Schorowany Molier

"Chory z urojenia" - reż: G. Pampiglione - Teatr Słowackiego w Krakowie

"Chory z urojenia" już za rok będzie świętował swoją dziesiątą rocznicę na deskach Teatru Słowackiego i w gruncie rzeczy ta teatralna dekada wcale nie dziwi. Spektakl ma w sobie wszystko, co jest potrzebne do osiągnięcia kasowego sukcesu. Mamy znanego każdemu (od wczesnych lat szkolnych) Moliera, czyli gwarancję dobrej komedii z inteligentną pointą, piękne dekoracje i kostiumy oraz wisienkę na torcie w postaci sławnej twarzy. Wydawałoby się, że z takich ingrediencji powstanie pełnowartościowy deser, ale niestety cukiernik nie zachował proporcji i ostatecznie ciężko przełknąć te słodkości

„Chory z urojenia” to właściwie spektakl jednego aktora. Andrzej Grabowski w roli hipochondrycznego Argana sprawdza się nienajgorzej, bez wysiłku wciela się w rolę wielkiego (dosłownie) pana domu, który włada życiem reszty domowników będąc teoretycznie w stanie agonalnym. Nadgorliwość z jaką wyczekuje kolejnych kuracji, których większość ludzi unika jak ognia, rzeczywiście budzi rozbawienie. O ile w postaci Grabowskiego bez trudu udaje się odnaleźć wszystkie odmiany molierowskiego komizmu to odnośnie reszty bohaterów powiedzieć tego nie można. Zamiast wykorzystać niuanse, jakie daje tekst, Giovanni Pampiglione buduje swoich bohaterów głównie z teatralnych gestów i krańcowej karykaturalności. Najlepszym przykładem tego może być Kleant albo doktor Biegunka z synem – ostatnia dwójka jest ucharakteryzowana niczym Szalony Kapelusznik w najnowszej ekranizacji „Alicji w Krainie Czarów”. Mając cały arsenał komediowych możliwości reżyser sięgnął po schematy, co rzadko kiedy daje dobry rezultat. 

W spektaklu brakuje również pokreślenia bardziej dramatycznych aspektów molierowskiej komedii. Gdzież podziała się ta nuta goryczy towarzysząca świadomości nieuchronnej śmierci? Bo przecież z tego słynął autor – w lekkim tonie potrafił pokazać widzowi nie tylko typowo ludzkie grzeszki ale też te gorsze, głębsze lęki.

Warto wspomnieć kunsztowne kostiumy, zaprojektowane przez Santi Migneco, które wprowadzają ową zapowiadaną przez reżysera „włoską pikanterię”. Pan Czyściciel, wpadający na scenę w bardzo mrocznym stroju, z sową na ramieniu, nie pozostawia złudzeń co do charakteru XVII-wiecznej sztuki lekarskiej. Podobnie ciężki, bordowy płaszcz Argana narzucony na skromną, białą pidżamkę, podkreśla słabość człowieka nie tylko owładniętego obsesją na punkcie własnego zdrowia, ale też omamionego urokiem młodszej żony, który pretenduje do roli surowego ojca. Nie ma wątpliwości, że gdyby w „Chorym z urojenia” było więcej „ducha” Moliera, te stroje byłyby wielką zaletą sztuki. Jednak w tym wypadku wydają się być jedynie skorupką, która ukrywa pusty środek.

Giovanni Pampiglione reklamuje swój spektakl jako mieszankę francusko-polsko-włoską, a chociaż początkowo brzmiało to całkiem intrygująco, ten barwny koktajl nie przypadł mi do gustu.

Sonia Kaczmarczyk
Dziennik Teatralny Kraków
13 kwietnia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia