Samotne, biedne, szalone cudo

Miłość to uczucie, które potrafi zrobić z mózgu energetyczną puszkę, szalejących komórek nerwowych. Nie zawsze jednak w pozytywnym sensie dla ducha człowieka. Ta smutna definicja sprowadza piękne uczucie do nędznych nizin anihilacji ludzkiego serca. Zdaje się, że kochanie ze wzajemnością jest zjawiskiem elitarnym lub też niektórzy mają po prostu problemy z lokacją uczuć. Pewne jest twierdzenie, że człowiek to jedyna istota żywa, która dopuszcza się takiej samodestrukcji.
Dobrym tego przykładem jest tytułowa postać "Łucji szalonej" w reżyserii Magdaleny Piekorz. Dziewczyna cierpi na samotność. Robi to na swój sposób: z lubieżnym wdziękiem, inteligentnym sarkazmem, dziewczęcym flirtem, ale też z niebezpieczną desperacją. Swój emocjonalny upór lokuje w najbardziej niedostępnym obiekcie - Samuelu Beckecie. Ten zamknięty w sobie, raczej apatyczny, nieśmiały geniusz literacki nie wierzy w miłość. Właściwie to brzydzi się nią. Daje się jednak usidlić pułapkom Łucji. Z psychologicznego labiryntu dziewczyny nie ma jednak prostego wyjścia. Im energiczniej chce się wyrwać z sieci, w tym większe popada kłopoty. W efekcie oboje popadają w obłęd. Łucja Joyce rzeczywiście jest samotna. Ojciec, James Joyce, pochłonięty pracą twórczą nie widzi nic poza swoimi dziełami. Matka z kolei pochłonięta dbaniem o twórcę "Ulissesa". Pisarz mówi, że gdy Łucja była małą dziewczynką, była wielką radością dla ojca. Gdy w porę przebudza się z twórczego ciągu i widzi swoją "radość" na skraju życia stwierdza, że teraz jest dla niego wielką udręką. Z samym Beckettem rozmawia jedynie o literaturze - nad tematem córki ciąży tabu. "Przebudza się" dopiero po swojej własnej śmierci, nawiedzając Samuela w szpitalu dla obłąkanych jako duch. Wtedy literatura przestaje istnieć, nadrabia stracony czas, staje się ojcem - rozmawia o niej z Beckettem. Łucja uznawana jest za piękność i cudo. Dobrze zdaje sobie z tego sprawę, ale chce rozebrać się z tego miana. Nawet w sensie dosłownym. Bo cuda nikt nie dotyka, cudo się podziwia! Nietknięte piękno jest zawsze samotne. I usycha. Zdawałoby się, że zakochuje się w Beckecie na siłę. To taki kaprys rozpieszczonej jedynaczki: rozkochuje w sobie przyjaciela ojca, przy okazji bardzo uznanego literata. Samuel jest dla Joyce'ówny wyzwaniem. Z uporem, seksapilem i inteligencją dąży do obranego celu. Gdy w grę wchodzą prawdziwe uczucia, sprawa nabiera niebezpiecznego wyrazu. Jej uczucia przeradzają się w szaleństwo. Obłęd zmusza ją do szukania Samuela po całej Europie. Wkrótce staje się niebezpieczna nawet dla psychiatrów. Desperacja nie pozwala jej zostać samą - poznaje pewnego Rosjanina. Cóż z tego, że Beckett proponuje jej przyjaźń? Co jej z więzi bez miłości? Całemu spektaklowi towarzyszy atmosfera szaleństwa. Scenografia sprawia, że widz czuje się, jakby akcja spektaklu nie wychodziła poza rany psychiatrycznej izolatki. Białe meble i ściany popisane są słowami, które razem nie tworzą żadnego sensu. Równie psychodeliczna jest Łucja: potrafi przejść od super energetycznej trzpiotki do obłędnej katalektyczki. Brawa dla Krzysztofa Zawadzkiego, który swojej postaci nadał wizerunek niedostępnego artysty, trzymającego ludzi na dystans, a uczucia na wodzy. Stworzył wokół siebie aurę, szklaną szybę, ze swoimi tajemnicami w środku. Teatr im J. Słowackiego w Krakowie Don Nigro "Łucja szalona" przekład: Julita Grodek reżyseria: Magdalena Piekorz scenariusz: Marcel Sławiński kostiumy: Magdalena Tesławska muzyka: Adrian Konarski reżyseria świateł: Marcin Koszałka asystent reżysera: Marcin Maziarzewski Obsada: James Joyce - Krzysztof Kolberger ( gościnnie ), Nora Joyce - Anna Tomaszewska, Lucia Joyce - Barbara Kurzaj, Samuel Beckett - Krzysztof Zawadzki, McGreevy - Radek Krzyżowski, Jung - Marian Dziędziel Premiera: 5.10.2007r.
Aleksandra Pyrkosz
Dziennik Teatralny Kraków
28 stycznia 2008

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia