Sezon, którego jakby wcale nie było
podsumowanie sezonu teatralnego 2010/2011Gdańsk chętnie i szeroko mówi o swoich kulturalnych metropolitalnych aspiracjach. Chce się porównywać z największymi polskimi miastami. Ranking "Teatru" to zdrowy zimny prysznic na te aspiracje. I dobra okazja do zastanowienia się, jaki jest prawdziwy stan rzeczy, co ten stan rzeczy konserwuje, a co mogłoby go zmienić
Najlepsi, najlepsza, najlepsi" to tytuł ankiety, jaką między recenzentami rozpisał nobliwy miesięcznik "Teatr", cenione zwierciadło życia teatralnego. Zadaniem domowym recenzentów było wyłowienie wszystkich "naj" w polskich teatrach w sezonie 2010/2011. Poławiali je w najróżniejszych kategoriach - jedną z nich był np. największy skandal sezonu. W tej dyscyplinie bezdyskusyjnie najlepsza okazała się Grażyna Szapołowska i jej występ, a właściwie niewystęp w "Tangu" w Teatrze Narodowym, spektakl, który aktorka sobie odpuściła, bo wolała się pokazać, za ciężką zapewne kasę, w pewnym komercyjnym programie telewizyjnym.
Poza oczywistymi kategoriami, niczym z rozdania Oscarów: najlepsze przedstawienie, najlepsza reżyseria, najlepszy teatr, najlepsza rola żeńska i męska czy najlepsza rola epizodyczna, trzeba też było wskazać m.in. najlepszą nową polską i obcojęzyczną sztukę, najlepszą adaptację czy najlepsze przedstawienie teatru alternatywnego. Kategorii w sumie 19, spektakli w ten sposób wyłowionych - aż 79 (jeśli dobrze zsumowałem słupki, bo niektóre przedstawienia, rzecz jasna, wymieniane są wielekroć, w różnych kategoriach).
Po tym długim statystycznym wstępie mogę już przejść do zasadniczego wątku, czyli obecności w tym rankingu trójmiejskich teatrów. Są? Zmieściły się? Dostrzeżono je? Tak, jest, zmieścił się i został dostrzeżony - gdyński Teatr Muzyczny. Jeden z recenzentów w kategorii najlepsze przedstawienie teatru muzycznego wymienił gdyński "Spamalot" [na zdjęciu], przedstawienie, które - umówmy się - nie jest ozdobą repertuaru gdyńskiej sceny. Gdyby Teatr Muzyczny nie pojawił się w kategorii najlepszych muzycznych przedstawień, ranking byłby już totalną trójmiejską klapą. A tak jest prawie totalną. Ale klapą.
W sezonie 2010-2011, podsumowywanym przez recenzentów, ekspresy z Warszawy do Trójmiasta sunęły, bywało, i osiem godzin, wtedy gdy jeździło się przez Toruń. Ale wyjaśnienie, że recenzentom było nad morze zbyt daleko, jawi się jednak jako wątłe. W ankiecie pojawiają się przecież spektakle z Tarnowa czy Supraśla, dokąd pewnie jeździ się jeszcze gorzej. Nie tędy zatem droga. Nie da się też obronić opinii, że wypowiadający się w ankiecie to stado jednomyślnych krytyków, koteria, chwaląca tylko swoje. "Teatr" zadbał o to, by byli to ludzie z różnych krytycznych stajni, żadna z nich spółdzielnia usług wzajemnych. Nie, nie w tym rzecz. Miniony sezon w trójmiejskich teatrach z pozatrójmiejskiej perspektywy po prostu wygląda tak, jakoby go wcale nie było. I trzeba to przyjąć do wiadomości.
Muzyczny jakoś się wybronił. Teatr Miejski w Gdyni, wiadomo, przeżywał zapaść. Bardziej zastanawia, że ani Bałtycki Teatr Tańca, ani Opera Bałtycka w rankingu się nie pojawiają (no, "Salome" mogliby może PT Recenzenci jednak zauważyć...). Przede wszystkim zaś nie pojawia się flagowa wybrzeżowa scena, czyli Teatr Wybrzeże. I nie pojawia się przecież słusznie, bo miniony sezon, obfity w prapremierowe premiery, nie zaowocował w tym teatrze żadnym prawdziwie wyrazistym artystycznym wydarzeniem.
Wszędzie zdarzają się lata chude i tłuste, także więc w teatrze. Nie byłoby w tym niczego aż tak bardzo gorszącego, gdyby nie fakt, że ten właśnie sezon był podstawą do bezkonkursowego przedłużenia kadencji obecnemu dyrektorowi Teatru Wybrzeże. W tym kontekście trochę jednak ta bezkonkursowa decyzja zastanawia.
Nie chciałbym przy tej okazji znów zestawiać Obecnego Dyrektora z jego Wielkim Poprzednikiem. Odkąd wielbiciele Poprzednika zaczęli opowiadać, że za Jego czasów Teatr Wybrzeże należał do europejskiej czołówki, a aktorki rodziły więcej dzieci, mam obawy, że nie da się już chyba prowadzić o tym rozmowy w granicach racjonalności. Ale można Obecnego Dyrektora porównywać z nim samym. To przecież ten sam miesięcznik "Teatr" uznał przygotowane dwa lata temu przedstawienie "Zmierzch bogów" za godne reżyserskiej nagrody imienia Konrada Swinarskiego, a premierę "Blaszanego bębenka" przed czterema laty promował na swojej okładce. W porównaniu z tamtymi czasami ostatnie lata w Wybrzeżu był zjazdem. Czy łagodnym, czy ostrym, to już rzecz gustu. Ale zjazdem, a nie bezkonkursową trampoliną, pozwalającą odbić się na kolejną kadencję.
Gdańsk chętnie i szeroko mówi o swoich kulturalnych metropolitalnych aspiracjach. Chce się porównywać z największymi polskimi miastami. Ranking "Teatru" to zdrowy zimny prysznic na te aspiracje. I dobra okazja do zastanowienia się, jaki jest prawdziwy stan rzeczy, co ten stan rzeczy konserwuje, a co mogłoby go zmienić.