Spokojnie, to tylko fantazja

"Sen nocy letniej" - reż: Monika Pęcikiewicz - Teatr Polski we Wrocławiu

Zimne karykatury porno, echa, skrawki, konstelacje, poczucie wyczerpania, zniewolenia i beznadziei. Wszystko odbite w lustrze - najbardziej erotycznej zabawce naszych czasów. Monika Pęcikiewicz stworzyła w "Śnie nocy letniej" fantazję bolesną, choć o lata spóźnioną

Szekspir nakazywał, by teatr był zwierciadłem świata. Dla Moniki Pęcikiewicz jedno lustro to za mało. Reżyserka specjalizująca się od lat w drastycznych reinterpretacjach klasyki ("Tytus Andronikus", "Hamlet", "Trzy siostry", "Wujaszek Wania") umieściła współczesność we wnętrzu kalejdoskopu, w którym wszystko wydaje się pokawałkowane, zwielokrotnione, rozbite, nienaturalnie piękne. Zamiast budować na scenie optyczną zabawkę z luster, użyła kamer. Postaci wybudzone z Szekspirowskiego "Snu nocy letniej" trafiają do studia telewizyjnego, gdzie ich relacje filmowane będą z góry, z dołu, w szerokich planach i ogromnych zbliżeniach. Intymnie. Wnikliwie. Niemal z wnętrza ich samych. 

Skojarzenia z filmami Federica Felliniego (mechaniczne tragi-porno z "Satyriconu", parada ludzkich karykatur z późnej produkcji "Ginger i Fred"), na którego twórcy powoływali się w wywiadach, są równie silne jak z "Salo, 120 dni Sodomy" Pasoliniego. Erotyzm staje się narzędziem kontroli, analizy i okrucieństwa. Opresja, zniewolenie, cielesność, nierozłączność pożądania i przemocy to w spektaklu najmocniejsze akcenty. Tym, co więzi bohaterów w wyidealizowanej, odrealnionej przestrzeni nie są jednak karabiny nazistów, jak u Pasoliniego. Do "projektu" zgłosili się sami, aby zaistnieć, wygrać, rozwiązać jakieś osobiste sprawy, zrealizować najbardziej wstydliwe fantazje i najbardziej kiczowate marzenia.

Jaka to sytuacja? Wielki Brat? Teleturniej, w którym przyznając się do osobistych sekretów można zmarnować sobie życie? Transmitowany na żywo obóz treningowy z nieustannym castingiem i eliminacjami w tle? Aktorzy są przez cały czas obserwowani i podpuszczani przez organizatorów noszących imiona ze sztuki: Oberon (Adam Cywka) i Puk (Pępuś). W pierwszych scenach castingu prowadzący badają granicę wytrzymałości uczestników. Rozbierzesz się? Stanik też? Tak, nie? Pozwolisz swojej dziewczynie całować się z innym? A stworzylibyście może teraz takie kłębowisko splecionych ciał....

Spokojnie, to tylko fantazja. Na wielkich ekranach, nagrane przed spektaklem sceny, stwarzają wrażenie autentycznej pułapki, w którą wpadli spragnieni sukcesu artyści. Desperacja sprawia, że zgadzają się na poniżenia i manipulację. Nagranie pełne jest rzeczywistego okrucieństwa. Konkretnym aktorkom wypomina się wiek czy niedoskonałości fizyczne, Oberon i Puk wtrącają się w relacje rzeczywistych par. Szczeliny, rany i słabe punkty rozpoznane podczas castingu zostają wykorzystane w części, która rozgrywa się na scenie wśród kamer, sztucznych brzóz i mebli w stylu PRL vintage. Prywatność przemieszana z motywami szekspirowskimi staje się w kolejnych fragmentach materiałem dla mikrolaboratoriów miłości, lekcji pożądania, zajęć z erotyzmu.

I choć wszystko wydaje się odrealnioną zabawą, w której luźne, radosne improwizacje mieszają się z występami Lady Gagi - nie obejdzie się bez ofiar. Chłopcy (Rafał Kronenberger, Adam Szczyszczaj, Michał Opaliński), rozczarowani przydziałem najmniej dramatycznych ról z całego scenariusza "Snu..." (mają zagrać grupkę murarzy szykujących spektakl wg komedii antycznej) zaczyna pracować nad postaciami Lwa, Ściany, Księżyca, i pary kochanków z wyraźną niechęcią. Gdy jednak jeden z nich wciela się w postać kobiety, pojawia się pokusa. Niczym słynnym w eksperymencie psychologicznym Philipa Zimbardo zaciera się granica między grą a prawdziwą brutalnością.

Ci, których zszokowały ostatnio doniesienia o francuskim teleturnieju "Gra śmierci", zachęcającym uczestników do zadawania tortur (w rzeczywistości naciskali tylko guzik, a po-urazowe konwulsje odgrywał aktor), zaskoczyć może fakt, że przebrany w damskie ciuchy Opaliński staje się dla kolegów obiektem gwałtu. Dla osób śledzących choćby w najmniejszym stopniu współczesny teatr, kinematografię, sztuki wizualne, będzie to tylko powtórka z tego, co znamy. Powidoki z Felliniego, Houellebecqua, "Oczyszczonych" Warlikowskiego.

W kalejdoskopie Moniki Pęcikiewicz turlają się i odbijają cudze, zapożyczone elementy. Czasem układają się w zaskakujące, nowe kompozycje, zwykle jednak pozostają chaotyczną mieszaniną z estetycznym naddatkiem. Sytuacja opresji, wiarygodna w nagraniu z castingu, w części scenicznej zmienia się w manierę. Konkluzja "żyjemy w czasach pięknych ciał na sprzedaż" pobrzękuje jak kolorowe szkiełko wyjęte z bardzo już starego witrażu. I nawet Ewa Skibińska długo, mozolnie, z poświęceniem wciągająca kostium "grubej baby" nie wzrusza już tak, jak Stanisława Celińska poświęcająca przed laty u Warlikowskiego własną cielesność. Stare konstelacje pozostały, ale zamiast gwiazd są już tylko czarne dziury.

Teatr Polski, Wrocław, "Sen nocy letniej", reż. Monika Pęcikiewicz, dramaturgia Bartosz Frąckowiak, scen. Mirek Kaczmarek, występują m.in.: Ewa Skibińska, Michał Chorosiński, Mirosław Haniszewski, Marcin Czarnik, Anna Ilczuk, Dagmara Mrowiec, Adam Cywka, Marcin Pępuś, Adam Szczyszczaj, Rafał Kronenberger, premiera 19 marca

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
25 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...