Salonka pełna snu
Krakowski Salon PoezjiGdy pół godziny przed północą z soboty na niedzielę zaczynał się 204. Krakowski Salon Poezji - pierwsza, z okazji 750. rocznicy lokacji miasta zorganizowana Noc Krakowskich Teatrów kończyła siódmą godzinę trwania. Wszystko, cała iluzja nocna wystartowała około 17.00, a finiszować miała o 2.00. O 23.30 świat był więc już lekko znużony. Wędrowcy, co od 17.00 labiryntem krakowskich teatrów - na salonie rozglądali się za mchami na drzemkę. Czytający aktorzy też, choć pewnie nie z powodu marszu.
Dominika Bednarczyk, mistrz-nestor Marian Cebulski, dyskretny w czytaniu na głos Tomasz Międzik i ten młody, nadzwyczajnie "postrzelony" i nieźle utalentowany Krzysztof Piątkowski, jeszcze student PWST - kolebali się sennie nad wierszami. Powiem od razu - to jest wybaczalne. Nie ma o czym mówić. Salon zatytułowany "Cały świat gra komedię" zmienił się w salonkę "Cały świat gra, że nie śpi". Zdziwiłbym się, gdyby inaczej się stało. Opadały im powieki nad teatralnymi strofami Szekspira, Wyspiańskiego, Asnyka, Lechonia, Słonimskiego, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Tuwima, Leca, Kerna, Śliwiaka i jeszcze kilku, może kilkunastu innych. Opadały powieki, ziewały intonacje, biedna Renata Żełobowska-Orzechowska jak lew przy fortepianie walczyła, by nie pomylić klawiszy białych z czarnymi. Oboista Mariusz Pędziałek cudów dokonywał, by jak diabli cienkiego ustnika nie wrazić sobie w dziurkę nosa. I tylko czasem "postrzelony" Piątkowski budził świat jakimś niepoczytalnym numerem. Po czym wszystko wracało do kołysankowej atmosfery. A, a, kotki dwa, szarobure obydwa...
W przyszłą niedzielę zaś, już klasycznie, czyli o 10.30, Błażej Wójcik zaprezentuje poezję Władysława Chodasiewicza. Dyrektor Teatru im. J. Słowackiego Krzysztof Orzechowski oznajmił, że będzie to jakaś nadzwyczajna niespodzianka... Sprawdzimy.