Śmiech na sali

"Pan Jowialski" - 23. Gliwickie Spotkania Teatralne

Zdarzają się przedstawienia, o których powiedzenie, że zostały "zrobione po bożemu", że są przykładem "teatru mieszczańskiego" i że są "grane ku uciesze widzów", nie oznacza nic negatywnego. Wręcz przeciwnie - stanowi to o ich walorach. I tego typu spektaklem był właśnie "Pan Jowialski" warszawskiego Teatru Polonia, zaprezentowany podczas trzeciego dnia XXIII Gliwickich Spotkań Teatralnych.

„Pan Jowialski”, obok „Zemsty” i „Ślubów panieńskich”, jest jednym z najbardziej znanych i najzabawniejszych dzieł Aleksandra Fredry. Nie dziwi więc, że Krystyna Janda postanowiła sięgnąć po ten trochę jednak zakurzony tekst i wystawić go na deskach Teatru Polonii. Decyzja o tym, by do udziału w spektaklu zaangażować aktorów z najwyższej półki (Marian Opania, Anna Polony, Wojciech Malajkat), wydawała się być strzałem w dziesiątkę. Ale czy rzeczywiście? Po obejrzeniu spektaklu i żywiołowych reakcjach publiczności uznać należy, że było to posunięcie nad wyraz słuszne. Tym bardziej, że w zalewie spektakli tzw. teatru artystycznego czy poszukującego, gdzie widz niczego nie może być pewien, taki „Pan Jowialski” jest przyjemną chwilą powrotu do teatralnej klasyki i rozrywką wysokich lotów.

Spektakl wyreżyserowany przez Annę Polony i Józefa Opalskiego jest przede wszystkim pokazem mistrzowskiej gry aktorskiej tuz polskiego teatru. Wśród nich prym wiedzie Wojciech Malajkat wcielający się w rolę Szambelana, który w jego wykonaniu jest postacią wręcz groteskową. Z wdziękiem i lekkością gra safandułę uwięzionego w klatce swych ornitologicznych fiksacji. Mistrzowsko z roli Szambelanowej wywiązuje się również Krystyna Janda, po raz kolejny prezentując swoje komediowe emploi. Przyjemnością samą w sobie jest też oglądanie Mariana Opani, który z sobie tylko właściwym wdziękiem, wciela się w tytułową rolę Pana Jowialskiego, rzucającego jak z rękawa, przysłowiami i powiedzonkami na każdą okazję. Nie brak w jego kreacji odrobinki rubaszności (co tylko nadaje mu dodatkowego wdzięku), co szczególnie uwidacznia się w scenach, w których poklepuje po pośladkach (a jakże!) swoją ciut zdziecinniałą małżonkę graną przez Annę Polony. Nieco słabiej wypadają młodzi aktorzy (Aleksandra Grzelak, Miron Jagniewski, Andrzej Plata), jednakże ich postaci nie do końca pozwalają im pokazać pełen wachlarz aktorskich umiejętności.Potęguje to fakt, iż osobowości sceniczne starszych kolegów i koleżanek zdecydowanie przyćmiewają ich role.

„Pan Jowialski”, pomimo pewnych braków (zbyt oszczędna scenografia) jest wdzięcznym spektaklem, w którym nie chodzi o nic innego, jak o dobrą zabawę. Zamierzenie to, twórcom przedstawienia się niewątpliwie udało.

Łukasz Karkoszka
Dziennik Teatralny Katowice
14 maja 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia