Śniadanie z widmem

"W małym dworku" - reż: A. Szymczak - Teatr Castingowy w Poznaniu

W starym szlacheckim dworku umiera młoda dziedziczka. Można by powiedzieć, że wypadki chodzą po ludziach i takie rzeczy po prostu się zdarzają. Jednak nic nie jest oczywiste i naturalne, gdy całą historię opowiada mistrz Czystej Formy teatru absurdu - Stanisław Ignacy Witkiewicz. "W mały dworku", spektakl według jego dramatu, w reżyserii Anny Szymczak, można było obejrzeć w poznańskim Domu Kultury "Dąbrówka".

Mały dworek, trochę już niszczejący, dookoła niego roztacza się park i łąk. Posiadłość jest własnością dziedziczki Anastazji Nibek, która mieszka razem z mężem Dyapanazym i dziećmi oraz (jak na polską wieś przystało) rezydującymi dalekimi krewnymi. Oprócz więzi rodzinnych łączy ich coś jeszcze - dość zażyłe kontakty z panią domu. Sielankowe i spokojne życie, przeplatane polowaniami i popołudniowymi herbatkami, zostaje niespodziewanie zakłócone nie do końca wyjaśnioną śmiercią Anastazji, która następnie powraca zza grobu (co ciekawe, widmo wśród żywych nikogo nie dziwi). Od tego momentu groteska zaczyna przeplatać się z tragedią i komedią. Nic nie jest już oczywiste, a zdrowy rozsądek musi schować się w cieniu absurdu. Pojawienie się włościanki wywołuje pewien niepokój wśród krewnych, którzy boją się, że widmo zdradzi, iż z każdym miało dość bliski kontakt niedwuznacznej natury. Sytuację komplikuje również Dyapanazy, który zdążył już znaleźć sobie następczynie swojej żony. Wszystko to doprowadza do tragicznego finału. 

Witkacy postawił przed młodymi aktorami nie lada wyzwanie, któremu podołali i za to należy im się uznanie. Anastazja to kobieta famme fatale, która kusi i uwodzi, jednocześnie będą kochającą matką. Katarzyna Wojtaszak w tej roli jest czuła i ciepła, troszczy się o dobro córek, a zarazem, prowokująca i seksowana, łamie męskie serca.

W postać przystojnego, Dyapanazego Nibka wciela się Hubert Kożuchowski. Pan domu jest dumny i na pozór opanowany, nie interesuje go prawie nic, oprócz polowań. Jednak w rzeczywistości to czuły ojciec i mąż, o kruchej psychice, który nie może pogodzić się z odejściem najbliższych osób. Ignacy Kozdroń w wykonaniu Patryka Borowiaka to lękliwy i zabawnie znerwicowany ekonom. Boi się wszystkiego oprócz flirtu z właścicielką majątku.  

Reżyserka Anna Szymczak chciała w ten sposób pokazać, że każda postać u Witkiewicza ma swoje alter ego i nic nie jest takie, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Tak mocne zaakcentowanie groteskowości tekstu Witkacego pozwala zwrócić uwagę na, typowy dla tego autora, tragizm przeplatający się z komizmem w jego każdej sztuce czy powieści. Życie jego bohaterów jest śmieszne i straszne jednocześnie. Za każdym razem, gdy na scenie pojawia się Józef Maszejko (Damian Luty) z dubeltówką w ręku i okrzykiem na ustach „Wszystkie suki zborsuczały się dziś!” na widowni rozbrzmiewa śmiech i gromkie brawa. Widmo jedzące śniadanie i pijące wódkę, to równie szokująco-zabawny widok. Witkiewicz w interpretacji Szymczak ciągle prowokuje i szokuje publiczność.

Spektakl zyskuje również dzięki dobrze skomponowanej muzyce Damiana Krajki, która rozbrzmiewa w chwilach szczególnego napięcia bądź "sielskości"\'. Na uwagę zasługuje ciekawa i bogata scenografia, która sprawia, że widz czuje się, jakby sam był gościem na dworze, jadł śniadanie z widmem i rozmawiał o „zborsuczanych sukach” z rządcą. Dzięki takim zabiegom i ciekawej grze aktorów smutna historia z niemniej strasznym zakończeniem została opowiedziana w bardzo interesujący sposób i z humorem. Choć, jakby zastanowić się chwilę i przyjrzeć się całej sytuacji bliżej, to przecież nie ma z czego się śmiać.

Karolina Walczak
Dla Dziennika Teatralnego (Poznań)
5 maja 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...