Sonata jesienna w przekładzie polskim

czyli o 1. Festiwalu Nowego Teatru w Rzeszowie

Każdy przedstawiony w Rzeszowie spektakl to dla publiczności wielkie przeżycie, od uniesienia czy znudzenia do nieustannie towarzyszącej widzom swoistej, radosnej udręki, dręczącego uczucia niepokoju. W festiwalowych przedstawieniach odbijała się bowiem kondycja tyleż współczesnego polskiego teatru co naszego świata. Oglądaliśmy zatem siebie samych. Doznając przy tym nieraz artystycznych objawień.

Teatr Współczesny w Szczecinie zaprezentował na Festiwalu spektakl oparty na głośnym tekście Bożeny Keff. Utwór o matce i ojczyźnie jest wyjątkowo odważną opowieścią o toksycznej relacji między matką a córką, z toksycznymi relacjami społecznymi w tle. Wystawione w Sali Industrialnej Hotelu Rzeszów, „w kojącym szumie klimatyzacji hotelowej", przedstawienie w reżyserii Marcina Libera, zarówno tematem, jak i jego ujęciem, mogło szokować. Wielu widzów odebrało je bardzo osobiście, niektórzy uznali za pierwszą w dotychczasowym życiu konfrontację z rodzinnym koszmarem.

Spektakl jest imponującym popisem aktorskim dwóch występujących w nim artystek: Beaty Zygarlickiej oraz Ireny Jun (niegdysiejszej wykonawczyni oryginalnego monodramu powstałego na podstawie Starej kobiety Różewicza). Zygarlicka, wśród secesyjnych kłębów dymu, rozpoczyna tę intymną kobiecą historię wyznaniem o obarczonym tabu katharsis, jakie przynosi okrzyk „ty pizdo, ty hieno" skierowany do znienawidzonej Matki (Meter), czyniącej z życia Córki (Usi) koszmar i wysługującej się mitem macierzyństwa. Matka przedstawiona tutaj to nie po prostu „hiena", ale hiena, która przeżyła wojnę i otoczyła ją swoją świętą pamięcią. Wojna jest j e j cierpieniem, j e j bólem, j e j magiczną tajemnicą – Córka nie ma prawa cierpieć przez wojnę, skoro jej nie przeżyła. Keff doskonale opisała mit empiryzmu, zabraniający obcym dostępu do przeżyć ofiar wojny. Irena Jun jako Matka, „tyranica pustki", nagrodzona na Festiwalu zasłużenie za mistrzowskie aktorstwo, opowiada o wyjeździe ze Lwowa (w letniej sukience i z jedną walizeczką), po którym już nigdy nie zobaczyła swojej rodziny. Podobnie jak bohaterka Sierpnia w Osage Tracy'ego Lettsa, Violet, przerzuca na córkę winę za własne nieszczęścia, zmarnowaną młodość i złamane nadzieje. Jest tak dalece niepogodzona ze swoim losem, że nie dopuszcza do siebie myśli o więzach łączących Córkę z zamordowanymi członkami rodziny. Kiedy Córka mówi o bólu po utracie tamtej części rodziny, Matka pyta: „Co ci herosi z tobą mieli wspólnego?" Utwór... celnie i zwięźle ukazuje, jakim absurdem jest twierdzenie, że cierpienie uszlachetnia. Demonstruje, na przykładzie Polski i Matki Polki (chociaż Żydówki), jak dalece nie uszlachetnia ani matek, ani ojczyzn.

Córka, której wszystkie drogi prowadzą do domu Matki, próbuje na wszelkie sposoby walczyć z rodzicielką, ponosząc nieustające klęski. Matka posiadająca monopol na cierpienie, niczym Hekabe, wyrasta przed swoim dzieckiem na boginię cierpień, porzuconą, zranioną, starą kobietę. W rzeczywistości głównym celem jej emocjonalnych szantaży jest wywołanie w Córce poczucia winy. Oznajmia, że wyszła za mąż, by dziecko miało ojca, a teraz, kiedy została porzucona (mąż popełnił samobójstwo), Córka ma być jej mężem. Chamstwo, brutalność, okrucieństwo – ukryte pod płaszczykiem starości są nie do pokonania. Keff przywołuje więc ilustrujące tę relację postacie zastępcze, jak np. Alien (Matka) i Ripley (Córka) z Obcego. To historia kobiet stojących po dwóch stronach ludzkiej smyczy, przyprawiona szczyptą idealnie w tym kontekście ostrego i celnego humoru. „Dzieje Usi i jej Meter" mimo indywidualnej drastyczności nabierają uniwersalnego charakteru dzięki sportretowaniu specyficznej maniery starości. Doskonale oddała ją Jun, na każdy głos sprzeciwu córki swej bohaterki rzucająca zdania w rodzaju „poniewierać matką to ty umiesz dobrze, ale skoro ci nie odpowiadam, to mnie zabij".

Jest w tym dramacie jeszcze jeden temat, wspólny dla obu bohaterek, żywiona przez Polaków uraza do obcego, czyli polski antysemityzm. Keff bez eufemizmów opowiada o tym do dzisiaj palącym problemie. Przedstawiony jest w spektaklu dwojako: śmieszno i straszno. Gdy Matka wspomina poród, cytuje pielęgniarkę: „Koło tej Żydówy, to ja już chodzić nie będę". Ale są tu i zabawne komentarze szalbierzy dokonanej na ofiarach Holokaustu: „Każdy ma coś po Żydach, którzy zabrali mu wszystko". Ten temat, w interpretacji Zygarlickiej przekazywany wściekle, wręcz agresywnie, ujęty w klamry dowcipnych podsumowań wad narodu polskiego (ale też ogólnie rodu ludzkiego) wywoływał wśród publiczności salwy śmiechu, który był jednak podszyty autentycznym zażenowaniem. Kwestia antysemityzmu, ukazywana także w projekcjach video (słabszej części spektaklu), wypełnionych śpiewem chóru ksenofobów, obnaża przede wszystkim polską, a i chyba ponadnarodową ignorancję. Ubrane w ludowe stroje postacie na ekranach ustawionych po przeciwległych stronach sceny dyskutują o nacji szerzącej rzekomo nienawiść do Polski na łamach Talmudu, który jeden z rozmówców prenumeruje. Prawdziwie i zabawnie jednocześnie. Paradoksalnie dzięki tej mieszance Utwór... zapewnia grunt do poważnej dyskusji. Bez precyzyjnie markowanej dawki humoru mógłby wywołać chyba tylko rozpacz. Oprócz tytułowych matki i ojczyzny, które opluwają własne dzieci, jest tu jeszcze jeden bohater – ojciec. Ojciec, który nie poradził sobie w powojennej rzeczywistości i popełnił samobójstwo w wieku 38 lat, zostawiając swoje sześcioletnie dziecko na pastwę matki. Córka mówi, że oddał ją na pożarcie i chociaż próbuje go zrozumieć, oskarża o ucieczkę. Ten temat ledwie zarysowany, wydaje się jednocześnie najbardziej wielowymiarowym aspektem życia Córki.
Był to już 56. spektakl w wykonaniu Zygarlickiej i Jun, które stworzyły przejmujące, kameralne, wręcz ciasne, widowisko. Znakomity tekst i bardzo dobre aktorstwo wynagradzają niedostatki inscenizacji: naiwne apele o pokój wśród ludzi na ziemi i nie w pełni ukształtowane dramaturgicznie pojednanie w finale przedstawienia. (cdn)
___

Autorka jest absolwentką filologii norweskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i doktorantką w Zakładzie Historii i Teorii Teatru Instytutu Sztuki PAN w Warszawie. Zajmuje się głównie obecnością dramatu skandynawskiego i anglosaskiego w Polsce oraz rolą przekładu w teatrze.

Katarzyna Maćkała
dla Dzienika Teatralnego
20 grudnia 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia