Śpiewające puszki

"Summertime" - reż. W. Kościelniak - Teatr im. Bogusławskiego w Kaliszu

Amerykański sen to marzenie o lepszym życiu, któremu oddaje się niejeden Europejczyk. Sceniczny statek zabiera nas w podróż do tego mitycznego miejsca. Jak się okazuje, kraina ta nie jest jednak aż tak wspaniała i wyjątkowa jak w marzeniach. "Summertime" w reżyserii Wojciecha Kościelniaka w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu demitologizuje Amerykę, a widz przekonuje się, że marzenia o niej to jedynie marzenia o lepszym życiu, których nie da się zrealizować

Przed nami dziób statku. Nad sceną znajduje się dobudówka, która symbolizuje pokład, pod nią wisi specjalny tiul do projekcji slajdów. Tiul ten pełni trzy funkcje; o pierwszej już wspomniałam, druga funkcja to umożliwienie podglądania tego, co dzieje się na scenie (czyli we wnętrzu okrętu) przez przezroczystą obudowę statku. Materiał wprawdzie sprawia, iż obraz jest nieco niewyraźny, dzięki temu jednak mamy wrażenie, że oglądamy stary, czarno-biały film.

Dobudówka nad sceną sprawia pewien kłopot; przede wszystkim nie jest jasne, że wraz z wiszącym tiulem i sceną ma ona tworzyć dziób statku. Zauważyć możemy to dopiero po czasie. Ponadto sprawia ona wrażenie elementu bezużytecznego albo niecałkowicie wykorzystanego; zbyt mało scen odbywa się bowiem na scenicznym pokładzie, przez co dobudówka staje się tylko ładnym elementem scenograficznym. Slajdy wyświetlane na tiulu znajdują swoje zastosowanie jedynie w przerwie między scenami. Prezentowane projekcje nie wnoszą nic do spektaklu, są jedynie ładnym obrazkiem. Zauważyłam jedynie dwa momenty, gdy elementy wyświetlane na płachcie współgrały z akcją toczącą się na scenie.

Pozostała część scenografii i rekwizyty to beczki i puszki, tworzące stoiska i okienka. Aktorzy tańczą w beczkach, na beczkach, po beczkach i z puszkami. Puszka w tym spektaklu znalazła wiele zastosowań. Najbardziej efektowna jest srebrna kula wisząca niczym fatum nad aktorami. W trakcie spektaklu ten puszkowy śmieć zostaje zawieszony na linii i lśni, ukazując wspaniały amerykański sen. W co jeszcze zamienia się ten przedmiot? Staje się czapką, telefonem, tworzy naszyjnik (tu zostały wykorzystane małe puszeczki), jest talerzem, a połączony z miotłą zamienia się w mikrofon. Co do kostiumów w spektaklu - są one stylizowane na lata 30. i 40., co dobrze wpisuje się w scenografię i koncepcję przedstawienia, współtworząc tym samym ładny obrazek z tamtych lat i wspomagając klimat musicalu.

Reżyserem „Summertime” jest Wojciech Kościelniak znany kaliskiej widowni z realizacji „Ferdydurke”. Od 1995 r. zajmuje się reżyserią muzycznych spektakli teatralnych. Identyfikuje się z niezależną inicjatywą twórczą PUB 700, która to grupa poszukuje nowej drogi w myśleniu o polskim teatrze muzycznym, pomostu między klasyczną operą a typowym broadwayowskim musicalem. Spektakl „Summertime” jest zatem jednym z etapów owych poszukiwań. Nie można o nim mówić jak o zwykłym musicalu. Zestawiając go z wcześniejszą „Ferdydurke”, odrzucić musimy nazwę musicalu fabularnego. W „Summertime” brak jednolitej fabuły, spektakl ma charakter patchworkowego dzieła, w którym wszystkie wątki, jak w puszce, przemieszały się, tworząc jedną niespójną całość. Osią spektaklu jest Wielka Emigracja, marzenie Europejczyków o podróży do mitycznej krainy – Ameryki. W taką właśnie podróż zabierają nas aktorzy. Pozostałe wątki to luźno zestawione problemy i rozterki Europejczyków w Ameryce. Wspomniany zostaje czarny czwartek z 1929 roku, wynalezienie pigułki antykoncepcyjnej, wielka katastrofa Titanica, a przy deszczowej piosence mamy aluzję do zamachu na wieże Word Trade Center, której towarzyszy odpowiedni obraz na jednym ze slajdów. Często cytowane są historie z sytuacji społeczno-ekonomicznej w Stanach Zjednoczonych. Fabułe łączy jedynie miejscowość, a luźna konstrukcja może sprawić, że widz nieco gubi się podczas oglądania. Historyk jednak dostrzeże w spektaklu ciekawą i przyjemną w odbiorze opowieść o najistotniejszych wydarzeniach w dziejach Ameryki.

Ponieważ spektakl ten jest rodzajem musicalu, ze sceny dobiegają dźwięki znanych utworów, takich jak: „Over the Rainbow”, Hit the Road Jack!, „Put the Blame on Mame”, „Singin’ in the Rain”, „Bei mir Bist du Schoen”, „Unforgettable”, „New York, New York”, „Fly Me to the Moon”, „Dancing Cheek to Cheek”, „Caravan”, „Summertime”. Wszystkie te utwory możemy usłyszeć i ujrzeć w nowych aranżacjach.

Za przetłumaczenie tekstów odpowiada Rafał Dziwisz; w naszym ojczystym języku brzmią one przyjemnie i, co najważniejsze, logicznie. Aranżacją piosenek zajął się Piotr Dziubek; rezultaty jego pracy są ciekawe i godne uwagi, Dziubek wykorzystuje scenograficzne puszki, aby nadać nowe znaczenie znanym utworom.

Jakub Skubaczkowski oraz Beata Owczarek odpowiedzialni są za choreografię w spektaklu. Większość ze scen tańca przypomina typowe broadwayowskie układy, ale warto zwrócić uwagę na choreografię do utworu „Caravan”, podczas którego aktorzy w strojach stylizowanych na militarne kostiumy tańczą kilkuczęściowy, zapętlający się układ. Wymaga on od artystów dość dobrej sprawności fizycznej, gdyż, choć z pozoru prosty, obejmuje nieustanne zmiany pozycji ze stojącej na leżącą, wszystko odbywa się zaś bez pomocy rąk, a za sprawą płynnych ruchów. Aby poprawnie wykonać taki układ, trzeba mieć silne mięśnie nóg. Należy go raczej łączyć z tańcem współczesnym niż ze stylem z Broadway’u. Co daje różnorodność form w spektaklu.

A jak aktorzy poradzili sobie z choreografiami, piosenkami i częstymi zmianami strojów oraz rozbudowaną scenografią? Domeną musicalu jest zaangażowanie jak największej ilości osób; wtedy dopiero spektakl muzyczny zyskuje znamiona prawdziwego widowiska. Tak też było we wspomnianej „Ferdydurke”. Trochę inaczej sprawa wygląda w przypadku „Summertime”. Według programu obsada do spektaklu liczy szesnaście postaci. Na scenie pojawia się jednak tylko osiem osób. Tę mobilność aktorów możemy tłumaczyć faktem, że większość z nich nie należy do ekipy artystycznej kaliskiego Teatru i zwyczajnie nie udało im się dotrzeć na spektakl. Widzów jednak nie interesują usprawiedliwienia, chcą oni zobaczyć gotowe perfekcyjne dzieło z pełną obsadom i mogą jedynie ocenić to, co widzą.. Odbiorca , który obejrzał ten spektakl wcześniej, wie, że zazwyczaj tańczy w nim kilka osób. W przedstawieniu Kościelniaka liczba ta uległa małej redukcji. Jeżeli widzimy „Summertime” po raz pierwszy, nie zauważymy tej zmiany i nie poczujemy się pokrzywdzeni. Z pewnością jednak ominie nas prawdziwe widowisko, z którego pozostało już tylko echo.

Wszyscy aktorzy stają na wysokości zadania, ze wszystkich sił próbując nadrobić braki spowodowane wspomnianą redukcją obsady. Szymon Mysłakowski i Helena Sujecka to osoby, które samą obecnością na scenie przykuwają uwagę widza. Sugestywność ich gestów i mimiki sprawia, że często nie możemy oderwać oczu od charakterystycznego i nietypowego zachowania tych aktorów. Piosenki przez nich wykonywane to perełki w spektaklu. I choć Helena Sujecka nie jest doskonałą piosenkarką, to jej osobowość sceniczna jest dowodem na to, że nie trzeba ładnie śpiewać, aby zdobyć sympatię widza.

Oprócz tej wspomnianej dwójki na uwagę zasługuje Dominika Guzek, piękna i urocza aktorka, która wykazała się niesamowitym zaangażowaniem,z powodzeniem próbując nadrobić ilościowe braki w spektaklu. Jej aktywność na scenie sprawiała, że widz z radością obserwował i wysłuchiwał prezentowane przez nią utwory. Jej energia i wysiłek, jaki włożyła w kreowaną postać, sprawiły, że warto było obejrzeć widowisko, bo mogliśmy spotkać się z żywym, energicznym człowiekiem, który zarażał widownię swoją aktywnością.

To patchworkowe przedstawienie zachwyca pomysłami i aranżacjami utworów, ale z pewnością nie jest dziełem doskonałym. Brak mu fabularnej spójności i stałego zespołu. Fałsze pojawiające się niekiedy podczas wykonywania piosenek sugerują zaś, że aktorzy powinni częściej spotykać się na próbach i doszlifować przygotowanie wokalne. Musimy pamiętać, że teatr to sztuka wymagającą nieustannej pracy, która nie kończy się po udanym premierowym wykonaniu spektaklu.

Daria Kubisiak
Dziennik Teatralny Kalisz
6 kwietnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia