Śmiech potrzebny jak powietrze

"Per procura" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Wybrzeże

Wyszłam z bólem głowy. Podczas przedstawienia "Per procura" dwa razy spojrzałam na zegarek. Jak na farsę to stanowczo za dużo. Kto zawinił? Sztukę napisał znany amerykański dramaturg Neil Simon, obsypany wieloma nagrodami. Komedie Simona wprowadził przed laty na polskie sceny Edward Dziewoński i do dzisiaj grane są z powodzeniem

Czy jednak "Per procura" to najdoskonalsze dzieło Amerykanina? Raczej nie.
Już w pierwszej scenie dowiadujemy się, że gospodarz - wiceburmistrz Nowego Jorku - Charlie Brock został postrzelony w ucho. Nie wiadomo, czy była to próba samobójcza czy też zamach? Jego żona Myrna zniknęła. Nie ma też służby. Tymczasem schodzą się goście. Sprawa postrzelenia gospodarza budzi w nich wielkie emocje i obawy.

To najkrótsze streszczenie sztuki, w której efekty i humor mocno ciągnięte są za włosy. Czegóż tu nie ma? Wybucha kuchenka mikrofalowa, bezcenny kryształ wpada do muszli klozetowej, ktoś ma kraksę samochodową itd.

Niewiele tu logiki. Zapewniam, że doprawdy nie warto było wymyślać tylu niezwykłości, aby opowiedzieć rzecz tak banalną jak historia strzału w ucho. Wiem, że za wiele nie należy wymagać od farsy, bowiem aby powstała, wystarczy wziąć błahy konflikt, dodać żywą akcję pozbawioną konieczności angażowania intelektu i już...

Trzeba jeszcze dodać błyskotliwe dialogi, spiętrzenie perypetii i wyborną grę aktorów. Bowiem farsa wbrew pozorom jest trudnym gatunkiem, wymagającym ogromnej precyzji w graniu i reżyserii. Tymczasem gdańscy aktorzy, których oglądamy na Dużej Scenie teatru Wybrzeże, są sztuczni, jakby parodiowali samych siebie. Mnóstwo tu niepotrzebnej bieganiny, przerysowane są pozy i gesty. Nawet utalentowana Karolina Piechota nie obroniła roli.

Może tylko Dariusz Szymaniak zagrał Kena Gormana z lekkością i wdziękiem, choć bez fajerwerków śmiechu. Momentami zabawna była Monika Chomicka- Szymaniak (jako Cookie-Cusack) z poświęceniem wędrująca na czworakach po scenie. Grzegorz Gzyl też miał swoje pięć minut, opowiadając funkcjonariuszowi policji wysoce nieprawdopodobną historię tego, co się zdarzyło, za co został nagrodzony brawami.

Policjant zaś zapewniał: "Ja to kupuję. Kupuję całą historię. A wie pan, dlaczego ją kupuję? Bo mi się podobała. Wcale w nią nie wierzę. Ale mi się podobała!". Publiczność raczej nie kupiła historii Neila Simona, ale czy się podobała?

Reakcje na premierze były skrajne. Pani przede mną co chwila wybuchała śmiechem, pan siedzący kilka krzeseł dalej drzemał. Lubię komedie w teatrze, bo śmiech potrzebny jest ludziom jak powietrze. Także śmiech beztroski, bez piętnowania czy wyszydzania. Niewinny i lekki. Taki, który pozwala na chwilę zapomnieć o kłopotach i daje nadzieję, że jutro będzie lepiej. Taki miał być spektakl w reżyserii Adama Orzechowskiego "Per procura". Miał być, ale nie jest. Uśmiechamy się kilka razy, ale jak na dwie godziny to za mało.

Przedstawienie nie odznacza się ani wielką pomysłowością, ani lekką ręką reżyserską, ani najlepszym smakiem, ale to publiczność zdecyduje, czy warto je oglądać. Nieżyjący już legendarny dyrektor teatru Wybrzeże Antoni Biliczak mawiał, że widzowie głosują nogami.

Niewątpliwym atutem sztuki jest piękna i pomysłowa scenografia Magdaleny Gajewskiej. Spektakl grany jest bez przerwy, nie wiadomo dlaczego. Szkoda, bo skoro zabrakło wydarzenia artystycznego, mogło być chociaż towarzyskie...

Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
10 stycznia 2011

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...