Skasowali i wpisali w koszty

"Martwa natura w rowie" - reż. Małgorzata Bogajewska - Teatr Na Woli im. Tadeusza Łomnickiego w Warszawie

XXI wiek, a priorytetowa sprawa to porządek, brak odchyleń od normy i rutyny. Podobno to stulecie nowych technologii, czegoś lepszego i bardziej kreatywnego. Tylko czego? Większość rzeczy nie jest nowa, a na nowo odkryta. Natomiast innowacje prawdopodobnie nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, pozostając tylko wąską ścieżką udoskonaleń dla wybranych kast ..., bo nawet śmierć nie jest już argumentem. Na tej kasie – technologicznym cacku trybików, manko mają co piątek. Czasami zdarza się superata, ale to wpisane w koszty ryzyko pracy na kasie. Jednak takim kasjerom, niestraszna nawet inwentaryzacja.

I co się dziwisz drogi odbiorco?! Tak! Śmierć opłacają, a kostuchę wynajęli na umowę bezterminową. To i we Włoszech zabili dziewczynę. Ładna była. Rodzinę miała, większość ma. Jednak to był „dobry dom", a to już utrudnia śledztwo. Bo ciężka się robi atmosfera, gdy odkrywane fakty okazują się coraz bardziej niewygodne. Ale jest i on – inspektor Salti. Zjawia się na miejscu zbrodni i zaczyna wyścig z czasem, a przede wszystkim z... mediami.

Okoliczności przestępstwa nie były oczywiste. Zresztą, jak to zawsze bywa w takich sprawach, gęsta mgła unosi się nad miejscem zbrodni, utrudniając odnalezienie sprawcy. Tylko ta taśma, jasna i wyraźna. Widoczna nawet w mroku. Dodatkowo sprawy nie ułatwiają świadkowie. Poznajemy ich w dość nie komfortowej sytuacji dla ich stanu fizycznego. Kac, zjazd, ćpanie, jest towar i nie ma towaru.

Bohaterowie tego kilkugodzinnego śledztwa nie przedstawiają się od razu. Każdy z nich – w króliczym łbie na głowie, zdejmowanym dopiero gdy zaczyna mówić swoje zeznania. Jednak zanim zostaną wezwani na komisariat, cały czas snują się w tle naprzeciwko gapiów. Wnętrza miejsc odwiedzanych przez inspektora Salti, to bardzo chłodne w wystroju przestrzenie, cóż taka aura. W tym miasteczku wszystko jest chłodne. Zdawałoby się, że najcieplejszy z tego towarzystwa jest trup dzierlatki.

Świadkowie zbrodni mogli się poczuć mocno splątani kołatającymi się myślami i ciągle nowo powstającymi przypuszczeniami. Każdy z nich został podejrzanym, oskarżonym. Byli roztargnieni , przerażeni, czasami nie zdawali sobie sprawy z zaistniałej sytuacji i swojego położenia. Jednak pomimo tego, nie tak łatwym zadaniem stało się wyciągnięcie z nich jakichkolwiek informacji.

Hmm... kryminał to jeszcze czy dreszczowiec? Może po prostu teatr noir (czarny teatr). „Martwa natura w rowie" to balansowanie na granicy dnia i nocy – tego co trzeba, a należy. W tej sztuce nic nie jest jasno określone, nie mamy ostrych konturów postaci, każda z nich przenika między sobą. Istotna dla treści jest dwuznaczność bohaterów.

Fausto Paravidino mocno nadgryza w swoim dramacie obraz poukładanej społeczności na prowincji. Poprzez tę małą miejscowość potęgując ten efekt. Wszystko tam ma swój tor, swoje miejsce. Dlatego tym bardziej przygniata skala tego morderstwa. Zjawia się nagle i wraz ze biegiem śledztwa, coraz bardziej wychodzi poza ramy i normy włoskiego miasteczka. Jest jak hydra, nad którą nikt nie umie zapanować, a do tego jakiś nieborak z uporem maniaka odcina jej ciągle odrastające łby.

I co się dziwisz drogi odbiorco?! Po raz kolejny opłacili śmierć, to i kostucha się zjawiła, bo na etacie. Nie powiem ci jak dokładnie wyglądało miejsce zbrodni, jak mrocznie wili się świadkowie. Właściwie nie powiedziałam nic, ale czy na pewno? Przeczytaj moje słowa jeszcze raz uważnie... A może zgadniesz kto w tych kilkudziesięciu godzinach w kolorze czerni jest głosem wiodącym. Niemniej jednak, tę zbrodnię szczególnie polecam na świeżo i... na żywo! 

Katarzyna Prędotka
Dziennik Teatralny Warszawa
29 czerwca 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia