Skandynawska psychoanaliza

"Plaża" - reż: A. Hubner-Ochodlo - Teatr im. A. Mickiewicza

"Plaża" Petera Asmussena od kilku lat cieszy się niesłabnącą popularnością wśród polskich reżyserów teatralnych i dramaturgów. Teatr im. Adama Mickiewicza w Częstochowie ma ten dramat w swoim repertuarze, którego podstawowym wyznacznikiem jest różnorodność. "Plaża" w reżyserii i ze scenografią André Hübnera-Ochodlo to przedstawienie przepełnione charakterystycznym, skandynawskim klimatem, nawiązującym do utworów Ibsena i Strindberga.

Częstochowskie przedstawienie zrealizowane zostało z dbałością o oddanie specyficznej atmosfery panującej w świecie stworzonym przez Asmussena. To historia dwóch małżeństw, które spotykając się przez szereg lat podczas letnich wakacji, wynajmując pokoje w tym samym pensjonacie. Choć lokum wcale nie jest przytulne, a jednoosobowa obsługa hoteliku pozostawia wiele do życzenia (właściciel stopniowo pogrąża się w nałogu pijaństwa), bohaterom dramatu jakaś nieokreślona siła każe powracać w to miejsce każdego roku, niejako zmuszając ich do zbadania granic swojego człowieczeństwa. Między postaciami dochodzi do romansów, konfliktów, tragedii, mają miejsce wydarzenia, które wystawiają na próbę ich lojalność wobec partnera, jednak nie prawdopodobieństwo zdarzeń jest tu ważne, lecz naszkicowanie obrazu człowieka, który znalazł się w trudnych okolicznościach. I nie chodzi o skonstruowanie przepisu na wybrnięcie z każdej sytuacji, lecz o ukazanie życia wewnętrznego postaci, któremu reżyser przygląda się jak pod lupą, pozostawiając widzowi ocenę zdarzeń, które toczą się w niespiesznym tempie, pozwalającym na zanurzenie się w psychice bohaterów. Wywołuje to u widza rodzaj transu, dzięki któremu wciągamy się w sceniczne wydarzenia. Ciemności, które panują nie tylko na widowni, przybliżają przekaz teatralny do kinowego sprawiając, że momentami czujemy się jak na filmie Bergmana, który pozostanie mistrzem opisywania zawiłości międzyludzkich relacji. Obserwujemy, jak postaci radzą sobie z utratą długo oczekiwanego dziecka, jak wplątują się w romanse oraz łamią zasady, którym - wedle własnej przysięgi - powinni pozostać wierni.  

Przedstawienie jest skonstruowane w charakterystyczny sposób - rozpoczęcie każdego corocznego spotkania sygnalizowane jest kolejnym kolorem światła (zielony, niebieski, czerwony), który zmienia się za każdym razem, gdy nadchodzi kolejny letni wypoczynek. Zawsze jest to jednak światło przyćmione, budujące mroczną atmosferę peryferyjnego pensjonatu. Każda z części jest oddzielona od siebie wideoprojekcjami, na których prezentowane są zdjęcia bohaterów w postaci pokazu slajdów, wtedy też słychać głosy z offu - komentarze bohaterów, urywki dialogów. W oprawie scenograficznej przeważają pleksiglasowe powierzchnie - przezroczysta ściana oddziela pierwszy plan od znajdującej się w głębi sceny przestrzeni (na tej ścianie znajduje się też opuszczany każdorazowo ekran), w której rozgrywa się znaczna część akcji (to tu znajduje się hotelowa jadalnia, czy plaża). Na pierwszym planie widzimy pokoje hotelowe obydwu par, które zasygnalizowane zostały jedynie poprzez podświetlane prostopadłościany, pełniące zazwyczaj rolę łóżka. Reżyser wykorzystał także pomysł z zatrzymywaniem czasu, kiedy bohaterowie przez kilka sekund trwają w bezruchu, podczas gdy jeden z nich zanurza się w opowiadanej historii, zagłębia się w swoje przeżycia. Wszystko to ma na celu umożliwienie widzowi pełnego skupienia na psychice postaci, na sposobie myślenia bohaterów. Neurotyczna, zamknięta w swoim świecie Benedikte (Sylwia Oksiuta) wystawia na próbę cierpliwość Vernera (Maciej Półtorak), który wplątuje się w romans z Sanne (Teresa Dzielska), której mąż Jan (Adam Hutyra) próbuje popełnić samobójstwo po tym, kiedy żona wyznaje mu, iż chce odejść. Mężczyzna nie zabił się, jednak środki, które zażył, spowodowały znaczne uszkodzenia mózgu, ma więc trudności z mówieniem i poruszaniem się, jest uzależniony od kobiety, która chciała go porzucić. Piekło, które fundują sobie bohaterowie, jest rzeczywistością nie do zniesienia - to świat, w jakim nie można normalnie funkcjonować, dlatego oglądane postaci stanowią galerię typów wynaturzonych, postawionych w sytuacji ekstremalnej, lecz jednocześnie bardzo ludzkich, bliskich każdemu z nas.

Nie jest łatwo odmalować na scenie tak wyraziste, charakterystyczne osobowości. To zasługa reżysera i dobrych aktorów, którzy wykazali się wyczuciem specyficznej dramatycznej materii, właściwej dla skandynawskich twórców, którzy są mistrzami zgłębiania ludzkiej psychiki. Częstochowscy artyści udowodnili, że skandynawska szkoła psychoanalizy ma się dobrze i że człowiekiem, bez względu na szerokość geograficzną, targają te same namiętności.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
8 czerwca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia