Sajgon czy Hamburg?

"Złoty Smok" - reż. Redbad Klijnstra - Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki

Problem imigrantów nie jest w Polsce jeszcze aż tak palący, jak u sąsiadów za zachodnią miedzą. W najbliższym czasie pewnie się to zmieni. Już teraz stałym elementem miejskich krajobrazów stały się budki z kebabem i chińskie restauracje. Nie dochodzi też do wybuchu rasowych konfliktów. Niemcy mają w tej materii znacznie więcej do powiedzenia. O tej problematyce mówi Roland Schimmelpfennig w swoim słynnym już dramacie.

Warszawska inscenizacja ,,Złotego smoka" zdaje się jednak wychodzić z zupełnie innych założeń. Redbada Klijnstrę interesują raczej możliwości scenicznego przekształcania tekstu, niż wyłożenie jego treści. Zostaje zachowany szkielet fabuły. Pięcioro aktorów odgrywa role pracowników orientalnego baru. Kostium każdego z nich nosi przynajmniej jeden element ważny dla charakterystyki postaci - od kimona, przez opaskę, na warkoczu kończąc. Przedstawienie unika jednak pogłębionej psychologizacji. Role kreślone są grubą kreską. Spowodowane może być to tym, że aktorzy przeskakują z jednej kreacji w drugą. Gruby (Zdzisław Wardejn) z nieznośnie ,,cinkciającego" Chińczyka zmienia się nagle w stewardesę. Mrówka (Ewa Dałkowska) przeobraża się z kucharzowej w statecznego, rodowitego Niemca. Na podobnej zasadzie działają inni grający. Oszczędne operowanie światłem, jak i muzyka nie pozwalają na wyszczególnienie którejkolwiek z sytuacji.

Schimmelpfennig umyślnie doprowadza do licznych tarć między członkami niemieckiego społeczeństwa. ,,Złotemu smokowi" brakuje płynności, osadzenia w konkrecie i odnośników do rzeczywistości społeczeństwa ,,multi-kulti". Scenografia składająca się z różnokolorowych geometrycznych brył może być aluzją do wielorasowej zbiorowości i jej wewnętrznych nieprzystawalnościach. Klijnstra wybiera działanie na samym języku dramatu, co oczywiście jest jego świadomą decyzją artystyczną. Skutkuje to niestety zubożeniem warstwy merytorycznej widowiska. Przedstawienie zmienia się w pokaz szkolnych niemal etiud aktorskich, między którymi brakuje wyraźnych pauz. Monotonia jest jedną z wielu wad tego spektaklu. Słabą stroną są też kreacje aktorskie. Jednostajnie gra Maciej Kowalik, którego role zlewają się w jeden wyraz zmęczenia na twarzy ,,Chudego". Konrad Bugaj zaskakuje licznymi przebłyskami, które nie pozwalają jednak na wyraźne zaistnienie na scenie. Elżbieta Kwinta chwilę po tym, gdy ucieka od posługiwania się krzykiem, wpada w irytującą nonszalancję. Jedynie starsi aktorzy - Dałkowska i Wardejn - bawią się swoimi kreacjami, ale jest to tylko igranie z poszczególnymi charakterami.

Spektakle prezentowane na scenie Przodownik są na ogół eksperymentami. Gościnny pokaz z Pragi poległ na polu realizacji, która nie wyzyskała wszystkich możliwości, jakie daje tekst ,,Złotego smoka". Gdzieś przepadł komizm, dzięki któremu Schimmelpfennig nie zmienia się tylko w ciąg niemających większego znaczenia słów. Luźne potraktowanie tematyki społecznej (pamiętny ząb w ,,zupie tajskiej numer sześć") wymagałoby wyartykułowania czegoś w zamian. W tym przypadku na polu posługiwania się nowatorską odmianą języka scenicznego. Niestety, twórcy nie doszli do niczego nowego, oferując zaledwie sceniczną wydmuszkę. Nie jest ona raczej żadnym specjałem w menu chińskiego baru.

Szymon Spichalski
Teatr dla Was
6 grudnia 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...