Rzecz o fatum, historii i nienawiści

"Antyhona" - reż. Agnieszka Korytkowska-Mazur - Placu Jagiellońskim w Krynkach

"Antyhona" w reżyserii Agnieszki Korytkowskiej-Mazur przyjechała na 34. WST z teatru Dramatycznego w Białymstoku i w zalewie wydmuszek, które fundowali widzom znani reżyserzy, ten spektakl jest wreszcie o CZYMŚ. Udane wpisanie tragedii Sofoklesa w nieodległą przeszłość pogranicza polsko-białoruskiego to ważny głos o ludziach stamtąd, tragicznie doświadczanych przez historię, zmuszonych do dokonywania tragicznych wyborów.

Klątwa, rzucona na ród Labdakidów, realizuje się w spektaklu Agnieszki Korytkowskiej-Mazur, dwa lata po zakończeniu wojny, gdy na Podlasiu trwają bratobójcze walki, a granica polsko-radziecka jest nieustannie "wyrównywana".

Scenariusz Dany Łukasińskiej, który powstał na podstawie "Antygony" (to chyba jedyny znany mi przypadek ostatnio, gdy twórcy ten fakt odnotowują), łączy dwie rzeczywistości: mityczną, o której traktuje tragedia Sofoklesa i współczesną - podbiałostockich Krynek, których los zdeterminowało nie tyle fatum, ile historia.

Pomysłodawcą idei spektaklu był Leon Tarasewicz, polski artysta malarz, pochodzenia białoruskiego, który oryginalną scenografią do "Antyhony", konstrukcją w stylu wielopoziomowego rusztowania, zadebiutował w teatrze (miejsce znalazł tam m. in. świetnie brzmiący w spektaklu Chór Kameralny "441 Hz" oraz Mieszkańcy Białegostoku i Mieszkańcy Krynek).

Akcję "Antyhony" autorki umieściły jednocześnie w Tebach i Krynkach; postaci łączą w sobie bohaterów Sofoklesa i współczesne ich odpowiedniki i tak na scenie oglądamy np.: Antygonę/Teresę Nikor (Justyna Godlewska-Kruczkowska), Ismenę/Ksenię Nikor (Agnieszka Możejko-Szekowska), Polinika /Andrzeja (Piotr Szekowski), Eteokla/ Jerzego (Mateusz Witczuk).

Podział Krynek, jak pokazują autorki spektaklu, nie dotyczył jedynie konsekwencji przesuwania granic, bezdusznej operacji na "żywym organizmie" Podlasia. Nowa rzeczywistość spowodowała, że rozłam dotyka rodziny, przyjaciół, sąsiadów Władza podsyca konflikty. To, co było nie tak dawno normą, staje się kryterium akceptacji lub jej braku. Teresa i Andrzej byli katolikami jak matka, Ksenia i Jerzy - wyznawcami prawosławia jak ojciec, wszyscy pochodzili z rodziny o polsko-białoruskich korzeniach. Ci, którzy tu żyli od pokoleń, nie myśleli, że są Polakami, Białorusinami, Żydami. Byli po prostu: Tutejsi. Przywiązanie do miejsca rodzinnego było silniejsze niż przywiązanie do narodowości, ale to właśnie ją kazali im deklarować kolejno funkcjonariusze: NKWD, gestapowcy, ubecy.

Kim jest współczesna Antyhona-Teresa? Jedyną, która stara się uzmysłowić braciom konsekwencje nieopanowanej nienawiści i żądzy władzy (Andrzej jest partyzantem, który nie akceptuje powojennego porządku, Jerzy to żołnierz LWP), niezależnie od tego, którą władzę się reprezentuje. Gdy intryga Kreona/komisarza Krynek (Krzysztof Ławniczak) i jego doradców Koryfeusza (Grzegorz Falkowski) i Tyrezjasza (Aleś Malčanaű) doprowadzi do bratobójczej śmierci, Antygonie przyjdzie już tylko dochować wierności religii i pochować ciało brata.

"Historia będzie się powtarzać, póki się jej nie nauczymy" - pada złowieszcze zdanie ze sceny. Póki kryterium akceptacji będą poglądy polityczne, wyznanie albo narodowość, póki dominować będą uprzedzenia, szczucie jednych na drugich, nie będzie końca podziałom i przyjdzie nam odrabiać kolejne lekcje historii. Spektakl Korytkowskiej-Mazur pokazuje, że nic nie jest czarno-białe, nie ma łatwych wyborów, nie ma niewinnych. Nienawiść, zaciętość, bezwzględność kierują zarówno władzą sowiecką, jak i partyzantami. Bezmyślna nienawiść w imię obrony swoich, wszystko jedno jakich racji, nieumiejętność przebaczania i podsycanie waśni, może prowadzić tylko do tragedii. I nawet po latach będzie trudno sobie z nimi poradzić.

Lidia Raś
Polska The Times
17 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia