Śluby męskie

"Śluby panieńskie" - reż. Andrzej Błażewicz - Teatr Polski w Poznaniu

„Śluby panieńskie" to jeden z najpopularniejszych dramatów A. Fredry. Poeta polskiego romantyzmu napisał ten utwór zgodnie z obyczajami jego epoki. Sięgając dziś po tę pięcioaktówkę trudno zaakceptować brak samodzielności kobiet – ich naiwność i uległość względem mężczyzn. W XXI wieku tekst ten jest raczej możliwością dowiedzenia się, jak kiedyś wyglądały stosunki damsko-męskie, a nie wykładnią życia.

Chociaż z drugiej strony, patriarchat w polskim społeczeństwie i brak równości obu płci nadal stanowią problem. „Śluby panieńskie" Błażewicza to nie dyskusja o pozycji kobiety, bo na scenie obecni są sami mężczyźni. Ten spektakl nie jest kolejnym odwzorowaniem dramatu, który bądź co bądź zwyczajnie zestarzał się i nie przystaje do obecnych czasów.

Malarnia Teatru Polskiego w Poznaniu dzięki scenografii Aleksandry Grabowskiej zamienia się w miejsce intrygujące, pełne intymności i ciepła, ale również goryczy i rozczarowania. Scena dzieli się na dwie części, aktorzy poruszają się na lub pod metalową konstrukcją z krat. Będąc na powierzchni mogą się wyprostować, biegać czy skakać, ale na trawie, pod kratą mają możliwość bycia naprawdę sobą. Jest jeszcze jeden element – żółty zsyp na gruz, z którego co jakiś czas zwisa jabłko, co oczywiście ma swoje uzasadnienie w trakcie spektaklu. W tej tajemniczej przestrzeni rozgrywa się akcja „Ślubów panieńskich" w reżyserii Andrzeja Błażewicza.

Widownia w skupienia oczekuje rozpoczęcia, słychać kobiecy głos z offu, a żółty zsyp zostaje podświetlony. Fragment opowieści o obojnakach, które Zeus rozdzielił, zakłóca szelest – to Gustaw (Piotr B. Dąbrowski), który pełza pod kratami. Pół nagi bohater czołga się w poszukiwaniu kolejnych elementów ubioru, by przy nakładaniu butów już w pełni wyłonić się wyłonić się spod powierzchni. Chwilę później na scenę wbiega Stryjaszek Radost (Wiesław Zanowicz), mężczyźni pędzą ku sobie, ale coś ich od siebie odpycha. W trakcie tych przepychanek słychać wrzaski jakby zza ściany, otóż między okiennicą a szybą skrywa się zrozpaczony Albin (Paweł Siwiak). Bohater co chwilę wbiega i wybiega ze swojej kryjówki coraz to bardziej załamany brakiem szczęścia w miłości. W trakcie tej bieganiny na scenie pojawia się Klara (Mariusz Adamski) wraz z Anielą (Konrad Cichoń).

Jednak w tej realizacji są to mężczyźni w sukniach i perukach. Pomimo tego zabiegu, twórcy – reżyser Andrzej Błażewicz i dramaturg Paweł Sablik, nie zmienili tekstu, więc wszelkie gry słowne nabierają nowego znaczenia. Kluczowe w tym kontekście wydają się więc tytułowe śluby, które wygłaszają mężczyźni przeciwko mężczyznom. Początkowo nieco naiwna przysięga przeradza się w istny koncert rokowy o nienawiści do rasy męskiej Na scenę wpada Gustaw i na złość wyłącza muzykę, a Aniela uparcie ją uruchamia. Po tej scenie przekomarzania się Klara wychodzi, pozostawiając Gustawa i Anielę samym sobie. On(a) pyta: czego chcesz, po czym ściąga nakrycie wierzchnie i jest w samym gorsecie oraz spódnicy. Kieruje rękę Gustawa na biust i pośladki, po czym wybiega.

Gaśnie światło, uwaga widza skupia się na żółtym zsypie, z którego zwisa jabłko. Głos z offu kontynuuje opowieść o obojnakach. Po kilku kolejnych grach słownych wynikających z osadzenia mężczyzn w rolach kobiecych zmienia się nastrój - na scenie pojawia się zrozpaczony Albin i wyniosła Klara. Na ścianie wyświetla się obraz, kamera ukazuje z góry fotel na którym siedzi pan(na). Gestem zachęca delikwenta, a ten pojawia się u jej stóp. Rozpoczyna się kuszenie, dotykanie, pełzanie pod krzesłem - spragniony Albin i niczym niewzruszona Klara. Bohater że złamanym sercem podchodzi od mikrofonu i śpiewa ,,To build a home" z repertuaru The Cinematic Orchestra. Ta krótka scena zmienia oblicze Albina - to wrażliwy, zakochany mężczyzna, który wpadł w pułapkę uczucia i nie potrafi się z niej wydostać. To nie jedyny utwór muzyczny w spektaklu, również Aniela śpiewa. Utwór ,,Beautiful boyz" CocoRosie pozwala ściągnąć kostium, odkryć prawdę i staje się początkiem najpiękniejszej sceny spektaklu. Muzyka ucichła - Gustaw i Aniela patrzą sobie w oczy, rozbierają się, następnie siadają na metalowym łączeniu krat, ich stopy dotykają trawy. Swobodnie odwracają się, smagają ciało drugiej osoby, by na koniec tej sekwencji w miłosnych uścisku położyć się nago na trawie. Słychać jeszcze szepty: Kocham Cię, a wszystko rejestruje kamera, która z góry pokazuje to, co dzieje się na dole. Na scenę biega zmieszany Radost bez przerwy krzycząc: Gustawku, wszak ty szukasz żony. Później pojawia się Klara, która zrywa jabłko, a tym samym przerywa dalszą opowieść o obojnakach, w której narrator - Arystofanes mówi o połączeniu dwóch połówek. Przestrzeń podzielona na dół- swobodę, szczęście i górę- gorycz, zawód oraz rozczarowanie.

,,Śluby panieńskie" w reżyserii Andrzeja Błażewicza są realizacją bardzo spójną - mimo obsadzenia mężczyzn w roli Anieli i Klary nic w tym spektaklu się nie gryzie. Inscenizacja pozwala odkryć się z innej strony i odrzeć tekst ze stereotypowego podejścia do roli kobiety. Odchodzi się tutaj od przestarzałej formuły dramatu o braku indywidualności płci pięknej, która wystarczająco jest naiwna by dać się wciągnąć w intrygę Gustawa. Dzięki mężczyznom w roli kobiet, spektakl zyskuje lekkości, dzięki obecności gier słownych. Andrzej Błażewicz i Paweł Sablik dodają ciężaru tej sztuce, umiejętnie wpłacając utwory muzyczne i fragmentu Uczty Platona. Wybrzmiewa tu motyw miłości, której dostępność dla każdego nie powinna być kwestionowana. Na widowni nie było nikogo, kto oburzył się na widok czystego uczucia między Aliną i Gustawem. Ogólny wydźwięk spektaklu jest również zasługują kreacji aktorskich, w które da się uwierzyć. Mariusz Adamski (Klara) i Konrad Cichoń (Aniela) nie starają się udawać, że są kobietami- nie zmieniają głosu, nie przerysowują - są bardzo naturalni mimo, że w kostiumie. Z kolei Paweł Siwiak (Albin) początkowo jest dość przewidziany, wiecznie zrozpaczony, a dopiero gdy śpiewa można odkryć jego wrażliwość. Piotr B. Dąbrowski (Gustaw) bawi się swoją postacią, pokazuje różne emocje, by zachwycić w sekwencji z Anielą. Wiesław Zanowicz (Radost) tworzy kreację, która jakby nie przystaje do reszty bohaterów - wyróżnia się wiekiem, jest z innego pokolenia i najwyraźniej nie w pełni akceptuje wszystkie zajścia na scenie.

,,Śluby panieńskie" to subtelna, ale i dosadna opowieść - istny magnetyzm serc w uwspółcześnionym i świeżym wydaniu. Całość zyskuje w zestawieniu z fragmentami Uczty Platona i świetną grą aktorską a także i intrygującą scenografią, która ujawnia kolejne sensy.

Natasza Thiem
Dziennik Teatralny Poznań
5 października 2019

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...