"Running Sushi", czyli nadmierna praca mózgu

13. Międzynarodowe Spotkania Teatralne Okno

Teatr "Kana", sala wypełniona po brzegi, a przed naszymi oczami para trzymająca w dłoniach tacki z sushi. Sceneria bardziej restauracyjna niż teatralna, ale tak właśnie wyglądał początek spektaklu "Running Sushi".

Na wstępie publiczność została poczęstowana przysmakami leżącymi na talerzykach. W tym momencie przypomniało mi się, że od rana nic nie jadłam, więc mój żołądek powoli przymierzał się do wyśpiewania arii. Modliłam się, aby dotarła do mnie choć jedna, maleńka część. Publiczność jednak rzuciła się na jedzenie jak wygłodniałe wilki na bezbronną sarenkę, a mi pozostało jedynie burczenie w brzuchu. Głodna zaczęłam obserwować poczynania austriackich aktorów. Nie ukrywam, iż początek wydawał mi się całkowicie bez sensu.

Scena, na niej para, która wykonuje przedziwne ruchy, co jakiś czas dorzucając jakże wymowne słowo "Fuck". Tyle dobrze, że wyświetlane były tłumaczenia dialogów (na początku zupełnie zbędne). Cały spektakl składał się z 12 scen, które były jakby poszczególnymi etapami życia. Niestety - nie zawsze występ zgrywał się z tematem. Wyobraźcie sobie, że widzicie napis "Narodziny", a na scenie mężczyzna wierci wykałaczkami w pomarańczy, po czym stara się wypić jej zawartość. Nie zrozumiałam tego przesłania... a może mam wypaczone poglądy dotyczące porodu? Słyszałam już o kapuście i bocianach, ale skąd się tu wzięła pomarańcza?! 

W zachwyt aktorzy (a zwłaszcza kobieta) wprowadzali mnie pracą ciała. Była idealnie zsynchronizowana i płynna, co niewątpliwie trzeba uznać za przydatne, gdy gra się mangową postać. Istotne było także oświetlenie. Typowe dla bajek anime ostre, wyraźne barwy występowały w każdej scenie. Gra świateł był ważnym elementem zwłaszcza w scenie, gdy zakochani siedzą nadzy obok siebie i śpiewają piosenkę. Stopniowo z jasnego różowego tło przechodzi w coraz ciemniejsze odcienie, aż w końcu staje się ciemnofioletowe. W tym też momencie dodatkowe światło na aktorów gaśnie, a naszym oczom ukazuje się czarny zarys dwóch postaci na fioletowym tle- zapierało dech w piesiach. Jedna ze scen dosadnie podkreślała rzeczywistość nas otaczającą. Ludzie, którzy stoją obok siebie kompletnie nie potrafili nawiązać ze sobą kontaktu. Egoistyczne "ja" brało górę nad potrzebami bliskości i współistnienia. "JA w przyszłości będę sławna", "JA w przyszłości zbuduję dom", "JA będę miał muzeum" - egoizm egoizmem popychany. Bolesne, ale prawdziwe- niestety. 

Cały spektakl sam w sobie był niemalże niezrozumiały. Trzeba było na prawdę skupić się na tym, co Austriacy chcą nam przekazać, a i tak nie zawsze dawało to oczekiwane skutki. W pewnych momentach denerwował mnie także nadmiar nagiego ciała pokazywanego na scenie. Biorąc pod uwagę, że aktorzy byli bardzo dynamiczni, ich falujące w ruchu pośladki przyprawiały mnie momentami o mdłości. Niestety... 

Oświetlenie i praca ciała jak najbardziej na "tak", tylko... dlaczego ten spektakl jest tak niezrozumiały?!

Daria Koruc
Dziennik Teatralny Szczecin
12 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia