Seans terapeutyczny

"Lot nad kukułczym gniazdem" - reż. R. Talarczyk - Teatr Śląski w Katowicach

"Lot nad kukułczym gniazdem" w reżyserii Roberta Talarczyka, rozpoczynającego dyrektorowanie w Teatrze Śląskim, to wciągająca sztuka, w której jest miejsce na śmiech i wzruszenie.

W tłumie reżyserów prześcigających się w realizacji mało mających wspólnego z oryginałami literackimi przedstawień wyjątkami są ci, którzy starają się przekazać myśl odautorską. Na szczęście nowy dyrektor Teatru im S. Wyspiańskiego w Katowicach nie uległ temu trendowi. Jego realizacja pozostaje wierna sztuce Dale Wassermana, napisanej na podstawie głośnej powieści Kena Keseya, rozsławionej filmem Milośa Formana. Reżyser poszerza ją o perspektywę i doświadczenia czasów, w których żyjemy.

Już przyciągający oczy plakat Agaty Nosal pokazuje, o co w spektaklu chodzi. W ptasim gnieździe zamiast jajek czy piskląt widzimy leżący ludzki mózg. Decydując się na uczestnictwo w spektaklu, trafiamy w centrum dramatu rozgrywającego się nie na bitewnych polach, ale właśnie w naszym mózgu. Podobno każdy ma jakieś cechy choroby psychicznej, tylko mało kto poddaje się zdiagnozowaniu. Talarczyk każe aktorom zamknąć na klucz drzwi widowni, tak że od początku przedstawienia widzowie znajdują się razem z aktorami we wnętrzu szpitala psychiatrycznego. Niejeden odczuwający lęki klaustrofobiczne może źle się poczuć, zostając wrzucony na oddział ostrych czy przewlekłych "przypadków". Ale właśnie o dyskomfort uczestników tego seansu terapeutycznego chodzi. Oglądający muszą zadać sobie pytanie, czy są za wolnością i mówieniem "nie" wszelkim przejawom autorytaryzmów, tak jak to robi anarchista - McMurphy, rewelacyjnie grany przez Dariusza Chojnackiego. Czy też z pokorą przyjmują narzucone im zasady i restrykcje związane z ich nieprzestrzeganiem. Za wykroczenie poza regulamin i użycie agresji wobec mocno prowokującego personelu grozi lobotomia.

Sztuka Wassermana była manifestem przeciw ograniczaniu wolności niezależnej jednostki przed pacyfikującymi ją ustrojami. Dziś odbieramy ją jak rzecz o totalnym, bezrefleksyjnym podporządkowaniu bezmyślności, którą narzucają nie tylko panujący ustrój, ale praca w większym zespole, korporacji itp.

Spektakl w Teatrze Śląskim to znakomity popis umiejętności aktorskich zespołu. Wyprana z emocji Katarzyna Brzoska świetnie odtwarza siostrę Ratched. Majestatyczny Grzegorz Przybył, kreujący Wodza Bromdena, przejmuje i porusza, kiedy na koniec wkłada pióropusz wielkiego indiańskiego wodza. Antoni Gryzik rozbawia i zapada w pamięć, wcielając się w Pułkownika Mattersona.

Okazuje się, że na tak zwanej prowincji teatr wcale nie ma się źle.

Barbara Gruszka-Zych
Gość Niedzielny
6 grudnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia