Śmiechu warte?

"Antologia współczesnej komedii polskiej" - red. A. M. Dolińska - Teatr Powszechny, Łódź

Kiedy bierzemy do ręki "Antologię współczesnej polskiej komedii", mamy prawo spodziewać się, że znajdziemy tam teksty reprezentatywne dla rozmaitych odmian tego nurtu oraz odzwierciedlające w jakimś stopniu stan afisza

Wbrew szumnej nazwie, książka ta to jednak przede wszystkim pokłosie dwóch edycji rozpisanego w 2008 roku przez Teatr Powszechny w Łodzi konkursu "Komediopisanie". Osiem z dziewięciu zamieszczonych w niej komedii otrzymało w nim nagrody lub wyróżnienia. Nie jest to więc w żadnym razie zbiór największych polskich teatralnych przebojów komediowych ostatnich lat, ale podsumowanie tej, cennej skądinąd, inicjatywy. Tylko w ten sposób można oceniać tę książkę - szkoda, zwłaszcza po tak zachęcającym tytule.

Na pierwszą edycję "Komediopisania" nadesłano dwieście dziewiętnaście sztuk, na drugą - sto siedemdziesiąt pięć, a na trzecią, niedawno zakończoną - osiemdziesiąt cztery. Przy stosunkowo niewielkim procentowym udziale rodzimych tytułów na komediowym afiszu, okupowanym przede wszystkim przez twórczość anglosaską, liczby te robią wrażenie. W dodatku Powszechny potraktował swoją misję bardzo poważnie i od 2008 roku systematycznie wprowadza do własnego repertuaru nagrodzone teksty - do tej pory odbyły się już cztery premiery, planowane są dwie kolejne. Jednak ilość ilością, a najważniejsze ciągle pozostają pytania: czy ten wysiłek może ożywić branżę komediopisarską i podnieść jakość rodzimych propozycji oraz czy opublikowany właśnie tom jest w stanie zachęcić dyrektorów teatrów do podjęcia ryzyka wystawiania polskich komedii?

Charakterystyczne, że już w pierwszej edycji "Komediopisania" jury nie przyznało przewidzianego Grand Prix, rozdzielając między kandydatów tylko pierwsze, drugie i trzecie miejsce. Zwycięzcą został Dominik W. Rettinger i jego Psycho-tera-polityka, która otwiera łódzką "Antologię". Farsa ta, nazwana przez autora satyrą erotyczną, to komedia polityczna. Jej bohaterami są January (senator Rzeczpospolitej Polskiej), Adam - jego wieloletni przyjaciel i psychoterapeuta, Iwona - sekretarka, oraz Brygida - jego żona. Akcja sprzyja wprowadzaniu licznych (i całkiem zabawnych) docinków dotyczących polskiej polityki, której obraz wpisuje się w stereotyp kreowany przez tabloidy: jedna sitwa, układ, bagienko. W sztuce jest też sporo seksu, zgodnie z przepisami pozwalającymi upichcić "dobrze skrojonego" reprezentanta gatunku. Puenta potwierdza ogólne przekonanie o otaczającej nas rzeczywistości: gdy akcja komplikuje się tak, że - jak się zdaje - nic już nie jest w stanie rozwiązać sytuacji, niczym "deus ex machina" zstępuje na scenę Brygida, która za pomocą kilku telefonów do koleżanek, również żon polityków, załatwia Januaremu stanowisko premiera. Całość jest w miarę zabawna, pozwala pośmiać się z lubianych tematów - seksu i polityki - i na tyle bezpretensjonalnie spełnia wymogi farsy, że trudno autorowi czynić zarzut, że wystarcza mu skuteczne rozśmieszanie widowni za pomocą utartych stereotypów.

Podobnie jest z komediami Juliusza Machulskiego - "Next-ex" (II nagroda pierwszej edycji "Komediopisania") i "Matka brata mojego syna" - również wchodzącymi w skład "Antologii". Machulski temat polityki omija wprawdzie szerokim łukiem, potrafi za to wirtuozersko żonglować konwencjami komedii rodzinnej. Widać u niego wprawną rękę scenarzysty filmowego, którego doświadczenie całkiem nieźle sprawdza się w teatralnym gatunku farsy. On też ani przez chwilę nie udaje, że chodzi mu o coś więcej niż zaaplikowanie widzom solidnej dawki rozrywki. I teatr Machulskiego, i Rettingera bawi. Czy robi to na poziomie choć odrobinę wyższym niż przeciętny sitcom? Odpowiedź na to pytanie stanowiłaby już głos w dyskusji na temat wartości samego gatunku farsy. Autorów chyba jednak nie zajmuje ta kwestia i po prostu robią swoje.

Zastanowić może natomiast fakt, że w pierwszej edycji konkursu na najlepszą polską komedię dwie pierwsze nagrody zgarniają właśnie farsy. Wiele z tego wyjaśnia sztuka "Roszada" Pawła Mossakowskiego, która zajęła miejsce na podium tuż za nimi. To opowieść o dwóch rodzinach - klepiących biedę inteligentach i ordynarnych nowobogackich - zamieniających się miejscami w wyniku romansu swoich nastoletnich latorośli. Historyjka jest naiwna, schematyczna i toporna, a jej bohaterowie tak irytująco płytko zarysowani, że dobrnięcie do finału komedii wydaje się czytelnikowi osiągnięciem większym niż jej napisanie. Autor wykorzystuje najbardziej oklepane stereotypy, a postaci, niepotrzebnie, mówią rynsztokowym językiem. Wszystko to zaś ma krytycznie opisywać rzeczywistość, posiada ambicje ujęcia satyrycznego, niestety, jego nieudolność każe zatęsknić za bezpretensjonalną farsą.

O wiele bardziej udaną próbą "artystycznej" komedii jest Życie Jarosława Jakubowskiego, które otrzymało pierwszą nagrodę podczas drugiej edycji "Komediopisania". Niestety, zbyt mocno widać u autora fascynację Markiem Koterskim, by do końca uwierzyć w nakreślony przez niego, dosyć naiwny, portret Polaka u progu XXI wieku: nieudacznika w pracy, niedostosowanego do systemu i opanowanego przez kompleksy sięgające głębokiego dzieciństwa. Z kolei najbardziej ambitny dramat, jaki wszedł do "Antologii", pięcioaktowa komedia Letnisko Freda Apke i Marty Klubowicz (III nagroda drugiej edycji "Komediopisania"), jest po prostu rozwlekły i nudny, choć jego autorom nie sposób odmówić umiejętności rysowania trafnych psychologicznie postaci. Akcja Letniska została ukształtowana po czechowowsku, ale do poziomu pierwowzoru dramat nie zbliża się nawet na chwilę.

Okazuje się więc, że kiedy autorzy usiłują wybić się w komedii ponad farsową przeciętność, ponoszą porażkę, nawet klęskę. Stosunkowo najbliżej ideału sytuuje się sztuka Przemysława Jurka "Kochanowo i okolice". Jest to zabawna opowieść o grupie prowincjonalnych deathmetalowców amatorów, spotykających się co tydzień w gminnym ośrodku kultury, by uprawiać swój spektakularny, choć raczej mało strawny dla przeciętnego słuchacza gatunek. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie niespodziewana szansa, jaką staje się dla nich dotacja z Unii Europejskiej na działalność kulturalną, otrzymana przez gminę. Wójt, nie bardzo wiedząc, jak wykorzystać pieniądze, decyduje się je przekazać właśnie owej kapeli, co w "Kochanowie i okolicach" wywołuje istne trzęsienie ziemi. Dość powiedzieć, że bezkompromisowi deathmetalowcy lądują ostatecznie na wiejskich festynach, gdzie wykonują takie przeboje jak "Autobiografia" czy "Konik na biegunach".

Komedię Jurka mógłby napisać Przemysław Wojcieszek, co oczywiście należy traktować jako komplement. Jej bohaterowie są wprawdzie nieudacznikami, ale czytelnik czy widz od pierwszych scen czuje do nich sympatię. Na każdym poziomie dramatu rysuje się ironiczny dystans - autora do postaci, postaci do siebie nawzajem oraz głównego bohatera do siebie samego. Otrzymujemy w efekcie taki obraz polskiej prowincji, który ukazuje panujący na niej marazm, z drugiej jednak strony łagodzi ostre krawędzie konfliktów. Rzecz jest zabawna, bardzo sugestywna teatralnie, a jednocześnie rozpoznajemy w niej wiele problemów, które doskonale znamy z własnych obserwacji rzeczywistości. Postacie są krwiste, dialogi dobrze napisane, a sam pomysł zmuszenia zatwardziałych wyznawców deathmetalu do konfrontacji z festynową publicznością - nośny pod względem budowania komicznych sytuacji.

Wobec całego dorobku "Komediopisania" sztuka Jurka wydaje się jednak wyjątkiem. Autorzy komedii przedrukowanych w "Antologii" sprawnie wywiązują się bowiem z postawionego przed sobą zadania głównie wtedy, gdy traktują je raczej mało ambitnie. Konkurs daje więc wprawdzie nadzieję, że obok Cooneyów i Hawdonów w repertuarach naszych teatrów powoli zaczną się pojawiać Rettingerowie i Machulscy, ale jak dotąd nie doczekaliśmy się żadnego objawienia. Nie jest to oczywiście wina organizatorów, których cenna inicjatywa ma przecież w zamyśle zmienić ten stan. Pozostaje trzymać kciuki za kolejne edycje i pilnie obserwować afisz Powszechnego w oczekiwaniu na wymarzone perełki.

Na koniec, niejako na marginesie, chciałbym poświęcić jedną uwagę edytorskiej stronie "Antologii". Świetnie, że łódzki teatr opublikował tego typu pozycję, ale liczba błędów ortograficznych, interpunkcyjnych i wszelkich innych może przyprawić czytelnika o oczopląs. Trudno zrozumieć, dlaczego wydając niemal sześciuset stronicową książkę, zlekceważono potrzebę korekty. Chyba nie dla żartu?

Jacek Mikołajczyk
Teatr
28 maja 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia