Rzecz o uchodźcach

"Podopieczni" - reż. Katarzyna Deszcz - Teatr Nowy w Zabrzu

W sobotę i niedzielę (12 i 13.12.) Teatr Nowy po raz ostani w tym roku pokazał "Podopiecznych" Elfriede Jelinek w reżyserii Katarzyny Deszcz. To dobre przedstawienie, ciekawie zagrane, opowiada o uchodźcach, oskarża europejczyków i Polaków o bezradność, obojętność i brak zrozumienia. Problem w tym, że chyba przegrało z rzeczywistością - jego premiera odbyła się dzień po zamachach w Paryżu.

Kolejne ustalenia francuskich śledczych sprawiają, że odbiera się je inaczej niż chciałaby autorka i reżyserka.

Widzów usadzono w tylnej części sceny, aktorzy grają na tle widowni przykrytej czarną folią. To spod niej wygrzebie się większość bohaterów. Na scenie jest przenośna toaleta, plastikowa beczka z wodą, śmieci i kubły na nie. Ktoś rozbije tu przenośny namiot - miejsce tymczasowe, dociera się do niego, by po załatwieniu formalności pójść dalej. Ale stąd nikt nie wychodzi. Wszyscy jakby tutaj utknęli.

Jest kobieta w ciąży i sukni ślubnej (Magdalena Waligórska), jej partner w turystycznej kurtce (Robert Lubawy), facet który mógł być nauczycielem albo urzędnikiem (Dariusz Czajkowski), drugi pewnie był robotnikiem albo ochroniarzem (Andrzej Kroczyński), jest też młoda energiczna dziewczyna (Anna Konieczna) i starsza kobieta (Danuta Lewandowska). Od początku w ich twarzach gestach i ruchach widać beznadzieję, pojawiającą się, gdy wędrówka w nieznane staje się udręką. Będzie w nich też rozpacz, złość i desperacja. Spektakl nie opowiada o indywidualnych losach, skupia się na sytuacji ludzi, którzy bojąc się śmierci uciekli ze swoich krajów. Ktoś opowie o kuzynach, że odcięto im głowy, ktoś inny o porzuconym domu. Wszyscy liczyli, że znajdą tu pomoc i wsparcie, znaleźli urzędników próbujących dopasować przybyszów do przepisów i regulaminów. W sytuacji ciągłego zawieszenia i braku decyzji odnośnie ich losów stają się zdolni do wszystkiego; bójek między sobą i ataków, na tych którzy wciąż nie chcą podjąć decyzji o ich przyjęciu.

Spektakl zaczyna się rodzajem błagalnej litanii skierowanej do urzędników. Odczytująca ją Anna Konieczna jest w kamizelce ratunkowej jakby dopiero wyszła na brzeg z pontonu. Brzmi jak monolog napisany przez wiele osób, które uciekły i na wszelkie sposoby starają się przekonać, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Odwołują się do Boga, do ludzkiej wrażliwości, proponują przeglądanie na smartfonach filmów z okrutnymi egzekucjami. Adresatami oskarżeń padających ze sceny są widzowie i Unia Europejska. Rap śpiewany przez wszystkich wykonawców w sposób ironiczny pokazuje jak wartości, na których została zbudowana zmieniły się w puste slogany.

Uchodźców przyjmuje bezduszny urzędnik (Jarosław Karpuk) i lekarka (Hanna Boratyńska), która głównie rozdaje im żywność. Na scenie od początku obecny jest funkcjonariusz brygady antyterrorystycznej (Agata Śliwa) w pełnym umundurowaniu z odbezpieczonym karabinem.

Przedstawienie z pewnością warto zobaczyć dla aktorów, bo znakomicie pokazali postacie osaczone w miejscu, w którym spodziewały się pomocy i wsparcia. A zaraz po wyjściu z teatru warto, choćby na telefonie, zerknąć na doniesienia internetowych serwisów informacyjnych o zamykaniu granic, terrorystach którzy przybywają w fali uchodźców i zdrowiu tych, którzy przeżyli zamachy.

Wojciech Cydzik
Nowiny Zabrzańskie
15 grudnia 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia