Sieć - ale jaka?
o zjawisku sieci teatralnejSłownik Języka Polskiego PWN podaje, że sieć to: "plecionka z nici lub sznurka służąca do łapania ryb, rzadziej do chwytania zwierząt, o drobnych, przecinających się liniach"; "system krzyżujących się przewodów, dróg, ulic itp."; "ogół placówek określonego typu obejmujących swym zasięgiem jakiś teren"; "cieniutkie nitki snute przez pająki; też: rozpięta pajęczyna". Sieć to także: "pułapka lub zasadzka na kogoś" oraz "zorganizowana grupa ludzi prowadzących tajną działalność". Słownikowa definicja akcentuje pejoratywne zabarwienie słowa "sieć", zawsze obecne w potocznym języku. Wskazuje także na odwieczne niebezpieczeństwa, jakie się z siecią wiążą. Warto mieć to na uwadze
Metafora sieci – wizualnie bardzo nośna – niemal natychmiast została zaadaptowana w wielu dziedzinach ludzkiej aktywności, nie wyłączając sztuki, choć wydawałoby się, że działalność artystyczna z definicji oprze się systemowi. Obecność pojęcia „sieć” w sztuce ma oczywiście związek z jej komercjalizacją i rozumieniem dzieła jako materialnego dobra (produktu) funkcjonującego na globalnym rynku artystycznym. Drugim, obok ekonomicznego, i najbardziej powszechnym sposobem rozumienia tego pojęcia w kulturze jest jednoczenie się instytucji wspierających rozwój sztuki niekomercyjnej: festiwali, centrów kulturalnych, producentów, niezależnych stowarzyszeń i fundacji, czasem osób. U podstaw każdej nowo powstającej sieci znajdują się zawsze te same cele (różniące się nieznacznie w zależności od specyfiki konkretnej sieci). Chodzi o pragnienie stymulowania rozwoju sztuki i podnoszenie jej jakości poprzez inicjowanie i ułatwianie nawiązywania profesjonalnych kontaktów, wspieranie dynamicznego przepływu informacji oraz upowszechnianie wiedzy i promocję wypracowanych praktyk gwarantujących osiągnięcie powyższych celów.
Intensywny rozwój tego typu zrzeszeń w ostatnich dekadach ma swoje źródła przede wszystkim w narodzinach Unii Europejskiej (jednej wielkiej kontynentalnej sieci) i stworzeniu specjalnych programów promujących i sowicie wspierających współpracę pomiędzy wieloma ośrodkami i krajami. Dla sztuki niekomercyjnej, od zawsze borykającej się z problemem niedostatecznej ilości środków finansowych, sieci stały się zatem szansą na zdobywanie dodatkowych funduszy bez rezygnacji ze swych ambitnych celów artystycznych. Spośród wszystkich dziedzin sztuki zaś współczesny taniec, najbardziej mobilny i od zawsze niemal z definicji swej wielokulturowy, odnalazł w formule sieci idealny model nie tylko międzynarodowej, ale i lokalnej aktywności. „Sieć” i „sieciowanie” (ang. network i networking) stały się zatem zarówno praktyką, jak i ogólną filozofią działania na rynku artystycznym, a często także podstawową strategią na przetrwanie grup czy instytucji. I tak sieci o bardzo różnym zasięgu zaczęły się w Europie pojawiać jak grzyby po (unijnym, finansowym) deszczu. Począwszy od bodaj największej, powołanej na początku lat osiemdziesiątych, IETM (Informal European Theatre Meeting), dziś już nie tylko europejskiej, ale i światowej, zrzeszającej ponad czterystu członków z wszystkich dziedzin sztuk performatywnych. Poprzez te skupione wokół jednej dziedziny sztuki, na przykład tańca, jak promująca młodych twórców, licząca trzydzieści cztery kraje, sieć prezenterów tanecznych Aerowaves, wspierająca taneczną edukację sieć danceWeb czy najnowsza sieć europejskich domów tańca – European Dancehouse Network (EDN). Aż do sieci łączących zaledwie kilka krajów/ośrodków o podobnym profilu artystycznym czy wspólnej misji, jak choćby Jardin d’Europe, która skupia dziesięć ośrodków i festiwali, współprodukuje spektakle i przyznaje doroczne nagrody, czy Junge Hunde, która promuje młodych choreografów. Także już nieistniejąca sieć prezenterów i producentów Transdans, której partnerem – po raz pierwszy w historii polskiej sieciowości – było poznańskie Centrum Kultury „Zamek”.
Warto też wspomnieć o sieci APAP – Advancing Performing Arts Project – której partnerem jest Śląski Teatr Tańca; sieci KEDJA, skupiającej kraje nadbałtyckie – Polska o dziwo nie została do niej zaproszona – i organizującej spotkania tanecznych naukowców i profesjonalistów; w końcu – last but not least – o sieciach lokalnych, narodowych, najczęściej wspierających mobilność artystów i wymianę spektakli, jak choćby szwajcarska sieć RESO.
Sieci oplotły taneczną Europę i wciąż niezmiennie pozostają podstawowym sposobem wspierania międzynarodowych działań oraz pozyskiwania unijnych (i nie tylko) środków finansowych. Stały się naturalnym elementem europejskiego krajobrazu i nikt dziś nie pyta już, czym są i czemu służą. W grupie nie tylko raźniej, ale i łatwiej.
Jednak od kilku lat, głównie za sprawą rosnącej liczby rozmaitych sieci, rodzi się naturalna wątpliwość: czy ilość tego typu struktur przekłada się na jakość ich działania? A bezpośrednio także z powodu zawrotnego tempa rozwoju IETM – niejako sieci-symbolu – której monstrualne rozmiary zaczynają przesłaniać jej istotę. Coraz częściej więc wśród tanecznych profesjonalistów słychać głosy kwestionujące sieciową praktykę i filozofię. Niektórzy próbują działać poza sieciami.
Status sieciowego outsidera jest oczywiście kuszący, pozwala bowiem na zachowanie artystycznej i politycznej (sic!) niezależności. Jednak na życie poza siecią mogą dziś sobie pozwolić jedynie organizacje i instytucje działające w tych nielicznych krajach, w których istnieją alternatywne formy wspierania artystycznej działalności. Poza siecią mogą też działać ci, którzy przez lata wypracowali sobie własne kontakty. Żeby było zabawniej, dotyczy to zwłaszcza pionierów sieciowości, kontestujących dziś system w proteście przeciwko zatraceniu oryginalnych idei sieci.
Ostatnio wręcz modne stało się programowe niezapisywanie się do żadnej sieci. Chodzi o to, by niejako poza oficjalnym systemem uwieść podobnie myślących partnerów, udowadniając wbrew powszechnemu przekonaniu, że do zdobycia kontaktów i rozpoczęcia współpracy żadna sieć nie jest potrzebna. W pewnym sensie nie można odmówić takiemu stwierdzeniu racji, bo przecież współpraca ośrodków odbywała się w skali zarówno lokalnej, jak i międzynarodowej na długo przed globalną karierą sieciowości. Trudno jednak nie zauważyć, że w ten sposób tworzy się nowa, cóż że niesformalizowana, „sieć przeciwników sieciowania”.
Sieć jest więc wszechobecna i nie ma od niej ucieczki. Właściwie postawione pytanie zatem – zwłaszcza w polskim kontekście, gdzie sztuka sieciowania w najlepszym wypadku zaledwie raczkuje – powinno brzmieć nie tyle: „Sieciować czy nie sieciować?”, ale: „Jak sieciować?”. Jak sieciować, by nie zachłysnąć się nowo odkrytymi możliwościami, uniknąć pułapek i niebezpieczeństw naszych poprzedników i właściwie wykorzystać potencjał sieci w celach wspierania rozwoju rodzimej sztuki tańca i choreografii.
W październiku bieżącego roku po raz pierwszy w historii jedno z dwóch dorocznych walnych zgromadzeń sieci IETM (zrzeszającej także kilka polskich festiwali i organizacji) odbędzie się w Polsce – w Krakowie. Na każde spotkanie zjeżdżają się prawie wszyscy członkowie sieci oraz liczni zaproszeni goście (w tym wypadku tysiące uczestników, wielu z nich nigdy w życiu nie ma szansy się spotkać w dżungli zaplanowanych na zjazd akcji...). Każdemu takiemu spotkaniu towarzyszy program artystyczny oraz ogólne hasło, wokół którego budowane są dyskusje, seminaria, także wszelkie działania towarzyszące. Zespół przygotowujący krakowskie spotkanie (do którego miałam zaszczyt zostać zaproszona) i który, notabene, w dużej części składa się z osób nie reprezentujących członków IETM, zaproponował, by polski zjazd odbył się pod dość zaskakującym hasłem PARTY.
Angielskie słowo „party” ma wiele znaczeń – podstawowe to oczywiście „partia polityczna” oraz „zabawa”. U podstaw każdej nowo powstającej partii leży zawsze szczytna misja służenia dobru ogółu, z którą nikt zazwyczaj nie dyskutuje. A potem jak jest, każdy z nas wie najlepiej, zwłaszcza w Polsce... Na szczęście pewną nadzieją na autorefleksję IETM jest fakt, że główny sztab sieci (rezydujący w Brukseli) zaakceptował polską propozycję, by słowo „party” rozumieć przede wszystkim jako „zabawę” – z pewnością bliższą sztuce niż działalność polityczna.
Pytanie na dziś brzmi więc: jak sieciować, by wykorzystać potencjał sieci w celach wspierania rozwoju sztuki tańca i by nasze sieci nie okazały się „zorganizowaną grupą ludzi prowadzących tajną działalność”, ani tym bardziej „pułapką lub zasadzką”? Na kogo? – na nas samych.
Skrócony tekst wystąpienia wygłoszonego podczas I Kongresu Tańca, zorganizowanego przez Instytut Muzyki i Tańca.