Sentymentalnie i gorzko o miłości

"Klub Samotnych Serc "Portofino"" - reż. Łukasz Czuj - Teatr im. A. Fredry w Gnieznie

,,Byle nie o miłości" – śpiewają przewrotnie aktorzy w finale najnowszej premiery Teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie w reżyserii Łukasza Czuja. Ta smutna, nieco nostalgiczna piosenka kończy ponad godzinny pobyt w ,,Klubie samotnych serc Portofino", w którym widzowie mogli zanurzyć się na chwilę w świecie marzeń, rozczarowań i miłosnych uniesień.

Przestrzeń gry to stonowana, beżowa przestrzeń, nieciekawego klubu. Na scenie stoją krzesła, kozetka, kontrabas w futerale oraz zielona palma w donicy. Kolorystyka, prostota, styl scenografii sprawia, że przenosimy się w czasie mniej więcej sześćdziesiąt lat wstecz.

Mocną stroną spektaklu niewątpliwie jest muzyka. Ciekawe aranżacje starych przebojów w wykonaniu czteroosobowego zespołu (Wojciech Winiarski – gitary, Andrij Melnyk – akordeon, Patryk Rynkiewicz – trąbka, Paweł Głowacki – kontrabas), grane na żywo stanowią prawdziwą przyjemność dla odbiorcy. Aż dziwi fakt, że muzycy są niewidoczni dla widzów przez cały czas trwania spektaklu, ukryci za długimi kotarami ograniczającymi przestrzeń gry.

Struktura widowiska zbudowana jest z następujących po sobie numerów – piosenek, pomiędzy którymi aktorzy wygłaszają monologi wprost do publiczności lub dialogi między sobą.Wątpliwości pojawiają się tu w kontekście relacji akcji dramatycznej do warstwy muzycznej. Co prawda jak na musical przystało, dominantę spektaklu stanowią partie wokalne, ale w przypadku ,,Klubu samotnych serc", historię wpisaną w spektakl potraktowano raczej marginalnie. Numer śpiewany goni numer, widownia przerywa oklaskami widowisko po każdej piosence. Więc dialogi i monologi wplecione pomiędzy kolejne piosenki zupełnie giną, a ich sens dramaturgiczny zupełnie. Bolesne wydaje się także spostrzeżenie, że większość tych recytowanych fragmentów tekstu w ogóle nie jest ciekawie zaaranżowana, aktorzy stoją i mówią, a milcząca reszta występujących siedzi w tym czasie po prostu na krzesłach. Fakt ten sprawia wrażenie, jakby reżyser nie dał aktorom pograć, zinterpretować sensów ukrytych w tekstach, które wypowiadają. Choć niejednokrotnie te dopisane partie tekstu zieją banałem i wulgarnością. Dlatego miałam wrażenie, że konwencja musicalu (w którym z definicji akcja dramatyczna, dialogi, opowiadana historia są równie ważne jak muzyka) jest nieco nieadekwatna w stosunku do zamiarów reżysera. Być może, forma koncertu sprawdziłaby się o wiele lepiej.

,,Klub samotnych serc" wydaje się być spektaklem nieco niedopracowanym, bowiem w większości występujący nie są aktorami teatru muzycznego, więc gubią nieco kroki w układach choreograficznych, a śpiewanie w chórze, na głosy nie zawsze wychodzi im równo, tekst, który śpiewają nie zawsze jest zrozumiały. Natomiast solowe partie wokalne są czasami wręcz zaskakujące. Piosenka ,,Miłość w Portofino" w wykonaniu Anny Pijanowskiej jest pełna emocji, mocna, zapada w pamieć odbiorcy.

Warto też się zastanowić nad samym obrazem miłości, który wypływa z tekstów prezentowanych utworów. To z jednej strony uczucie sentymentalne, do którego bohaterowie spektaklu nieustannie dążą i aspirują, z drugiej zaś stanowi afekt prowadzący do upadku, nieszczęścia, cierpienia. Jednocześnie wydaje się być jednowymiarowy, przedstawiony powierzchownie, to samo dotyczy stereotypowych relacji pomiędzy bohaterami przedstawienia. W tym kontekście o wiele ciekawszy wydaje się spektakl teatru gnieźnieńskiego z ubiegłego roku, pt. ,,Zjednoczenie dwóch Korei" w reżyserii Łukasza Gajdzisa, w którym przedstawiono różnorodność relacji międzyludzkich oraz to jak trudno definiowalnym, migotliwym pojęciem jest miłość.

,,Klub samotnych serc" jest może tylko namiastka tkliwej, uniwersalnej miłosnej historii i może na tym polega urok i przekaz tego lekkiego gatunkowo przedstawienia?

Spektakl skierowano do starszego, dojrzałego pokolenia odbiorców, którzy mają szansę znać twórczość Sławy Przybylskiej, Piotra Szczepanika, Filipinek oraz mieć do niej emocjonalny stosunek. Choć faktem jest, że chyba każdy z nas zna choć jedną piosenkę z tego czasu i lubi czasem ulec jej urokowi.

 

Agata Łukaszewicz
Dziennik Teatralny Poznań
13 lutego 2016
Portrety
Łukasz Czuj

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia