Śmierć poezji?

"Stachuriada" - Teatr Kamienica w Warszawie

Poezja współcześnie nie odgrywa szczególnej roli w życiu społecznym. Zupełnie nie absorbuje młodych ludzi. Z takimi opiniami można spotkać się bardzo często. Dlaczego zatem tylu ludzi reprezentujących różne pokolenia zjawiło się na tegorocznej Stachuriadzie w Teatrze Kamienica?

"Stachuriadę" w Teatrze Kamienica zainaugurował recital Anny Chodakowskiej pt. "Msza Wędrującego". Zanim jednak rozpoczął się jej występ, wszystkich gości przywitał wraz z gitarą gospodarz tego miejsca Emilian Kamiński, który to Edwarda Stachurę poznał osobiście na kilka miesięcy przed jego śmiercią. Tuż po odejściu poety zagrał w spektaklu na podstawie opowiadania "Się". Stąd zapewne zamiłowanie aktora do tego twórcy i sam pomysł na organizowanie wydarzeń upamiętniających Stachurę. Emilian Kamiński po krótkim powitaniu zagrał swój ulubiony utwór "Życie to nie teatr" i zszedł ze sceny. Następnie rozpoczął się legendarny recital-monodram Anny Chodakowskiej, który swoją premierę miał ponad 30 lat temu. Został zagrany ponad 3000 razy. Wyreżyserowany przez Krzysztofa Bukowskiego, oparty jest na poemacie "Missa Pagana", do którego muzykę skomponował Krzysztof Ziemlański, występujący z gitarą na scenie, z Anną Chodakowską. Kolejnego dnia Warszawę odwiedziła Lubelska Federacja Bardów ze swym programem "Stachura poematy".

"Mszę Wędrującego" niełatwo jest ocenićprzez pryzmat gry aktorskiej czy reżyserii. Oglądając ją ma się bowiem wrażenie, że uczestniczy się w czymś bardziej mistycznym, sakralnym niż stricte teatralnym. Tak jakby wchodziło się w zupełnie inną sferę, tę duchową, zwaną sacrum. Wszystko wydaje się być niezmiernie prawdziwe, niezagrane, lecz wypowiedziane prosto z serca. Dzieje się tak oczywiście za sprawą samej poezji Stachury, ale i jej doskonałej interpretacji. Poezji, która, co bardzo istotne, nadal się broni. Recital ten udowadnia nam, że poemat Missa Pagana nie traci, a wręcz współcześnie zyskuje na swojej aktualności. 35 lat od momentu jego napisania może być wciąż traktowany jako wyznacznik postrzegania świata dla ludzkości. Porusza bowiem mnóstwo globalnych problemów będących na czasie m.in.: ubóstwo, konflikty zbrojne, rasizm czy nietolerancję.

Nie do końca wiadomo, czy Anna Chodakowska wciela się w rolę kapłana, Boga czy modlącego się. Myślę, że dopuszczalne są tu różne interpretacje, dzięki czemu spektakl za każdym razem można odebrać zupełnie inaczej. Fakt jest jednak taki, że aktorka w odczytanie tego tekstu włożyła mnóstwo ekspresji. Widać, że mimo faktu, iż gra ten recital-monodram od bardzo dawna, utwory wciąż silnie na nią oddziałują. Fragmenty nieśpiewane wypowiada, zwracając się wprost do konkretnych osób z publiczności. Jest to jednak tak zagrane, że można mieć wrażenie, iż rozmawia z każdym z osobna. Pokazuje przez to, że umiejętności jej interakcji z widzem są ogromne. Potrafi elektryzować odbiorców, skupiając cały czas uwagę na sobie, co jest przecież rzeczą w monodramie najistotniejszą. Rzecz jasna wszystko to nie oddziałałoby na widza tak, gdyby nie muzyka. Ta idealnie wkomponowuje się w poemat. Wzmacnia jego znaczenie. Wprowadza w nastrój zadumy i przemyśleń nad ludzkością, światem - tym, o czym przecież jest tenże poemat. Ponadto maestria Romana Ziemlańskiego, gitarzysty z ogromnym stażem, budzi podziw. Nawet laik może usłyszeć, jak bardzo skomplikowane są skomponowane przez niego utwory i, jak dużo trzeba włożyć pracy, żeby je zagrać. Nastrój tego performansu budowało samo miejsce. Bardzo kameralna scena "Warsza" umiejscowiona w podziemiach kamienicy idealnie nadaje się do wystawienia tego recitalu.

Kolejnego dnia do Teatru Kamienica zawitała Lubelska Federacja Bardów, zespół mający charakter piwnicy artystycznej. Każdy z członków grupy jest nie tylko wykonawcą, ale i twórcą. Istnieją od 1999 r. Nie grają wyłącznie do poezji Stachury. Piszą także własne teksty. Inspirują się twórczością Karola Wojtyły, współczesną poezją, ludowością oraz wieloma innymi nurtami i artystami. Tym razem jednak, z okazji 76. rocznicy urodzin Stachury, Federacja zaprezentowała swój program Stachura poematy opierający się na takich dziełach jak: "Missa Pagana", "Dużo ognia", "Przystępuję do ciebie", "Po ogrodzie niech hula szarańcza", "Kropka nad ypsylonem".

"Federacja" sprawia wrażenie jakby została przeniesiona z innej epoki. Niczym nie przypominają współczesnych artystów. W szczególności Jan Kondrak, będący frontmanem, wysoki z długimi ciemnymi włosami, ubrany na czarno. Zdawał się nie być wokalistą, lecz guru odprawiającym rytuał. To on prowadził ten koncert. Między piosenkami rozmawiał z publicznością, opowiadał o Stachurze, działalności grupy i ich misji Inni członkowie zdawali się również pochodzić z czasów, gdy rodziły się nurty hipisowskie. Nie sam jednak wizerunek jest tu najważniejszy, a podejście do twórczości Stachury. Jest ono bardzo oryginalne, wręcz unikatowe. Podobnie jak w recitalu Chodakowskiej, słuchając "Federacji", ma się wrażenie, że bierze się udział w czymś, co nijak ma się do tego, co ziemskie. Śpiew oraz skomponowana muzyka przenoszą człowieka w inny wymiar. Co może ważniejsze, "Federacja" sprawia, że momentami trudna do zinterpretowania twórczość Stachury, staje się bardziej czytelna dla odbiorcy. Zwłaszcza dla młodszego pokolenia. To wszystko dzieje się za sprawą ich muzyki. Muzyki, której nie da się zamknąć w żadnych ramach Widać inspirację wieloma gatunkami. Jest coś z rocka, bluesa, popu, ale i z muzyki klasycznej czy nawet folkowej. W tle pojawiają się zarówno skrzypce, gitara basowa jak i pianino. Przez to niemal każdy może odnaleźć coś dla siebie. Do tego warto nadmienić, że w grupie śpiewa aż czterech wokalistów. Oprócz Jana Kondraka, Marek Andrzejewski, Piotr Selim i Jola Sip. Każde z nich ma zupełnie inną barwę głosu i pomysł na interpretację twórczości Stachury. Osobiście najbardziej poruszyły mnie takie utwory, jak: "Zanim mnie przeniesiesz", "Kropka nad ypsylonem", "Poza kręgiem".

"Stachuriada" z Teatru Kamienica na długo pozostanie w mojej pamięci. Dawno nie spotkałem się z taką interpretacją poezji. Zarówno nowoczesną i klasyczną. Prostą i skomplikowaną. Słowem, taką, która może zachwycić różne generacje. Zawsze jednak jest coś, co budzi niepokój. O ile "Msza Wędrującego" jest spektaklem docenianym, a wręcz legendarnym, to inaczej jest w kwestii Lubelskiej Federacji Bardów. Tu muszę wyrazić pewne ubolewanie. Zespół ten pozostaje wciąż w cieniu. Nie stanowiąc tym samym żadnego zagrożenia dla współczesnych bandów z list przebojów. Owszem, przyciągnęli swoją obecnością w Warszawie ludzi o różnych osobowościach i w różnym wieku. Niemniej jednak, nie oznacza to, że tego typu twórczość jest wystarczająco doceniania, wspierana i promowana. To sprawia, że tego rodzaju działalność artystyczna mocno się hermetyzuje, nie jest adresowana do ogółu, tylko do wąskiej grupy odbiorców. Choć może, z drugiej strony, na tym polega cała magia poezji?

"Stachuriada" - Teatr Kamienica w Warszawie:
"Msza wędrującego" - monodram-recital Anny Chodakowskiej
"Stachura - Poematy" - recital Lubelskiej Federacji Bardów

Jacek Stachowicz
Mgzn.pl
17 września 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia