Rzecz o dwóch aktorkach

"Mimo wszystko" - 48. Rzeszowskie Spotkania Teatralne

"Chcę ją odmłodzić" - takimi słowami zakończył się spektakl Teatru Współczesnego, który miała okazję obejrzeć w miniony piątek rzeszowska publiczność. Potem już tylko w burzy oklasków wszyscy wstawali z miejsc i patrzyli w przestrzeń sceny próbując się otrząsnąć.

Sarah Bernhardt - francuska aktorka i skandalistka. U schyłku życia pragnie spisać swoje wspomnienia i życiwe refleksje, a robi to z pomocą wieloletniego sekretarza, Georgesa Pitou. Chociaż amputowano jej nogę i nie gra już w teatrze, nie potrafi o nim zapomnieć. Ciągłe sceny i udawanie mają na celu odtworzenie przeszłości. Aktorka przez cały czas siedzi w wielkim fotelu i myśli. Wspomina oraz snuje refleksje na temat życia i przemijania. Maja Komorowska pasuje do tej roli jak żadna inna aktorka. Bo to dla niej coś więcej niż rola francuskiej artystki.

W trakcie spektaklu w głowie artystki przewijają się przemyślenia dotyczące słońca. Sarah porównuje się do niego, twierdzi nawet, że są spokrewnieni. Te rozważania mają głęboki sens. Być może dla wielu są nieistotne, stanowią jednak trafną charakteryzację wszystkiego, co dzieje się na świecie. Chodzi o byt, egzystencję. Słońce każdego dnia rodzi się wschodząc powoli. Potem świeci pełnym blaskiem, aż do zachodu. Wreszcie nadchodzi noc, ale nie dla wszystkich. Druga półkula wita poranek. To jest najpiękniejsze w słońcu, w jego niezwykłej tajemnicy. Bernhardt zastanawia nieuniknione wypalenie się słońca, czyli czas, kiedy zgaśnie ono dla wszystkich. Zajdzie po raz ostatni i nigdy nie powróci, nawet w jednej milionowej swojej potęgi. Można powiedzieć, że tak jest z pamięcią o nas. Trwa ona przez jakiś czas po śmierci, a potem…

Sztywne nogi pod czerwienią długiej sukni oraz starannie ułożona fryzura. Komorowska-Bernhardt wbita w starodawny fotel stara się przypomnieć sobie minione lata. Mówi o swojej matce. Opowiada o świecie tak, jakby chciała innych przed nim przestrzec, jakby chciała powiedzieć coś, czego nikt jeszcze nie powiedział. Słowa płyną z wnętrza, są szczere i proste. Ta rola dla Mai Komorowskiej jest o tyle niezwykła, że zmierza się ona nie tylko z Sarą Bernhardt, ale także z samą sobą - ze swoją historią. Nie ulega wątpliwości, że to jeden z najtrudniejszych pojedynków. Podsumowanie, wspomnienia, rachunek sumienia. Dwie osoby w jednej historii, dwie niezwykłe kobiety, aktorki - wbrew pozorom - mają wiele ze sobą wspólnego. Maja Komorowska opowiadała ze sceny o osobie. Zastanawiała się nad tym co było oraz co będzie. Swobodnie, otwarcie, bez zbędnego patosu, ze szczerością serca, a także odwagą. Nieprzeciętną odwagą, której aktem było już podjęcie pracy nad spektaklem.

Należy przyznać Komorowskiej, że jest wspaniałą aktorką i potrafi przyciągnąć uwagę publiki. W tym spektaklu przyćmiła Wiesława Komasę, czyli Pitou. Ma się wrażenie, że zarówno on, jak i reżyser czy scenograf, byli tylko dodatkiem do niesamowitego, jakże osobistego widowiska Komorowskiej. Jej rola była wyraźna, perfekcyjna w każdym calu. Chociaż spektakl grała dwójka aktorów, należy z bólem przyznać, iż był to jeden z najlepszych monodramów. Komorowskiej na dobrą sprawę nie było potrzeba nikogo. Wierzę, że wszystko to zdołałaby powiedzieć bez partnera. Pitou był jednak obecny i chociaż przyszło mu grać z tak znakomitą artystką, pozostając w jej cieniu, godnie spełniał swoje zadania.

Komorowska tymi wyznaniami dotykała serca. Co więcej - pozostała w nim na bardzo długi czas, jeśli nie na zawsze. Dokonała czegoś, co rzadko udaje się. W tym, co mówiła, pozwalała każdemu odnaleźć cząstkę siebie. Bez względu na wiek. 

„Być może do zobaczenia. Mimo wszystko…” – powiedziała Maja Komorowska po spektaklu. Ze łzami w oczach żegnała Rzeszów zapewniając, że to wspaniałe miasto. Dziś wypada powiedzieć, że Maja Komorowska to jedna z największych gwiazd polskiego teatru i jedna z tych aktorek, którym można pogratulować nie tylko talentu, ale też odmienności. Gdy ona wychodzi na scenę, wraz z zapachem jej perfum czuć zapach Warszawy.

Maciej Doryk
Dziennik Teatralny Rzeszów
30 listopada 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia