Sami dokonujcie świadomych wyborów

rozmowa z Małgorzatą Tarasiewicz

Wywiad z Małgorzatą Tarasiewicz, jedną z bohaterek spektaklu "Sprawa operacyjnego rozpoznania" w Teatrze Wybrzeże po premierze 27 sierpnia 2011

Jakie to wrażenie widzieć siebie na scenie, widzieć sztukę o sobie?

Małgorzata Tarasiewicz*: To momentami bardzo wzruszające, rzeczywiście czułam się tak, jakby łzy mi miały napłynąć do oczu, ponieważ czas się cofnął. Sztuka oddaje  atmosferę, nasze  myślenie w tamtej epoce.  Bardzo wiernie oddaje również idee spraw, którymi się zajmowaliśmy. Było to bardzo wzruszające. Jednocześnie bardzo się cieszyłam się, że reżyser dostrzegł w tym wartość i znalazł potrzebę, aby to odtworzyć  w takiej skali.

Jak sądzisz, do kogo ten spektakl jest skierowany?


Mam nadzieję, że jest kierowany do młodego odbiorcy, bo myślę, że w tej chwili jest  wiele problemów w Polsce i na świecie, które należałoby rozwiązać,  stosując metodę non-violence, którą myśmy stosowali. Stosując takie formy organizacyjne, jakie myśmy stosowali, tzn., rzeczywiście oddolne działanie, jednoczące  wszystkich ludzi wokół nawet bardzo prostych problemów. W tej chwili może nam się to wydawać niezrozumiałe. Nawet teraz w Sopocie, kiedy walczymy np. o budżet obywatelski,  ja sięgam do moich doświadczeń z działania w tamtym okresie.

Myślałem, że Marcin Gerwin jest sam w swoich działaniach...

Nie, nie, mamy Sopocką Inicjatywę Rozwojową i ponieważ jest to organizacja nieformalna, to skrzykujemy się wtedy, kiedy  jest taka potrzeba. Tak było w przypadku Parku Grodowego w Sopocie.  Wszyscy działamy razem, przecież zmobilizowaliśmy ok. 80 osób wokół tej sprawy. Myślę, że budżet obywatelski też jest taką sprawą, która wiele osób  zmobilizuje i zainteresuje.

No właśnie, powiedz, dlaczego stało się tak, jak się stało po 1989 roku? Czy społeczeństwu został wyrwany mięsień obywatelski?  Ogromną przestrzeń aktywności publicznej zawłaszczyli politycy. Nie ma żadnej siły kontrolującej, nie na organizacji  typu WachDog w województwie  pomorskim. Dlaczego tak jest?


Absolutnie się z Tobą zgadzam. Boleję, że przez 20 lat  nie udało się stworzyć silnego społeczeństwa obywatelskiego, które byłoby zdolne patrzeć władzy na ręce, przejmować inicjatywy i wprowadzać pozytywne zmiany w naszym kraju.Myślałam, że przed 1989 WiP  był niewygodny dla wszystkich. Najpierw był niewygodny  dla władzy  komunistycznej, a nagle, w takim samym stopniu, stał się niewygodny dla władzy solidarnościowej  po 1989 roku.  Weźmy np.  sprawę elektrowni atomowej. Przed 89. fajnie, że my byliśmy przeciwko elektrowniom atomowym, ponieważ godziło to w komunę, ale w momencie, kiedy  Solidarność przejęła władzę  i wtedy też chciała mieć  swoje elektrownie atomowe, to my im już nie byliśmy  potrzebni. Tak samo się stało ze sprawą służby wojskowej. Fajnie, że nasi uczestnicy odmawiali służby wojskowej, ale tylko tej w zniewolonej Polsce, bo w wolnej Polsce, to chyba wszyscy będą chcieli mieć „możliwość i honor pełnić służbę wojskową i bronić ojczyzny”, tymczasem to nieprawda. I to, co myśmy głosili, było nagle niepotrzebne, niewygodne i tak dalej. Lepiej, żeby nas nie było, żebyśmy tych swoich metod nie upowszechniali.

Zdradzę wielką tajemnicę, ale jesteśmy z tego samego pokolenia. Kilka spraw, które były pokazane w  tym spektaklu, widzę inaczej, mam  inne doświadczenia, inaczej rangowałbym na mapie aktywności organizacji właśnie Wolność i Pokój. Nie odbieram zaszczytów i walorów, ale wydaję mi się, szczególnie w napisach końcowych, że troszkę to było nieskromne. WiP można odebrać jako obrzeża Solidarności. Wyście się nie mieścili w Solidarności. Jeden z bohaterów mówi wręcz:  „Nie było dla nas miejsca w tej Bogoojczyźnianej Solidarności”. Druga sprawa dotyczy Klaudiusza Wesołka, który jest nadal społecznie aktywny. W sztuce został potraktowany "równo z ziemią", jako oszołom, jako wariat. To na pewno człowiek bardzo dynamiczny, ale wydaję mi się, że tutaj został troszeczkę niesprawiedliwie oceniony. Odebrałem przekaz jako nieskromne poczucie wyższości, np.  nad Solidarnością Walczącą.

Ja tego tak nie odebrałam. Mogę tylko potwierdzić to, co powiedziałam. Zaczęłam pracę w Solidarności w 1991 roku, już w legalnych strukturach i tam zostałam mianowana koordynatorką Sekcji Krajowej Kobiet wierząc, być może naiwnie, że mogę przenosić  metody WiPowskie  i budować niezależną sekcję kobiet.  I w momencie, kiedy pan Krzaklewski został szefem związku, ze względu na to, że prawa kobiet były zbyt niewygodne, bo rolę kobiet pan Krzaklewski chciał inaczej promować i ze względu na jego bliską relację z kościołem katolickim, zostałam pozbawiona pracy. Mnie się wydawało, że to będzie oczywiste, że my w wolnej Polsce działamy jawnie, że mamy równe poparcie. A tu po prostu szok, bo absolutnie tak się nie stało. I teraz, jak widać przez te dwadzieścia parę lat, nie udało nam się stworzyć silnego społeczeństwa obywatelskiego,  dlatego ten spektakl i takie właśnie przypomnienie tego i tych spraw, jest ważne.

No tak, ale Ty nie patrzyłaś i nie płakałaś na tą sytuację. Założyłaś jedną z najmocniejszym organizacji, nazwę to ogólnie, kobiecych.

NEWW (Network of East-West Women) powstała jako organizacja międzynarodowa, ale obecnie  robimy teraz bardzo dużo w Polsce, chociaż też działamy nadal w wymiarze międzynarodowym.

Mnie się wydaję, że czasy, jakie mamy, są bardzo ciekawymi czasami właśnie dla liderów organizacji pozarządowych, ale tych realnych organizacji pozarządowych.NGO to taka organizacja, która jest niezależna od administracji publicznej, czyli samorządowej czy centralnej. Wiemy, jak to jest bardzo trudne, kiedy większość organizacji jest uzależniona od środków z pierwszego sektora.  Czy jest jakakolwiek szansa, że "wrócą chłopcy i dziewczęta z tamtych lat"?

Myślę, że wspomniana tutaj Sopocka Inicjatywa Rozwojowa dla mnie to taka organizacja, która przypomina tego typu działania.

Ale to jest Sopot. Sopot jest wyjątkowym miastem.

Takich inicjatyw jest mnóstwo w całej Polsce, chociażby Kongres Ruchów Miejskich działa w całej Polsce.

Ale to niszowe...

WiP też był niszowy.

Wy w Sopocie macie jakiś realny wpływ na rzeczywistość, bo to jest mała społeczność i żyje tam bardzo dużo ludzi świadomych, wykształconych, natomiast już kawałek dalej, w Gdańsku, jest zupełnie inaczej.

Moje życiowe założenie jest takie, że należy robić to, co się uważa za ważne i słuszne, żeby być w porządku wobec siebie i wobec swoich wartości, które się wyznaje. Nawet jeżeli będę sama, to będę się starała działać, bez wsparcia grupy, bez żadnego wsparcia. Uważam, że warto jest to robić i może inni dołączą.

Co byś powiedziała młodym ludziom?

Bacznie przyglądajcie się otaczającej was rzeczywistości. Sprawcie, żeby była możliwość kontrolowania polityków, żeby nie było tak, ze narzuca się wam sposób patrzenia na świat, na to, co macie robić i wartości, tylko żebyście sami dokonywali świadomych wyborów.

Dziękuję za rozmowę.


*Małgorzata Tarasiewicz - Dyrektorka Stowarzyszenia Współpracy Kobiet, NEWW-Polska od stycznia 2000 roku. W latach 80-tych działaczka Ruchu "Wolność i Pokój". W latach 1989 - 1991 - koordynatorka Sekcji Krajowej Kobiet NSZZ, Solidarność, następnie od 1991 do 1995, prezeska Stowarzyszenia Amnesty International w Polsce. Od 1996 do 1997 - koordynatorka biura nowojorskiego oddziału organizacji Network of East-West Women. Po powrocie do Polski od 1997 do 1999 - koordynatorka projektu Amnesty International w Polsce dotyczącego powołania do życia Międzynarodowego Trybunału Karnego. Od września 2003 do marca 2005 roku członkini Rady Krajowej partii Zieloni 2004.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
1 września 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia