Skowronki na uwięzi

"Kreacje 2" - II, Warsztat Choreograficzny - Teatr Wielki w Warszawie

Rośnie grono miłośników tańca, którzy biegną na kolejne warsztaty Polskiego Baletu Narodowego nie tylko po to,żeby obejrzeć etiudy młodych i nieco starszych choreografów, ale też się przekonać, jak sobie radzą w innych dziedzinach "rozwoju zawodowego".

Podopieczni Krzysztofa Pastora opracowują układy i sami w nich tańczą, ale też projektują kostiumy i scenografię, redagują książeczkę programową, zajmują się managementem, koordynują przedsięwzięcie od strony technicznej, ustawiają światła, pracują przy obsłudze sali, z uśmiechem serwują widzom kawę i ciastka w bufecie we foyer. Jak twierdzą życzliwi, zyskują umiejętności, które pomagają współtworzyć nowoczesny teatr tańca, poruszać się w coraz bardziej złożonym świecie eksperymentów, programów edukacyjnych i działań interdyscyplinarnych. Jak utrzymują złośliwi, a może tylko zatroskani, zabezpieczają się na wypadek utraty pracy w jednym z najcięższych i najmniej pewnych zawodów współczesnej sceny. 

Podzielam opinię życzliwych i z niesłabnącym zaciekawieniem obserwuję poczynania warszawskich tancerzy. Po bardzo udanym początku "Kreacji" dwa kolejne warsztaty nieco rozczarowały. W czwartej odsłonie, która miała premierę 11 czerwca, chyba każdy znalazł już coś dla siebie, choćby dlatego, że w programie znalazło się tym razem aż dziewięć etiud. Przyznajmy od razu: od znakomitych po takie, o których nie bardzo nawet wypada pisać, bo oglądało się je z pewnym zażenowaniem. Dotyczy to zwłaszcza "Adios nonino" w choreografii Tomasza Fabiańskiego, według deklaracji autora "miniatury baletowej na elementach tanga", w rzeczywistości popisu dwojga tancerzy, który powinien był znaleźć się raczej w przerywniku telewizyjnego Tańca z gwiazdami. Trudno odnaleźć powiew świeżości w przeestetyzowanych, bardzo tradycyjnych układach Arkadiusza Gołygowskiego ("Miłość do Preludium D-dur op. 23 nr 4" Rachmaninowa), Eduarda Bablidze ("Memoryhouse" do muzyki Maksa Richtera, z dość sztampowo wykorzystaną techniką projekcji) i Michała Chróścielewskiego ("Nieśmiertelni, czyli banalna opowieść o dwojgu kochankach z grzybem atomowym w tle").

W tym zestawieniu ciekawie wypadł debiut Barbary Bartnik "Human Object", zgrabna metafora relacji między wspólnotą a jednostką na czworo tancerzy i muzykę zespołu Pink Floyd. Uśmieliśmy się wszyscy serdecznie przy "Lab V" Anny Hop, baletowym slapsticku o słodkich i lukrowanych latach pięćdziesiątych do słodkich i lukrowanych piosenek z epoki (m.in. "The Lion Sleeps Tonight" oraz "Teach Me Tiger") - młoda tancerka ma ogromne poczucie humoru, czerpie ze znakomitych wzorów, choćby z post-punku Michaela Clarka, i nie wstydzi się przyznać, że jej celem jest przede wszystkim dostarczenie widzowi rozrywki. Odrobinę rozczarowali mnie dwaj doświadczeni już choreografowie, Jacek Tyski i Robert Bondara. Spacer Tyskiego okazał się niedopracowaną w szczegółach i dość seksistowską w wymowie historią o tym, jak powierzchowne mogą być relacje trzech kobiet. "8m68" Bondary, w którym autor świadomie odrzucił "temat", wysnuwając narrację bezpośrednio z działań tancerzy, odrobinę znużył powtarzalnością motywów, nawracających bezładnie, czasem wbrew logice dramaturgii. Niestety, formę trzeba choćby zarysować - sama się nie stworzy.

Zdecydowanie najlepszą i najstaranniej przygotowaną etiudą okazało się "Ganz anders" autorstwa kolejnego debiutanta, Australijczyka Lachlana Phillipsa; świetnie pomyślana i z wyobraźnią przedstawiona anegdota o inności, podkreślona dosłowną, ekspresjonistyczną grą kolorem (tancerze, trochę jak u Saschy Waltz, nie tylko mówią ciałem, ale też na bieżąco tworzą sztafaż sceniczny). Od razu rzucało się w oczy, że Phillips pracuje z ludźmi otwartymi na inne języki tańca, realizującymi jego wskazówki bez żadnych uprzedzeń i zahamowań. Bo tego właśnie najbardziej zabrakło w pozostałych ośmiu próbach (może poza Lab V): soliści i koryfeje PBN tak rzadko mają do czynienia z propozycjami nowego teatru tańca, że instynktownie zamykają się w kokonie przyzwyczajeń wyniesionych z baletu klasycznego.

 Co z tym począć, żeby nikomu nie zrobić krzywdy? Może jednak urozmaicić żelazny repertuar taneczny TW-ON, zamiast raczyć widzów abonamentowych powtórkami i nieustannymi odniesieniami do niewątpliwych sukcesów Pastora w amsterdamskim Het Nationale Ballet?

Dorota Kozińska
Ruch Muzyczny
14 lipca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...