Śmiech przez łzy

"O szczytach rozpaczy i uśmiechu stewardessy" - reż. Agata Baumgart - Teatr Nowy w Poznaniu

Czego się spodziewać po spektaklu, którego tytuł zawiera cytaty z Emila Ciorana i Zbigniewa Wodeckiego jednocześnie? Wszystkiego. Virginii Woolf, pism filozoficznych i naukowych, rozmów, wywiadów, ulotek farmaceutycznych oraz luźnych odautorskich refleksji - ten kolaż tekstów nosi podtytuł "Found footage o chorobie".

"O szczytach rozpaczy i śmiechu stewardessy" - debiutancki spektakl Agaty Baumgart w Teatrze Nowym - jest próbą zmierzenia się z tematem depresji w taki sposób, by był przystępny również dla osób zdrowych, które nie stykają się z tym tematem na co dzień. Zgrabną metaforą choroby jest tu sen głównej bohaterki (Dorota Abbe), która panicznie boi się latania, a jednak w snach pracuje jako stewardessa z nieodłącznym sztucznym uśmiechem wpisanym w obowiązki zawodowe. Obowiązkowa życzliwość i troska o pasażerów przypominają walkę, jaką osoba z depresją musi toczyć na co dzień, by przetrwać w świecie nieustannie oczekującym radości.

Być jak mistrzyni świata

Chcąc nauczyć się odgrywać uczucie zadowolenia z życia i osiąganych sukcesów, bohaterka zaprasza do snu postać wzorowaną na historii Justyny Kowalczyk (Martyna Zaremba), czyli "mistrzynię świata w byciu mistrzynią świata". Jest pełna podziwu dla medalistki, którą nieustannie rozpiera energia, i wraz z nią ćwiczy na jedynym elemencie scenografii - dużej, sportowej trampolinie - scenę przekraczania mety. Wysiłek, wzruszenie, radość - wszystko to są emocje, które można odegrać ku uciesze i zadowoleniu fanów. Dla zwyciężczyni siłą napędową życia są nieustanny ruch i rywalizacja, jednak nasza bohaterka nie znajduje tu inspiracji dla siebie, więc sięga po literaturę.

Tak oto do snu stewardessy dołącza swoista ikona smutku i melancholii - Virginia Woolf (Bożena Borowska-Kropielnicka). Przychodzi chyba wprost z rzeki, do której skoczyła z kamieniami w kieszeniach płaszcza, bo wyglądem przypomina topielicę, a z butów wylewa jej się woda. Stewardessa z zapamiętaniem każe sobie powtarzać fragmenty "Pani Dalloway", by jeszcze raz przeżyć niemoc i rezygnację atrakcyjnie opakowane w literacką formę. Owa Woolf, która przychodzi do niej w snach, sprzeciwia się jednak temu, by utożsamiać depresję z artystyczną inspiracją. Trzy bohaterki wymieniają się lekami zażywanymi w najtrudniejszych kryzysach, a jednocześnie wyznają, że choroba jest przeszkodą w realizacji celów, okresem twórczego impasu - bynajmniej nie inspiracją do działania. By ostatecznie zdemaskować iluzję wzniosłych wyobrażeń o przeintelektualizowanej artystycznej melancholii, główna bohaterka wyciąga okrutne wykresy wykazujące korelacje między kryzysami emocjonalnymi Virginii Woolf a jej płodnością twórczą.

Codzienność sztucznie uśmiechnięta

Odzierając depresję z kulturowego patosu, Baumgart z dramaturgiem Michałem Pabianem balansują na granicy groteski i kiczu. Śpiewająca Virginia Woolf i popijająca sok z buraków medalistka, choć wyjęte z dwóch różnych światów, zestawiono tu, by podkreślić, iż choć temat depresji jest już w kulturze przyswojony, zwykle ogranicza się do pokazywania sukcesów, które chore osoby osiągnęły wbrew wszelkim przeciwnościom. Uwięziona w sztucznie uśmiechniętej codzienności stewardessa nie potrafi odnaleźć się w tych wzorcach, ponieważ jej jakoś z sukcesami nie po drodze. Nie jest w stanie się realizować ani w kulcie ciała, ani ducha, przez co czuje się wykluczona nawet spośród tych, którzy odczuwają podobne cierpienie.

Oniryczna, kiczowato-komediowa stylistyka spektaklu rzeczywiście pomaga w odciążeniu tematu depresji z jej kulturowych uwikłań i powagi. Metafora uśmiechniętej stewardessy jest spójna i w obrazowy sposób objaśnia sposób funkcjonowania osoby chorej w społeczeństwie, a jednocześnie cały czas pozwala widzowi na uśmiech i dystans. Z teatru wychodzi się jednak z pytaniem o to, czy osoba zdrowa z chorą są w ogóle w stanie się porozumieć. Czy śmiejąc się z depresji, śmiejemy się w istocie z tego samego? Myślę, że Baumgart zdaje sobie sprawę z niemożliwości podjęcia takiego dialogu i osiągnięcia porozumienia, dlatego stawia na autoironię. To też zresztą pewien rodzaj uśmiechu stewardessy, który pozwala jej przetrwać w świecie ogarniętym kultem radości z życia.

Anna Rogulska
kultura.poznan.pl
18 listopada 2016

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia