczyni przestrzenią sztuki.

Urszula Lisowska
Dziennik Teatralny Wrocław
14 grudnia 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia