Seks, władza, pieniądze...

"Bolesław Śmiały" - reż. Paweł Świątek - Małopolski Ogród Sztuki

O tym, że Bolesław Śmiały nie był królem jak z bajek dla dzieci, który siedzi grzecznie na tronie i łagodnie spogląda na swój lud, wiedzieliśmy od dawna. Najoczywistszym tego dowodem jest fakt, że nie miał oporów pozbawić członków biskupa krakowskiego Stanisława.

Kilka innych grzechów też miał na sumieniu, o czym wspomniał dość wyraźnie Stanisław Wyspiański w swoim dramacie "Bolesław Śmiały". Reżyser Paweł Świątek zdecydował się ostatnio wystawić ten tekst pod egidą Teatru Słowackiego na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki, nie przejmując się tym specjalnie, że nie jest on zbyt jasny i przejrzysty. By ułatwiać jego odbiór współczesnemu widzowi, przedstawił władcę jako nieokrzesanego gangstera, dla którego liczy się tylko seks, władza i pieniądze. I co tu dużo pisać, trafił w punkt.

Grający Bolesława znakomity Michał Majnicz występuje z łańcuchami na szyi, w szlafroku, w jakim na ring wychodzą bokserzy, a może, idąc jeszcze dalej, uczestnicy wyreżyserowanych walk wrestlingu. Swoją politykę realizuje waląc przeciwników na odsiecz. Skrupułów nie ma też w życiu prywatnym. W domu, jak na króla przystało, ma swoją ciężarną królową, stylizowaną na bohaterkę filmu "Gnijąca panna młoda" (Katarzyna Zawiślak Dolny), a po godzinach uprawia ostry seks z Krasawicą (Pola Błasik) na stole zbudowanym z niegdyś popularnych kaset VHS. Nie bez powodu. Scenograf Marcin Chlanda, jak i autorzy świetnych kostiumów oraz charakteryzacji - Maciej Czuchryta i Marta Wieczorek, tworząc plastyczną stronę przedstawienia, nawiązali do klasycznych horrorów. Ich miłośnicy mają szansę przerzucać się tytułami, zgadując, co z czego się wywodzi, niemal przez cały spektakl. Stanowi to dodatkowy jego smaczek, nie odciągając jednak widza od śledzenia narastającego konfliktu między władzą świecką i duchową. Biskup Stanisław jest tu bowiem kompletnym przeciwieństwem dzikiego, prymitywnego Bolesława. Grający go Rafał Dziwisz wygląda i zachowuje się jak wyrafinowany, główny bohater serialu "Młody papież". Z tą tylko różnicą, że jego twarz przecina krwawa smuga, zapowiadająca to, co nieuchronne.

Król, by go zabić, nie sięgnie po zestaw wiszących nad sceną mieczy. Brodząc po rozsypanych złotych monetach, będzie nakłuwał, niczym w obrzędzie voodoo, uosabiającą duchownego laleczkę, by następnie ją spalić. Bolesław nie wie jednak, co go za to czeka. Legenda o zrośnięciu się członków świętego Stanisława już niebawem odeśle go w mroki historii. Szkoda tylko, że reżyser, bawiąc się cały spektakl różnymi konwencjami, nie przywalił nam w finale bardziej z piąchy i nie pokazał choćby potwornej samotności władcy, do której doprowadziła go niepohamowana chuć, rządzą władzy i mamony. Może wtedy z przedstawienia wyszłabym z głębszą refleksją. Ale i tak uważam, że czas, który spędziłam w Małopolskim Ogrodzie Sztuki nie był stracony.

Magda Huzarska-Szumiec
Polska Gazeta Krakowska
27 listopada 2017

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...