Skandalu nie było

"Białe małżeństwo" - reż. Weronika Szczawińska - Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach

Pierwszą sztuką pokazaną w tym sezonie na dużej scenie Teatru imienia Stefana Żeromskiego w Kielcach było "Białe małżeństwo" Tadeusza Różewicza w reżyserii Weroniki Szczawińskiej

Dramat wywołał skandal, kiedy pokazano go po raz pierwszy w 1975 roku. Także młoda pani reżyser zapowiedziana została jako twórca prowokujący i skandalizujący. Jeśli jednak ktoś liczył, że spektakl na kieleckiej scenie przejdzie do historii jako skandal - zawiódł się. Po 35 latach tekst Różewicza nie wstrząsa, na tle historii jakimi raczą nas telewizja, gazety, kino, jest ramotą. Kogóż dzisiaj poruszą dyskusje nastolatek o utracie dziewictwa, o przymuszaniu do małżeństwa przez rodzinę? A monologi dziadka bolejącego nad sobą, bo zamiast oddawać się medytacjom ciągle marzy o cycuszkach i dupciach? Kto jeszcze nie słyszał o dramatach kobiet zmuszanych do współżycia przez niekochanych mężów? Pytanie jednak, co z owej ramotki wydobyła reżyser i czy udało jej się ów tekst uczynić atrakcyjnym dla współczesnego widza.

Z pewnością ktoś, kto nie znał tekstu sztuki nie pozna go po wizycie w teatrze. Szczawińska wycięła z "Białego małżeństwa" interesujące ją fragmenty. Nie dba o psychologiczne prawdopodobieństwo bohaterów czy o narrację. Zamiast tego zasypuje widza scenami jak z wideoklipów. Postacie wygłaszają swoje kwestie, często automatycznie, jak maszyny lub raperzy powtarzają sylaby, słowa, zdania. Do tego cmokają, ciumkają, jęczą tworząc coś na kształt muzyki. Wyginają się, robią miny, zastygają w dziwnych pozach, wykonują mnóstwo ruchów. Kiedyś można by je nazwać obscenicznymi, ale już lata temu Michael Jackson nauczył nas, że chwytanie za genitalia to element tańca. Jeśli kogoś obrusza pocieranie podbrzusza i wąchanie palców przez aktorkę, to rzeczywiście na "Białe małżeństwo" nie powinien iść, bo taką scenę zobaczy.

Aktorzy sprawiali wrażenie, jakby świetnie się bawili na scenie. Swoje lekcje odrobili bardzo starannie i w szkole teatralnej na pewno dostaliby za etiudy piątki. Nie powstał jednak z nich spójny spektakl. Pani reżyser trzeba jednak oddać, że bardzo i to dosłownie rozruszała kielecki zespół. Być może był w tym głębszy sens i być może ktoś potrafi się go doszukać. Ja go nie znalazłam. Mogę jednak polecić kilka scen, kilka gagów wywołujących gromki śmiech.

I jeszcze jedno - nie siadajcie w pierwszych rzędach, bo możecie zarobić waginą, cyckiem albo plemnikami. Pluszowymi co prawda, ale taki jest posag Bianki.

Lidia Cichocka
Echo Dnia
8 grudnia 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...