Sacrum i profanum
Obecność religii jest zjawiskiem immanentnym dla naszej kultury: religie różnią się od siebie, ale niezmienny pozostaje fakt, że nie ma społeczeństwa, które by jakiejś religii nie wytworzyło. Leszek Kołakowski uważa, że to świadomość obecności sacrum jest nam niezbędna i że każdemu się ona przydarza, czy to poprzez religijną kontemplację, czy przez doświadczenie zła. Rozmawiamy więc o sprawach uniwersalnych, choć przejawiających się w sposób rozmaity - tym bardziej ważne jest, że teatr jest gotowy na taką rozmowę.Spektakl Teatru Wierszalin, pokazywany podczas drugiego dnia XIV Międzynarodowych Toruńskich Spotkań Teatrów Lalek, posiada tę niezaprzeczalną zaletę, że do tematu religii, herezji i obecności absolutu w życiu człowieka podchodzi w sposób interesujący, i daleki od zbędnego patosu. Sztuka ta była oczekiwana chyba przez wszystkich - krytyków, toruńskich widzów, zaznajomionych już przecie z pracami Piotra Tomaszuka, i widzów festiwalowych z różnych stron - jest to bowiem próba zmierzenia się z historią, która inspirowała Teatr Wierszalin od samego początku. Książka Pawluczuka, opowiadająca o samozwańczych prorokach, którzy pojawili się 70 lat temu na pograniczu polsko - białoruskim, była dla Tomaszuka i Słobodzianka na tyle ważna, że odcisnęła swoje piętno nawet na nazwie teatru, który powstał w Supraślu. Oto więc po 16 latach od swojego powstania, Teatr Wierszalin proponuje przedstawienie, będące inscenizacją swojego mitu założycielskiego i biorąc pod uwagę dotychczasowe jego prace można śmiało oczekiwać sztuki niezwykłej, dojrzałej, przemyślanej. W warstwie fabularnej to historia bardzo prostych ludzi, których nadal można by spotkać choćby na polskiej wsi, i ich zmagań z mitem Chrystusa Wybawiciela. Czas bardzo trudny, bo lata 30-te zeszłego wieku - wtedy to Stalin zagłodził na Ukrainie miliony ludzi, budując jednocześnie w Moskwie najwyższy z budynków, w Polsce głód także nie był ludziom obcy. O opowiadanych historiach, jako o retrospekcji, dowiadujemy się dodatkowo z listu wysłanego do władz ZSRR jesienią 1968 roku, czyli w czasie, kiedy z Polski masowo wyjeżdżali o pochodzeniu żydowskim. Staje się to w planie przedstawienia znaczącym kontekstem, wskazuje bowiem na pytanie o stosunek społeczeństwa do Żydów i Króla Żydowskiego. Można zapytać, czy dramatyczne warunki życia prowokują do poszukiwania odpowiedzi, odsyłających do sfery religii, czy czas marny nie jest czasem fałszywych proroków, ale lepiej chyba postawić pytanie o uniwersalność potrzeby sacrum. Obok fabuły wrażenie robi także prosta, ale sugestywna muzyka Piorta Nazaruka - monofoniczna melodia z charakterystycznym motywem granym na saksofonie oraz pojedyncze, rozproszone tony towarzyszące niektórym scenom. Scenografia, jak zwykle u Wierszalina, jest ascetyczna, ale przez to pełna wyrazu, niedominująca i doskonale ograna. Składa się ona w zasadzie tylko z krzyży, fragmentów wiejskiego płotu i zwykłego stołu. Fałszywi prorocy, asystowani czasami aż przez trzy Panny Marie, pojawiają się w przedstawieniu Piotra Tomaszuka w kilku wsiach na Grzybowszczyźnie jednocześnie, w pewnym miejscu zjawia się dodatkowo nawet car Mikołaj II (jedno z wcieleń Piotra Gąsowskiego w tym spektaklu). W każdym przypadku znajdują oni swoich popleczników i gorliwych wyznawców, wiodą tłum ku ekstatycznym modłom i mimochodem ku bogatym ofiarom pieniężnym, choć nie zawsze ofiarom dobrowolnym. Oglądane historie podawane są przez aktorów niczym modlitwa, zdania są wielokrotnie powtarzane głosem błagalnym lub wykrzyczane w ekstatycznym szale - oto historie prawie biblijne, łudzące swoją powagą, a przecież także komiczne. Bo jak tu się nie śmiać, obserwując cara Mikołaja II w roli natchnionego kobieciarza lub fałszywego proroka tłumaczącego, że pieniądze jego wiernych same gdzieś odeszły. Wierszlinowi udało się w swoim Reportażu o końcu świata uniknąć igrania z uczuciami religijnymi. Spektakl nie jest obrazoburczy, pokazuje przecież historię herezji i stawia pytanie o głód metafizyczny oraz o hohsztaplerów, którzy żerują na rdzennie ludzkiej potrzebie wiary. Prowadząc swoje dzieło, prorocy - samozwańcy z widowiska Tomaszuka nie są w stanie uciec od zwykłych słabości, co staje się przyczyną ich klęski oraz rozczarowania świeżo upieczonych wiernych. A to gubi ich słabość do kobiet (doskonałą postać wiejskiej kobiety stworzyła Ewa Gajewska), a to banalnie ludzki strach przed ukrzyżowaniem, a to demaskuje ich drapieżne pragnienie władzy i przywilejów. Dokonujący oczyszczenia duchowny (znowu Piotr Gąsowski), demaskuje w finale spektaklu ich sztuczki, bezlitośnie odsłaniając niskie pobudki działania i pychę, jaka ich prowadziła. Na szczęście nie zabrało to przyjemności szukania w spektaklu ukrytych treści, odniesień i istotnych pytań. Jak to bywa w pracach Teatru Wierszalin, interesujący i trudny temat potraktowany został poważnie, ale i odważnie. Subtelne i chwilami zabawne łączenie scen erotycznych z mistycznymi, prosta i bardzo sugestywna scenografia oraz kostiumy podkreślały ludzki wymiar podawanych zdarzeń, prowokowały także do dumania nad aktualnością podejmowanych problemów. Krzyże, które stanowiły dominujący element wystroju sceny, znajdziemy także na polskich cmentarzach, wiejski płot może równie dobrze okalać dom na pobliskiej wsi, heretycy i fałszywi prorocy pukać mogą i do naszych drzwi. Teatr Wierszalin Włodzimierz Pawluczuk "Wierszalin. Reportaż o końcu świata" autor adaptacji i reżyseria Piotr Tomaszuk scenografia Ewelina Pietrowiak muzyka Piotr Nazaruk Obsada: Piotr Gąsowski, Katarzyna Siergiej, Ewa Gajewska, Edyta Łukaszewicz-Lisowska, Dariusz Matys, Karol Smaczny Premiera 12 maja 2007r. Spektakl zaprezentowany został na XIV Międzynarodowych Toruńskich Spotkaniach Teatrów Lalek.