Spektakl obywatelsko - społeczny?

"A my... róbmy swoje" - reż.: Andrzej Ozga - Teatr im. A. Sewruka w Elblągu

Wydawało się, iż Teatr Sewruka niczym nas już nie zaskoczy, a tu proszę... Na sam koniec sezonu, miła niespodzianka. Na Małej Scenie rozgrywa się spektakl nie tylko ku radości i zabawie, ale - jak określa go dyrektor Mirosław Siedler - przedstawienie o zapędach obywatelsko - społecznych.

Wynika to stąd, że choć w kraju naszym często niestety największe wzięcie mają widowiska, w których „byle na chama, byle głośno, byle głupio...”, to elbląska widownia jest znacznie bardziej wymagająca. Stąd zadbano, aby w ostatnie w tym sezonie wieczory widz mógł się zarówno odprężyć, wypić kawę, posłuchać muzyki, jak i pochylić nad błyskotliwymi tekstami Wojciecha Młynarskiego. One to bowiem stały się kanwą scenariusza spektaklu „A my... róbmy swoje” wyreżyserowanego przez Andrzeja Ozgę, którego talent, wyczucie smaku i wysublimowana wrażliwość zawsze gwarantują miły wieczór.

Możemy zatem zasiąść przy kawiarnianym stoliku i sącząc kawę wsłuchiwać się w świetną muzykę, którą zapewnia, znany nam już, zespół w składzie: Dariusz Łapkowski (pianino), Piotr Lewańczyk (kontrabas), Patryk Giedziun (gitara basowa), Leszek Ligęza (perkusja) i Szymon Zuehlke (saksofon). Bardzo sympatycznym zabiegiem, pojawiającym się zresztą już we wcześniejszych realizacjach Andrzeja Ozgi, jest włączenie zespołu, a także momentami widowni do spektaklu.

Na uwagę zasługuje scenografia przygotowana przez Tatianę Kwiatkowską, która z właściwą sobie klasą i smakiem zadbała o to, by skromnie było, acz funkcjonalnie i zaskakująco, dzięki elementom, które w niezwykły sposób pozwalają zagospodarować także przestrzeń wertykalną.

Ogromnym mankamentem jest jednak pojawianie się (i to dość często!) miejsc, w których słowa wyśpiewywane przez aktorów są zupełnie niezrozumiałe. Nie będziemy tu jednak dochodzić czy winne jest tu nagłośnienie, czy braki dykcyjne aktorów. 

Najważniejsze, że w dość uroczym anturażu mamy możliwość zobaczyć: Martę Masłowską, Teresę Suchodolską- Wojciechowską, Tomasza Czajkę, Leszka Andrzeja Czerwińskiego oraz Tomasza Muszyńskiego, którzy urzekają nie tylko swą grą aktorską, ale także miłym głosem i uroczą „kawiarnianą” poufałością oraz dynamiczną choreografią, za którą odpowiedzialność wziął Tomasz Tworkowski genialnie wykorzystując możliwości, jakie daje przestrzeń i dbając o to, by widz nie uległ ani znużeniu monotonią, ani nadmierną dynamizacją ruchu.

Aktorzy zaczynają grę z widzem, skupiając jego uwagę na rzeczach drobnych, błahych, żartobliwych, ale także poważnych istotnych i wielkich. Różnorodność jest doprawdy przeogromna. Ledwo widz otrząśnie się z refleksji nad kondycją kraju naszego i rodaków, konstatując, iż istotnie walec przyszedł, ale czy wyrównał - tego już do końca nie wiadomo, by za chwilę stwierdzić, że to w zasadzie wszystko jedno, gdyż da się lubić te „wrony”. Choć im „los dolę zgotował nieletką, Cienką gałąź i marne poletko, Czarne toto i w ziemi się dłubie”, to w zasadzie się je lubi. Choć zaiste może to wynikać ze swoiście wypaczonego gustu...

Tym bardziej, że czasem chyba warto zbastować i nie ulegać buntowniczym nawoływaniom, gdyż, zdarza się „że nie wiadomo, kogo bardziej trza się bać, czy tego wójta, co na ludzi grzmi, czy tych facetów z całkiem innej wsi...” (Swoją drogą w wykonaniu tej piosenki Leszek Czerwiński, wysokim „c” przypieczętował swój pierwszy, ale jakże udany i rokujący wielkie nadzieje na przyszłość sezon w naszym teatrze). 

Zamiast zatem żmudnie poszukiwać odpowiedzi na pytania o kraj, o ludzi, o władzę może lepiej się skupić na zawsze intrygujących, uniwersalnych i apolitycznych kwestiach damsko – męskich. W tym temacie niezwykle uroczo wypadł duet Marty Masłowskiej z Tomaszem Muszyńskim, którzy, gdy tylko razem pojawiają się na scenie (wystarczy wspomnieć choćby „Celebracje”), muszą zachwycić. Tomasz Muszyński, moknący w strugach deszczu, z tak chłopięcym wdziękiem, delikatnością, zakłopotaniem i zarazem męską bezradnością próbował rozwiać swoją niejasność „w temacie Marioli”, że Marcie Masłowskiej nie pozostało nic innego, jak tyko tę kwestię nieco rozjaśnić..., czego owocem, jak łatwo się domyśleć, był spacer pod parasolem, który nagle okazał się dość obszerny, by pomieścić dwoje.

A gdy się sprawy nieco rozjaśniły nie pozostało już nic innego, jak pojechać na wczasy, do góralskich lasów, by zaszaleć z „sympatyczną panną Krysią” przy ckliwej muzyce jej cichego adoratora.

Jak widać twórcy przedstawienia zdają sobie sprawę z faktu, że na świecie problemów jest wiele, będzie jeszcze więcej, zatem nie ma co się załamywać i biadolić, najważniejsze, żeby robić swoje....

„A Ty, Widzu, brawo bij,
(...)
A ty (ich) zdrowie pij,
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje, kochani,
Róbmy swoje,
Żeby było na co wyjść!”

Izabela Piskorek
Tydzień w Elblągu
17 lipca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia