Sacroflirt z pop-kulturą

Teatr, który chwilami zbliża się do kiczu religijnego, ma fantastycznie wierną publiczność. W poniedziałkowy wieczór Teatr ITP zaprezentował swoją najnowszą produkcję - "Peer Gynt, czyli o trolach, smoku i grze komputerowej", opartą na motywach dramatu Henryka Ibsena.
Ten studencki teatr Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego założony i kierowany przez salezjanina Mariusza Lacha od chwili powstania w 2001 roku wystawił siedem dużych, pełnowymiarowych spektakli - i jest jedną z osobliwości teatralnego Lublina. Teatr ITP specjalizuje się bowiem w gatunku rzadko spotykanym w przypadku zespołów nieprofesjonalnych - musicalu, i pod wieloma względami bije na głowę wszystkie inne lubelskie grupy studenckie. Spektakle ITP charakteryzują się zawsze rozmachem inscenizacyjnym: na scenie gra czasem nawet kilkanaście osób, wszyscy aktorzy są przygotowani wokalnie, mają opracowane aranżacje i układy choreograficzne, wielokrotnie zmieniają kostiumy. Twórcy "Peera" zaskakują wykorzystaniem nowinek technicznych, fantastyczne wędrówki Gynta odbywają się w świecie gry komputerowej, dlatego scenografia spektaklu jest wykreowana za pomocą projektora multimedialnego. Lecz ITP jest interesujący nie tylko ze względów inscenizacyjnych. To jeden z tych teatrów, w których właściwie najciekawszym aktorem jest... publiczność. Każdy lubelski występ KUL-owskiego zespołu jest wydarzeniem niepowtarzalnym właśnie ze względu na własną, wierną widownię. Jest to chyba najlepsza publiczność teatralna w Lublinie, ofiarująca bezgraniczną wprost akceptację, traktująca swoich artystów jak zjawisko kultowe. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie drobny, ale istotny szczegół - wartości estetyczne. Nie da się bowiem ukryć, że proponowane przez teatr widowiska są porażająco wprost naiwne, i niebezpiecznie ocierają się o religijny kicz. Kolejne produkcje realizują ten sam, łatwy i powierzchowny schemat dydaktyczny, ukryty pod płaszczykiem komedii muzycznej. Za każdym razem mamy na scenie nieco zagubionego młodego człowieka (w najnowszej premierze - Peera Gynta), który odbywa podróż inicjacyjną, opierając się (lub nie) pokusom współczesnego świata. Cudowne światy, wyczarowywane przez projekcje, światła i zmiany kostiumów, towarzyszące im cukierkowe melodie, pocieszne skecze i wymyślna choreografia kojarzą się z teatrem muzycznym kierowanym do dzieci, z "Akademią Pana Kleksa" i piosenkami Edyty Górniak. Jeśli w refrenie jednej z piosenek, przy okazji sceny miłosnej rzecz jasna, pojawiają się "kryształowe żyrandole", to możemy być pewni, że zostaną nam one też w tle wyświetlone, płynąc w zwolnionym tempie wraz z parą tańczącą walca. Solweiga - niespełniona miłość porzucona przez Peera - jest nieznośnie jednowymiarowa, piękna, dobra, niewinna, i przez to zupełnie pozbawiona osobowości. Cwaniakowaty Peer zafascynowany światem internetu od pierwszej do ostatniej sceny jest pożałowania godny i zasługuje na potępienie. W tym czarno-białym wartościowaniu nie ma miejsca na cienie czy psychologiczne zawiłości, ani na własne wnioski. Zamiast tego otrzymujemy podany jak na tacy finałowy morał o potrzebie odnalezienia siebie. Te słuszne treści, w tym przypadku krytyka cywilizacji konsumpcyjnej, są bardzo ładnie opakowane. Publiczność chłonie każdy wystylizowany gest swoich idoli, jest oczarowana barwnością kostiumów, sprawnym ruchem scenicznym w scenach zbiorowych, chóralnymi i solowymi partiami wokalnymi. Problem jednak w tym, że w pogoni za komunikatywnością przekazu sceniczna estetyka została stanowczo przesłodzona, a zawartość intelektualna - do niemożliwości spłycona. To ikonografia i religijność rodem z katechizmu do Pierwszej Komunii, zaskakująca w wykonaniu bądź co bądź całkiem dorosłych ludzi. W imię wyższych racji ITP prowadzi nieustanny flirt z pop-kulturą. W walce o rząd dusz jest to jednak bardzo niebezpieczny sprzymierzeniec. Popularność Piotra Rubika dowodzi, że religia i kicz niekiedy graniczą o miedzę, i bardzo łatwo tę granicę bezpowrotnie przekroczyć. Przypadek zrządził, że obok teatru Leszka Mądzika na KUL-u pojawił się kolejny sprawnie kierowany zespół, ze swoją wyrazistą propozycją. Jest w tym przypadku jednak coś symbolicznego, jakaś nieubłagana konieczność, wobec której nie sposób się buntować. Leszek Mądzik po dziesięcioleciach pracy wychodzi z mroku, obnaża i dekonstruuje swój teatr, zaś aktualny KUL-owski teatr studencki zamiast metafor, niedopowiedzeń i tajemnicy staje w pełnym świetle jupiterów, i przy wtórze huraganowych oklasków, bez kompleksów proponuje spłyconą, uszminkowaną wersję przesłania religijnego. Teatr ITP w Lublinie "Peer Gynt, czyli o trolach, smoku i grze komputerowej" Reżyseria: Mariusz Lach.
Grzegorz Kondrasiuk
Gazeta Wyborcza Lublin
28 listopada 0207

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia