"Skrzypek" powrócił na deski Teatru Wielkiego po 25 latach

"Skrzypek na dachu" - Teatr Wielki w Poznaniu

Świetne sceny zespołowe, dobra współpraca na scenie i część niewykorzystanych pomysłów aktorskich - tak można w skrócie podsumować najnowszą premierę "Skrzypka na dachu" w operze. Tym tytułem pożegnał się z poznańską publicznością dotychczasowy szef Teatru Wielkiego - Sławomir Pietras

"Skrzypek" powrócił na deski Teatru Wielkiego po 25 latach. Powrócił dość efektownie, choć nie odkrywczo - zarówno pod względem scenograficznym, jak i wykonawczym.

Scenografia Ryszarda Kai sugestywnie przedstawiła biedną wioskę w carskiej Rosji początku XX wieku. Drewniane domy z tyłu sceny wznosiły się po sam sufit, tworząc tło dla zmieniających się przestrzeni, m.in. podwórza domu Tewjego, jego sypialni czy karczmy Mordki. Wiejski krajobraz tętnił codziennym życiem dzięki wykonawcom - a ci spisali się dość dobrze.

Musical jest formą lżejszą niż opera - rządzi się własnymi prawami. Znajdują się w nim dialogi mówione, wiele scen tanecznych, a dominującym gatunkiem jest piosenka. Duży nacisk (większy niż na walory wokalne) kładzie się na umiejętności aktorskie, taneczne i interpretacyjne. Solistom opery tych umiejętności niekiedy zabrakło, ale były wyjątki. W pierwszym akcie uwagę przykuwali zwłaszcza Monika Mych jako Chawa (bardzo naturalna i przekonująca aktorsko, brawa za prawdziwie "musicalową" emisję głosu) i Jaromir Trafankowski jako Perczyk. Naturalnej energii nie zabrakło też Bartłomiejowi Szczeszkowi (Mordka), zaś komizmu - Gabrieli Klimie (Jenta). W drugim akcie cały zespół rozluźnił się i dzięki temu aktorsko zaprezentował się lepiej. 

Świetny jak zawsze okazał się (również tańczący) chór opery, choć pochwały należą się także zespołowi baletowemu. Efektowne, roztańczone obrazy zbiorowe, rozgrywające się na kilku planach (żywiołowe sceny w karczmie oraz na ślubie Cajtli i Motla), są zasługą Emila Wesołowskiego. Choreograf i reżyser w jednym starał się także o uwypuklenie humoru sytuacyjnego i komizmu postaci - to zaś udało się z różnym skutkiem. Jednak wszystkie niedostatki wynagradzała panująca na scenie atmosfera - tego, że wykonawcy dobrze czują się ze sobą na scenie, po prostu nie dało się nie zauważyć. A dobra współpraca wykonawców to walor nieoceniony. 

"Skrzypek na dachu" to tak naprawdę opowieść o każdym. Każdy ma w sobie Tewjego, który "dzień po dniu na dom zarabiać musi", a po cichu marzy, by "być bogaczem". Każdy w trudnych chwilach w duchu modli się, by Bóg "zechciał sprawić cud". Każdy obserwuje życie i nie pojmuje, "jak się dzisiaj zmienia świat". I każdy równie mocno jak Tewje marzy o tym, by szczęśliwie żyć. Te wszystkie elementy właściwie przesądzają o tym, że niezależnie od tysiąca recenzji dobrych i złych, i nawet pozostając w konwencji sprzed 25 lat "Skrzypek na dachu" jest skazany na sukces. A każdy sukces warto powtarzać.

Martyna Pietras
Gazeta Wyborcza Poznan
1 lipca 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia