Skwer niezapominajek

Miłość Andrzeja Wajdy do Krakowa była miłością odwzajemnioną.

Kraków był dla Wajdy tematem i planem filmów czy spektakli, domem, ale też sojusznikiem pozaartystycznych, obywatelskich przedsięwzięć - pisze Krzysztof Burnetko w miesięczniku Kraków.

Kiedy późną wiosną 2016 roku skończyła się długa seria fet zacnego urodzinowego jubileuszu uznanego polskiego reżysera, ten, zmęczony zapewne nieco, ale i przecież zwyczajnie po ludzku szczęśliwy, zapisał w swoim notatniku: "Po tych uroczystościach 90-lecia pomyślałem, że nie ma rady, teraz muszę iść do raju... Taki los, ale jest jeden warunek - musi on przypominać, a nawet więcej: być w Krakowie. Planty, latem, w słońcu najbardziej się do tego nadają".

Notka była oczywiście żartem poczynionym w charakterystycznym dla Wajdy stylu, łączącym autoironię z głębszą refleksją oraz, zawsze!, zadumą nad - mimo wszystko - pięknem otaczającego nas świata.

Była jednak również wyrazem - kolejnym zresztą - wielkiego przywiązania czy po prostu miłości Wajdy do miasta. Było ono jego schronieniem podczas wojny i miejscem pierwszych studiów - oraz artystycznych, plastycznych jeszcze wtedy, fascynacji. Potem stało się tematem i planem wielu filmów - by wspomnieć tylko "Wesele", "Człowieka z marmuru" czy "Katyń". Osobną pozycję w tym wykazie musi zająć "Z biegiem lat, z biegiem dni" - najpierw w formie spektaklu na deskach Starego Teatru, a potem serialu telewizyjnego. Stary Teatr przez lata był zresztą dla Wajdy polem bodaj najważniejszych w karierze realizacji scenicznych. Był w końcu Kraków jego domem w potocznym już znaczeniu - pomieszkiwał (najpierw na św. Jana, a potem na św. Tomasza) tu przecież na równi z Warszawą. Tu miał grono przyjaciół. W Krakowie wreszcie, w Piwnicy pod Baranami, poznał wielką miłość, ale i muzę, doradcę oraz wsparcie. Z Krystyną Zachwatowicz, bo o niej mowa, stworzyli symboliczną wręcz i rozpoznawalną parę.

Wajda znalazł też w mieście sojusznika swoich pozaartystycznych, bo społecznych czy po prostu obywatelskich, przedsięwzięć. Kiedy z Witoldem Beresiem rozmawialiśmy z nim na potrzeby książki "Andrzej i Krystyna. Późne obowiązki", powtarzał: "Zauważcie, w żadnym innym mieście nie udało mi się tyle, co w Krakowie. To nie może być przypadek!".

Jako pierwszy dowód wskazywał oczywiście na Mangghę - dla niego bodaj najważniejszy koncept spośród mnóstwa pozafilmowych i pozateatralnych pomysłów. Czy w jakimś innym mieście w Polsce - zastanawiał się - byłoby do pomyślenia wybudowanie muzeum poświęconego sztuce i kulturze kraju tak odległego kulturowo, a więc w potocznym odbiorze nawet nie tyle egzotycznego, ile niezrozumiałego i obcego? Tymczasem w Krakowie uchodzącym za bastion tradycjonalizmu i zachowawczego myślenia to się udało! Efektem zaś, prócz samego muzeum, tłumnie odwiedzanego i pączkującego coraz to nowymi inicjatywami, jest rewolucyjne niemal ożywienie położonej po tej drugiej stronie Wisły części miasta.

Są zresztą w Krakowie i inne spełnione wizje Wajdów (bo, jak w wypadku Mangghi, trzeba mówić w tych przypadkach o spółce autorskiej czy wykonawczej "Andrzej & Krystyna"). Choćby Pawilony: Wyspiańskiego i Czapskiego. Wielu powie dziś: to kultura niszowa. Ale właśnie dlatego tym większy szacunek należy się Krakowowi, że znalazł dla niej miejsce. Bo, na przykład, taki Radom wciąż nie może jakoś wyeksponować przekazanej mu w darze przez Wajdę olbrzymiej i bezcennej kolekcji polskiej sztuki współczesnej. Stolica też nie skorzystała z pomysłu nowatorskiej w formie (opracowanej z Allanem Starskim) ekspozycji poświęconej powstaniu warszawskiemu.

"Projekty krakowskie zostały zrealizowane. Pozostałe przepadły. Dlaczego? Dobre pytanie" - pisał do nas Andrzej Wajda. Odpowiedź może być tylko jedna: genius loci.

W piękną (jakżeby inaczej!) wrześniową niedzielę grono przyjaciół przyszło na krakowskie Planty nieopodal Teatru im. Juliusza Słowackiego, by otworzyć tam skwer im. Andrzeja Wajdy. Powstał decyzją (jednogłośną) rady miasta. Ozdobą skweru staną się niezapominajki.

___

Krzysztof Burnetko - niegdyś wieloletni dziennikarz "Tygodnika Powszechnego", później tygodnika "Polityka" (z którym współpracuje do dziś), pasjonat nart i autor wielu książek, z których najmilej wspomina te o Marku Edelmanie.

Krzysztof Burnetko
Dziennik Kraków
12 października 2018

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia