Słowo w roli głównej

8. Festiwal Prapremier

To ono było najważniejsze w poniedziałkowych pokazach Festiwalu Prapremier. W odegraniu trudnej roli pomogły mu świetne pomysły reżyserów i brawurowe aktorstwo

Pierwsza w historii bydgoskiej imprezy wizyta warszawskiego Teatru Rozmaitości budziła zainteresowanie - wśród widzów - znanymi nazwiskami aktorów i reżysera, wśród dziennikarzy oraz fotoreporterów także dlatego, że wyjątkowo nie pozwolono nam podejrzeć prób zespołu. Poniedziałkowy wieczór zadowolił chyba największych malkontentów - "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej nagrodzone zostało pierwszymi na przeglądzie owacjami na stojąco. Całkiem zasłużenie.

Sprawa wydaje się być prosta: tak dobrze od początku do końca napisanego tekstu w tej edycji festiwalu jeszcze nie mieliśmy: bez przestojów, zbędnych dłużyzn, za to skrzącego się dowcipem - cacko! Reżyser, Grzegorz Jarzyna, zrobił to co mógł najlepszego - pozostał mu wierny. Dzięki temu dostaliśmy dowcipną, zadziornie krytykującą współczesność sztukę. 

A wszystko przez zgrabne zaprzeczenie. Osowiała staruszka (cudowna Danuta Szaflarska) żyje razem z córką i wnuczką w jednym pomieszczeniu \'wielokondygnacyjnego budynku ludzkiego w Warszawie". To obywatelki drugiej kategorii, Polski F. Opowiadają, że nie kupiły wyciągniętej z kontenera na śmieci gazetki "Nie dla Ciebie", bo stać je! Dzwonią do siebie na brak komórki, przebywają w swoim braku pokoju i jeżdżą na wakacje nigdzie, bo gdzieżby indziej. Do tej groteski dochodzą jeszcze: sąsiadka nazywająca się "grubą świnią", która nie chce wychodzić z domu, bo przecież "ludzie mają bardziej wzniosłe powody, by rzygać". To świat zlepiony z oczekiwań, którymi karmią nas kolorowe pisma i internet: biednych i bogatych, także "dobrego" polskiego kina, w którym bohater musi za pomocą supermiły wydostawać się z matni. To opowieść o naszym patriotyzmie i jego braku, o celebrytach, dobroci na pokaz, przywiązaniu do przedmiotów, prostactwie, ale i sile wspomnień. 

Na scenie świetnie wypadła i Mała Metalowa Dziewczyna (Aleksandra Popławska), i jej matka - pracownica Tesco (Magdalena Kuta). Nie do pobicia są także Adam Woronowicz w roli reżysera i Rafał Maćkowiak jako aktor. Niezapomnianą rolę stworzyła Maria Maj (sąsiadka) i Roma Gąsiorowska (Edyta). Dobrze sprawdziła się także scenografia Magdaleny Maciejewskiej. 

Głównym odniesieniem u Masłowskiej jest II wojna światowa - ta z puszczanych mimo uszu opowieści babci i ta sama, której wydarzenia sprawiają, że istniejemy my i świat wokół nas. Wszystko plącze się w słowie, wszystko dąży do uświadomienia radości z bycia Polakiem. 

Artura Pałygę lubię w wersji soft, najlepiej wtedy, gdy wykorzystuje swój cięty język i świetne poczucie humoru. Jego sztuka "Ostatni taki ojciec" tego nie zapewnia. To jakiś koszmar! Spektakl Sceny Prapremier InVitro jest jak zły sen, z którego widz chciałby się jak najszybciej uwolnić. Treść przytłacza, a dobija jeszcze jej niezwykle sugestywne przedstawienie - brudne, demoniczne, z drażniącymi postaciami. Tak, to bardzo dobra produkcja. W scenariuszu inspirowanym "Listem do ojca" Franza Kafki Pałyga zastanawia się nad wyższością postaci ojca nad tatusiem kumplem i partnerem. 

W plenerowym pokazie na placu przed gmachem Teatru Polskiego poznajemy rodzinne relacje - wystraszonych dzieci i potulnej matki, która boi się przeciwstawić mężowi tyranowi. Wojskowy twardą ręką wychowuje dzieci, pije, bije pasem, chodzi na panienki, nie przytula, krzyczy. Trudno odnieść wrażenie, że to co go łączy z dziećmi to miłość, bo uczuć on okazywać nie potrafi. 

Aktorzy grają odważnie na zaaranżowanej przez reżysera, Łukasza Witt-Michałowskiego, przestrzeni - w otoczeniu zbudowanym z płacht brudnego materiału i platform, na których niczym na wojskowych ciężarówkach podróżujemy (szkoda jednak, że nie zawsze konsekwentnie) przez życie bohatera - Franka. A zaczyna się od stypy - pożegnania Ostatniego Ojca (zresztą bardzo plastycznej - z wyjadaniem plastrów wędlin z ceraty, którą przykryty jest leżący w trumnie mężczyzna włącznie; trumna ta posłuży później jako kołyska, stół i łóżko - prosty, ale i wymowny zabieg). Śledzimy całe życie Franka (Remigiusz Jankowski) i jego siostry (Maria Daiksler) - dzieci, które całe życie krótko trzymane przez ojca musiały z czasem się nim zaopiekować (cóż za zmiana w rodzinie, gdy tyran leży unieruchomiony na łóżku - choćby matka (Ewa Pająk) - z szarej, głupiej kurki zmieniła się w wulgarną wampirzycę). Wizja takich relacji rodzinnych kłóci się z aprobowanym obecnie obrazem rodziny. W sztuce nie ma przyzwolenia na kumplostwo, ojciec karze, a kiedy łaskawie spojrzy - jest to najszczęśliwsza, najbardziej doceniona i rozpamiętywana chwila w życiu dziecka. To obrazy, które realnie na naszych oczach malują aktorzy wcielający się kolejno w rolę głowy rodziny: Arkadiusz Cyran, Dariusz Jeż, Łukasz Pruchniewicz. Ale to obrazy, które niejeden chce ze swojej pamięci wymazać. Ale... pozbawieni ojca tyrana, pozbawieni jesteśmy okazji do buntu, nie przypuszczaliśmy może, ale bez niego jest pusto. 

TR Warszawa, Dorota Masłowska "Między nami dobrze jest", reż. Grzegorz Jarzyna, 5 października 2009 r.

Scena Prapremier InVitro, Artur Pałyga "Ostatni taki ojciec", reż. Łukasz Witt-Michałowski, 5 października 2009 r.


Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
8 października 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...