Rytualny czas przemijania

"Przejście" - 22. Gliwickie Spotkania Teatralne

"W specyficznie skomplikowany sposób będziemy głosili nadal specyficzne własne prawdy (Pani prawdy, moje prawdy, czyli nasze "człowiekie") i nasze wspólne prawdy, czyli ludzkie. I to nawet gdy ich nikt nie doczyta, nie pozna." Andrzej Falkiewicz: "Takim ściegiem"

Na samym początku następuje przejście ze światła do ciemności. Dezorientacja nie mija szybko. Każda chwila nadchodzących czterdziestu minut uświadamia, jak bardzo jesteśmy liminalni
Victor Turner, badając prawidłowości związane z trójdzielną budową rytuału magicznego, podniósł znaczenie fazy środkowej, ustawiającej człowieka w sytuacji „pomiędzy”. Moment przejścia okazał się być tym, co wywiera szczególny wpływ na jednostkę oraz całą wspólnotę (communitas). Leszek Mądzik w swoim teatrze plastycznego cierpienia przejściu właśnie poświęcił spektakl.

Przedstawienie nie prowadzi oczywiście żadnej fabuły. Oczywistym fakt ten pozostaje nie tylko ze względu na nazwisko twórcy, ale również poprzez sam przedmiot namysłu. Przejście – a więc przemijanie – buduje czas (a nie wiemy jeszcze, w którą stronę ustawić wektor oddziaływania: czy to czas pozwala nam rozpoznawać starość, czy też dzieje się dokładnie odwrotnie). Jak poprowadzić narrację by opowiedzieć temporalność? Scenie Plastycznej KUL się to udaje. Czas to światło, czas to ciało, czas to trąbka Tomasza Stańki. Liminalność zabiera człowiekowi słowa. Wszystko jest bez nich prostsze: nie trzeba szukać znaczeń, wystarczy je odczuwać. Dodatkowo ciemność przekształca percepcję: w nocy każdy przedmiot wydaje się nieznajomy. Światło (a więc jednocześnie nieświatło, ledwie mrok) ma moc czarowania przestrzeni – nie tylko tworzy nowe miejsca, ale wykrzywia te wcześniej poznane. W teatrze takim wszystko jest nieludzkie, a jednocześnie – jakże „swoje”, „człowiekie”. Człowiek w teatrze Mądzika staje się zaiste istotą teatralną. Gdy spektakl trwa zdaje mu się, że nie ma wyjścia poza teatr – i być może tylko to intuicyjne rozpoznanie nosi znamiona słuszności.

Kapiąca woda, wyznaczająca szemraniem pierwsze chwile przedstawienia jest źródłem – wytryskuje z niej nie tylko przesłanie całej sztuki, jej początek; nie tylko wyłania się zza niej Temida, która przelewa płyn niczym piasek w klepsydrze, nie tylko niemym głosem dzieło pyta widza o źródło człowieczeństwa i pierwotną zasadę wszystkiego, nie tylko idzie o prostą symbolikę wody, jako żywiołu warunkującego wszelakie życie, wody jako istotnego elementu obrzędów inicjalnych, wody oczyszczającej i niszczącej, wody, którą przenika światło, choć nigdy nie do końca i zawsze jak gdyby w przejściu z mrokiem, wody, która... Nie tylko o te skojarzenia idzie, ale, dokładniej rzecz ujmując, o nie wszystkie naraz i w tym samym momencie. To właśnie pełna komunikacja niewymagająca słów, efektywniejsza niż niejedno perrorowanie. Choć grozy i dramaturgii nie brakuje. W przejściu bowiem zawsze pozostajemy samotni. Nawet jeśli otaczają nas inni widzowie, mrok odbiera nam możliwość doświadczenia ich obecności. Widać tylko światło tańczące na scenie, które pojawia się i znika, wyznaczając pewien rytm śmierci. Bo przedstawienie trwa w czasie – a, jak celnie zauważa Leszek Mądzik, czas „w każdej porze życia dyskretnie nas zabiera”. Podczas czterdziestu minut dziania się sztuki doświadczamy zatem naszej liminalności. Po zakończeniu spektaklu jesteśmy o niemal trzy kwadranse bardziej martwi niż byliśmy przed.

Podczas teatralnego „rytuału” „Przejścia” w czasie trwa i milknie również trąbka Stańki, zawodząca, jęcząca, żałobna. Wprowadza nas w rogationes – czas błagania, gdzie każdy może odnaleźć swoje własne powody, dla których warto spojrzeć przemijaniu prosto w twarz, dostrzegając w nim jednocześnie źródło swojej własnej sakralności.

Trąbka zaczarowuje światło i przejmują one ostatecznie władzę nad nagim ciałem aktorów (bo ona i on tworzą agregatową jedność). Ludzkie mięso wijące się jeszcze przed chwilą w pulsie pożądania znika w mroku, zainkorporowane przez ziemię, wprowadzone do macicy świata, która ponownie porusza się ruchem wahadłowym, klepsydrowym. To już nie miękka gleba okrywa kobietę i mężczyznę niczym koc – to ciężkie grudy ziemi, rzucane na trupa. Nastąpiło przejście.

Nastąpiło przejście. Widzowie muszą teraz przejść do „porządku dziennego”, przejść z mroku, przejść z teatralnego snu do mechaniczniejącej codzienności... i z przejściem tym się oswoić. Jeśli rację miała Nosowska wyrokując, że „noc została wymyślona po to, żebyś mógł bez trudu oswoić się z ciemnością, która wkrótce już nadejdzie” - to prawdopodobnie przypuszczać należy, że Scena Plastyczna KUL w specyficznie skomplikowany sposób gra specyficznie skomplikowany spektakl, abyśmy mogli oswoić się z przemijaniem (moim, twoim, jednostkowym – „człowiekim” i naszym, wspólnym – ludzkim), które już jest i trwa.

Anna Gębala
Dziennik Teatralny Katowice
17 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia