Śląsk - słowo alergiczne
Sztuka trwa dwie godziny, podczas których autor krąży po stuleciach historii miasta, i... ani razu nie pada tam słowo 'Śląsk'. Po prostu trzeba przyjąć do wiadomości, że Śląsk nie istnieje, ba, że nigdy nie istniał, że na świecie nie urodził się żaden Ślązak, a już na pewno nie w Bielsku - o sztuce 'Testament Teodora Sixta' poświęconej Bielsku-Białej pisze Michał Smolorz w Gazecie Wyborczej - Katowice.W zeszłym tygodniu Teatr Polski w Bielsku-Białej zaprosił na prapremierę sztuki Artura Pałygi pt. 'Testament Teodora Sixta' [na zdjęciu] w reżyserii Roberta Talarczyka. Pojechałem z ciekawością, bo przedsięwzięcie zapowiadano jako 'pierwsze dzieło dramaturgiczne poświęcone temu miastu', obiecywano nam 'magiczne odtworzenie tajemnic wielokulturowej przeszłości Bielska'. Wycieczka do teatru okazała się pożyteczna. Najpierw dlatego, że sztuka jest świetnie zrealizowana i zagrana, Robert Talarczyk w ciągu kilku lat z beztroskiego komedianta niepostrzeżenie przepoczwarzył się w dojrzałego reżysera - i chwała mu za to. Ale największy pożytek wyniosłem z poznania samej sztuki. Nie z powodu jakichś szczególnych walorów historycznych, poznawczych czy literackich - pod tym względem utwór jest raczej średni. Ale z jednego powodu dramat Pałygi uznaję za genialny - jako arcydzieło politycznej propagandy, na bielską modłę rzecz jasna. Nie od dziś wiadomo, że pośród tutejszych napływowych elit śląskość jest wielkim, zagrażającym życiu alergenem, wywołującym nawet u statecznego intelektualisty atak wściekłej furii. Mówienie w Bielsku - w było nie było prastarym śląskim mieście - o Śląsku jest śmiertelnym, niewybaczalnym grzechem. Jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwości, do jak obsesyjnych rozmiarów urosły te fobie, niech koniecznie wybierze się do Teatru Polskiego. Kochani, sztuka trwa dwie godziny, podczas których autor krąży po stuleciach historii miasta, i... ani razu nie pada tam słowo 'Śląsk'. Mało tego, dramatis personae to Polacy, Niemcy, Żydzi, Prusacy, Austriacy, Rosjanie, Ukraińcy, Francuzi, Kresowiacy, Lodzermensche, Poznaniacy, Litwini - nie wiem, czy zapamiętałem wszystkich, którzy pojawili się fizycznie lub choćby tylko w słowach. Nie ma ani jednego... Ślązaka. Po prostu trzeba przyjąć do wiadomości, że Śląsk nie istnieje, ba, że nigdy nie istniał, że na świecie nie urodził się żaden Ślązak, a już na pewno nie w Bielsku. Granice absurdu osiągnęli wydawcy reprodukcji pocztówek z ubiegłego fin de siecle'u. Pełno ich w okolicznościowych wydawnictwach, na ścianach teatru, w programie. Wszędzie tam, gdzie na oryginałach było napisane 'Bielitz O.S.' (powszechnie wtedy stosowany skrót od Oberschlesien - Górny Śląsk), wydawcy pieczołowicie 'wygumowali' komputerowo alergenne literki O.S.!!! Jaki Śląsk, czy ktoś słyszał o jakimś Śląsku? Nie ma, nie było, szlus, koniec, chwatit. Do kanonu propagandy weszła zasada: rzeczy, o których nie mówimy, nie istnieją. Był czas, gdy w ramach gierkowskiej 'liberalizacji' komuniści pozwolili mówić i pisać o powstaniu warszawskim, co wcześniej było surowo zakazane. Ale był jeden nieprzekraczalny warunek: ani razu nie mogą paść słowa 'Armia Krajowa'. Byli więc Niemcy i Sowieci, byli angielscy lotnicy, była Wielka Trójka w Teheranie, była Armia Ludowa, Polska Partia Robotnicza, był bliżej nieokreślony 'polski ruch oporu'. Ale nie istniało coś takiego jak Armia Krajowa. W Bielsku można już mówić i pisać o 'wielokulturowej przeszłości miasta', pod warunkiem że ani razu nie padnie słowo 'Śląsk'. Reżyser i zarazem dyrektor teatru Robert Talarczyk to znakomity znawca i smakosz śląskich klimatów, to ten sam autor adaptacji i współreżyser genialnego 'Cholonka' w teatrze Korez, arcydzieła śląskiego ducha. Aż boję się pomyśleć, że ten ceniony przeze mnie artysta osiągnął aż taki stopień konformizmu i po prostu uznał, że 'Paryż wart jest mszy'. Gotów jestem raczej przyjąć do wiadomości, że budując świetne reżysersko przedstawienie, w zapale twórczym nieopatrznie wtopił się w ten bielski świat wiecznych silesianofobów i w zapale twórczym po prostu nie zauważył, w co wdepnął. Od dziś na wszystkich moich wykładach poświęconych propagandzie będę gorliwie polecał bielski spektakl jako klasykę gatunku i materiał obowiązkowy dla słuchaczy.