Seks, lalki i syreny alarmowe

"Nora czyli dom lalki" - 4. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIA

W zaprezentowanym w Łaźni Nowej przedstawieniu "Nora albo dom lalek" reżyser Herbert Fritsch zamienił mieszczański dramat Ibsena w mroczną baśń, której bohaterowie, w nawiązaniu do tytułu sztuki, niemal dosłownie przeistoczyli się w lalki. Spektakl Theater Oberhausen to jednocześnie pierwsze wydarzenie w harmonogramie Boskiej Komedii, otwierające czwartą edycję festiwalu

Przedstawienie Fritscha praktycznie nie posiada dekoracji, z wyjątkiem groteskowej, dwuwymiarowej choinki powleczonej folią aluminiową, wyglądającej jak monstrualnych rozmiarów dziecięca wycinanka. Dzięki temu na pierwszy plan w warstwie wizualnej wysuwają się zaskakujące kostiumy Victorii Behr oraz charakteryzacja aktorów. W spektaklu Fritscha ibsenowscy bohaterowie niemal dosłownie zamienili się w lalki – pozbawione jednak wszelkich skojarzeń z sielanką dziecinnego pokoju. Postaci pojawiające się na scenie to raczej niepokojące erotyczne zabawki lub woskowe figury z gabinetu strachów. Wszyscy mężczyźni wyglądają niczym manekiny rodem z tunelu grozy w wesołym miasteczku, wyraźnie inspirowane kultowym filmem "Frankenstein" Jamesa Whale’a, z grubą warstwą bielidła na twarzach i perukami, w których z pomiędzy rzadkich kępek włosów świeciła trupio blada skóra. Kobiety natomiast zdecydowanie różnią się między sobą: Nora (Nora Buzalka), z burzą płomiennorudych włosów, cyrkowym makijażem i sztucznymi rzęsami silnie kontrastuje z trupiobladą panią Linde (Manja Kuhl) o białych włosach i krwistoczerwonych ustach, jakby żywcem wyjętą z gotyckiej powieści. Także ich ubrania nasuwają zupełnie inne skojarzenia: sukienka Nory, rozłożysta, wyglądająca niczym skrzyżowanie dziecinnej sukieneczki ze strojem baletnicy, kompletnie różni się od czarnej, koronkowej, długiej do ziemi sukni z tiurniurą noszonej przez Linde.  

Kostiumy aktorek wydają się nawiązywać do ich seksualności, wysuniętej w spektaklu na pierwszy plan. Pani Linde, kobieta-wamp, świadomie czyni ze swojej atrakcyjności narzędzie, z którego nie waha się korzystać. Nora natomiast miota się, obmacywana, poklepywana i poszturchiwana przez wszystkie inne postacie (włącznie z panią Linde). Wszelkie potyczki słowne i próby woli, w jakie wdaje się z innymi, zawsze mają seksualny podtekst – mężczyźni stale starają się dosłownie wleźć jej pod sukienkę. W jednej z mocniejszych scen przedstawienia wszyscy rzucają się na Norę, która dosłownie znika pod masą szarpiących ją ciał, i zdzierają z niej ubranie. Dodatkowo, kobieta ciągle jest podnoszona, przenoszona i ustawiana niczym prawdziwa lalka. Mimo to zdarzają jej się momenty, kiedy w oczywisty sposób gra swoim seksapilem i stara się wykorzystać pożądanie mężczyzn do swoich celów – choć na ogół z niewielkim skutkiem. Mimo wysiłków, Nora ciągle kończy jako wspinająca się na puenty baletnica, drobiąca niewygodnymi kroczkami w takt muzyki, którą gra jej ktoś inny.

Przy tak dużej ilości erotycznych nawiązań, motyw seksualnego zniewolenia zupełnie dominuje przedstawienie Fritscha. Potęgowany dodatkowo przez oświetlenie przypominające tandetne kolorowe neony rodem z domu publicznego, stopniowo zagłusza wszystko inne, co, niestety, po pewnym czasie zaczyna nużyć. Choć niewątpliwie ogromnie efektowne, postacie w spektaklu są kompletnie dwuwymiarowe, pozostają prawdziwymi "lalkami". Efekt ten z pewnością ma swoją wartość, ale nie wystarcza jej na napełnienie treścią całego, niemal dwugodzinnego przedstawienia. Po początkowym zdziwieniu widz stopniowo przywyka do niezmiennej konwencji i po niedługim czasie nic nie jest go już w stanie zaskoczyć… a raczej prawie nic, ponieważ w Łaźni Nowej najwyraźniej miało miejsce wydarzenie, które było zaskoczeniem nawet dla artystów i organizatorów.  

W kulminacyjnej scenie przedstawienia doktor Rank (Henry Meyer) podpalił fajerwerki przytwierdzone do stojącej cały czas z tyłu sceny wycinankowej choinki. Fontanny iskier i kłęby dymu tworzyły niezwykle spektakularny efekt, stanowiący tło ostatecznej rozmowy małżonków. Nie tak jednak spektakularny, jak następujące niemal natychmiast po nim wycie alarmu przeciwpożarowego, zupełnie zagłuszające aktorów. Wychodzący po skończonym przedstawieniu widzowie mogli jeszcze "na deser" obejrzeć zajeżdżający pod teatr wóz straży pożarnej. Festiwal Boska Komedia rozpoczął się tym, co wydaje się wpisane w definicję krakowskich festiwali teatralnych – organizacyjną wpadką. Miejmy nadzieję, że były to "pierwsze koty za płoty" i przez najbliższe półtora tygodnia będzie już tylko lepiej. 

"Nora czyli dom lalki", Theater Oberhausen, reż. Herbert Fritsch. Przedstawienie grane w Łaźni Nowej w ramach festiwalu Boska Komedia 

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
6 grudnia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...