Spotkanie z gwiazdą w cztery oczy

Rozmowa z Anną Guzik

Udało mi się zrealizować w kilku najważniejszych dla mnie dziedzinach - zostałam żoną, matką, jestem aktywna zawodowo, mieszkamy we własnym domu. Jestem spełniona jako człowiek i jako kobieta. A jako artystka zawsze byłam głodna nowych wyzwań i ten ostatni program pokazał mi, że po czterdziestce wciąż kręcą mnie nowe wyzwania.

Znamy ją z roli Żanety w serialu "Na Wspólnej", podziwiamy w teatrze i telewizyjnych show. W ostatnich latach wiele się u niej zmieniło. Została mamą trzech dziewczynek, skupiła się na rodzinie, ale przed nią również nowe zawodowe wyzwania.... Z Anną Guzik, aktorką Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, rozmawia Beata Biały.

Beata Biały: W programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" pokazałaś wszystkim, że masz głos jak dzwon! Każdy odcinek oglądałam z szeroko otwartymi oczami - masz talent! Wiedziałaś?

Anna Guzik: Podejmując decyzję o udziale w programie, nie miałam pojęcia, jak sobie poradzę. To były tak dalekie ode mnie i mojego głosu wyzwania, że nie mogłam przewidzieć, czy uda się je wyśpiewać. Wiedziałam, że mam słuch i będę się starała wypaść jak najlepiej. Cieszę się, że zaskoczyłam widzów i siebie samą. Ale była to dosyć ryzykowna decyzja. Miałam przerwę w pracy scenicznej i nie jestem wolnym ptakiem, który może całkowicie poświęcić się pracy. Mam rodzinę, o którą muszę dbać i ona jest zawsze na pierwszym miejscu.

Twój dziadek grał w górniczej orkiestrze na puzonie. Pamiętasz go grającego?

A. G.: Mój dziadek Jerzy był komendantem straży pożarnej w Kopalni Katowice i równocześnie grał w kopalnianej orkiestrze. Byłam dumna, kiedy oglądałam go w mundurze. Do dzisiaj mam ogromny sentyment do orkiestr dętych, łezka kręci mi się w oku, kiedy grają. Zresztą był u nas na Śląsku taki zwyczaj, że w Barbórkę orkiestry chodziły po dzielnicy i grały, świętowało się ten dzień bardzo uroczyście.

Myślisz o nagraniu płyty?

A. G.: W maju udało się zrealizować w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej drugą część mojego monodramu w reżyserii Jacka Bończyka "Singielka 2, czyli Matka Polka". Gram tam postać wokalistki Alicji i śpiewam w spektaklu kołysankę, napisaną przez Krzysztofa Maciejowskiego. Kołysanka jest tak piękna, że zainspirowało to' twórców spektaklu, żeby być może nagrać płytę z kołysankami. Tym bardziej, że masz trójkę maluchów.

Miałabyś im co śpiewać do poduszki.

A. G.: Uważam, że byłoby to coś magicznego. Pomysł już jest, musimy go więc jedynie zrealizować.

A co było najtrudniejsze w programie "TTBZ"?

A. G.: W programie zmagałam się z wieloma trudnościami, ale chyba najtrudniejszy był brak czasu. Miałam go naprawdę niewiele na przygotowania, bo jakimś dziwnym zrządzeniem losu okazało się, że mam kilka innych projektów do zrealizowania, m.in. spektakl "Sex w życiu kobiety" w teatrze Imka, hollywoodzką produkcję czy udział w filmie "Pan T." Marcina Krzyształowicza. Ale poradziłam sobie i jestem z siebie dumna, a właściwie z całej naszej ekipy, bo gdyby nie pomoc męża, rodziny i naszych wspaniałych niań, to nie miałoby szansy się udać.

Misterna charakteryzacja jest trudna do zniesienia?

A. G.: Na samą myśl o klejeniu czuję mrowienie na karku... Ten jeden element nie był dla mnie przyjemny, ale obserwacja, jak powstaje postać, była ogromną nauką. Zamiana mnie w Sławomira czy Krzysztofa Krawczyka trwała 5 godzin!

Kiedy trafiłaś do serialu "Na Wspólnej", miała to być mała rólka. Tymczasem tak oczarowałaś wszystkich, że Żaneta gra pierwsze skrzypce.

A. G.: Moja rola początkowo rozpisana została na dwie sceny, ale okazało się, że Żaneta Kopeć wprowadziła niezły ferment w rodzinę Ziębów, więc zagościłam w serialu na dłużej. W tym roku mija 15 lat serialu "Na Wspólnej" i 13, odkąd jestem w obsadzie. Cieszę się, że udało się stworzyć postać, która żyje i rozwija się wraz ze mną i jest tak dobrze odbierana przez widzów.

Scenarzyści dbają, żebyś miała co robić...

A. G.: Scena i ekran lubią konflikty, wtedy to wymyślone życie nabiera barw. Odwrotnie jest w życiu prywatnym. Na szczęście. Teraz, kiedy dorasta Mania, czyli córka Żanety, pojawiają się kolejne problemy. W myśl zasady - małe dzieci mały kłopot, a duże... wiadomo! (śmiech)

Grasz w filmie hollywoodzkim "Nie znaczy nie". Jak dostałaś tę rolę?

A. G.: To jest dłuższa historia. Poznałam reżysera Vikasha Verme, kiedy byłam jeszcze w ciąży i właściwie poprosił mnie o konsultację aktorską dla jednej z aktorek. Tak się zaczęło. Zdjęcia odbywały się m.in. w Bielsku-Białej, Krakowie, Zakopanem. Gulshan Grover, któremu towarzyszysz na ekranie, to legenda Bollywood.

Miałaś tremę?

A. G.: Raczej czułam radość z tego spotkania. To jest coś pięknego, że życie potrafi nas zaskakiwać, że pojawiają się propozycje zawodowe, których sama bym nie wymyśliła. Za to miedzy innymi kocham mój zawód!

Urodziłaś się i wychowałaś na Śląsku. W co Cię ten Śląsk wyposażył?

A. G.: Na pewno w siłę i konsekwencję, choć nie wiem, czy jest to cecha regionalna, czy może następstwo czynnego uprawiania sportu. Na pewno czuję się Ślązaczką, kocham ten region i ludzi, którzy tam mieszkają. To, co odziedziczyłam po śląskich przodkach, to z całą pewnością poczucie humoru i rzetelność. Mama nie była typową Ślązaczką "przy mężu".

Ma swoją pracę, którą łączy z obowiązkami domowymi. To ona pokazała Ci, że tak można?

A. G.: Myślę, że te wzorce, które obserwujemy w dzieciństwie, są niezwykle ważne, to one nas kształtują. Moi rodzice byli równorzędnymi partnerami, oboje mieli wyższe wykształcenie, pracowali zawodowo, decyzje podejmowali wspólnie. To był dosyć nowoczesny model małżeństwa. Taki mam w głowie i taki staram się kontynuować. W rodzinie każdy ma prawo się wypowiedzieć i każdego trzeba szanować. Potem, kiedy zmarł mój tata, mama musiała sobie radzić ze im sama dawała sobie świetnie radę, choć wiele ją to kosztowało. Była samodzielna. I tego również mnie nauczyła. Uważam, że tylko kiedy jesteśmy naprawdę samodzielni, możemy podejmować decyzje w zgodzie z własnym sercem i sumieniem. Dla mnie ta wolność stanowienia o sobie była i jest niezwykle ważna. Tak w życiu prywatnym, jak i w pracy.

Co jeszcze zawdzięczasz mamie? Czego Cię nauczyła, co chcesz przekazać córkom?

A. G.: Moja mama ma świetne poczucie humoru i myślę, że jest to cecha niezwykle ważna i przydatna. Nie wszystko trzeba brać całkiem poważnie. Czasem trzeba umieć się pośmiać, zwłaszcza z siebie. Jest osobą niezwykle sumienną, można na niej polegać jak na Zawiszy! (śmiech). Dobrze jest wiedzieć, że możemy liczyć na naszych bliskich.

Dziś jesteś Ślązaczką, ale i góralką. Co to znaczy?

A. G.: Nie mam pojęcia! (śmiech). Kocham Śląsk i kocham Podhale, w tych miejscach czuję się jak w domu, pewnie dlatego, że je znam i jestem z nimi związana rodzinnie. Podhale to miejsce, gdzie dorastał mój mąż, gdzie się poznaliśmy i mamy stąd piękne wspomnienia. Bardzo się cieszę, że moje córki mają szansę poznać to miejsce od środka, nie jako turystki, ale jako miejscowe. To zupełnie inna przygoda.

Masz strój góralski i kierpce?

A. G.: Bywamy na rodzinnych imprezach, na których wypada być ubranym po góralsku. Mam więc kilka strojów, choć raczej staram się, aby były to stroje stylizowane na góralską modłę.

Wojtek był Twoim instruktorem snowboardu. Kiedy pomyślałaś: "Oto spotkałam mężczyznę mojego życia"?

A. G.: Bardzo szybko zorientowałam się, że mój Wojtek jest osobą, z którą można przejść przez życie ramię w ramię. To człowiek do tańca i do różańca, jak się to mówi.

Z miłości opuściłaś rodzinne Katowice i przeprowadziłaś się do Bielska-Białej. Szybko oswoiłaś nowe miejsca.

A. G.: Nie z miłości, ale za pracą >> (śmiech). Trafiłam do tego miasta w związku z angażem w Teatrze Polskim i zostałam na stałe. Ale faktycznie, mieszkamy w Bielsku-Białej, to tutaj mamy dom i tu wychowujemy dzieci. Mamy tu swoje miejsca, przyjaciół.

Bliźniaczki - Basia i Nina to l dwulatki, a Bogna ma niespełna roczek... Dla aktorki - to chyba trudna sprawa?

A. G.: Nie byłoby to możliwe, | gdyby nie pomoc męża i całej rodziny. To sytuacja absolutnie wyjątkowa. Podjęliśmy decyzję, że jakoś damy radę i udało się. i Joasia Brodzik powiedziała l mi kiedyś: "Kto nie miał bliźniaków, nawet nie potrafi sobie wyobrazić, co to znaczy".

Powiesz, jak wywracają świat do góry nogami?

A. G.: Faktycznie ciężko wyobrazić sobie różnicę pomiędzy jednym dzieckiem a dwójką. A jest ogromna! Wiem, bo miałam też szczęście doświadczyć pojedynczego macierzyństwa. To jest tak jak w powiedzeniu "syty nie zrozumie głodnego". Pamiętam, komentarze matek po moim wywiadzie w kilka miesięcy po urodzeniu Basi i Niny. Były one w tonie: nie rozumiem, o co jej chodzi, ja też jestem mamą, a mam czas zrobić makijaż i manikiur, poczytać... Kiedy ma się bliźniaki, po prostu nie ma na to czasu. I tyle w temacie.

Pamiętasz trudne momenty, kiedy myślałaś: Chcę uciec?

A. G.: Zostałam matką świadomie, w późnym wieku, wiedziałam, jakie szczęście mnie spotkało i nigdy nie miałam takich myśli. Oczywiście marzyłam, żeby się wyspać, na chwilę wyłączyć "procesor" i nie musieć pamiętać o wszystkim, ale chwila odpoczynku wystarczyła, żeby znów stanąć na nogi.

A nie wkurzasz się, że Twój czas się skurczył?

A. G.: Mój czas uległ transformacji, teraz czerpię przyjemność z innych rzeczy. Oczywiście od czasu do czasu "kradniemy" z mężem chwile dla siebie. Ale nauczyliśmy się doceniać to, co mamy i nie tęsknić za tym, co już za nami. Dziewczynki wnoszą tyle radości i miłości do naszego życia, że nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć. Kiedy obserwuję Basię i Ninę, widzę, jak niezwykłą rolę odgrywa indywidualny charakter każdego z nas. Są przecież urodzone z tych samych rodziców, tego samego dnia, a tak różne. Każda ma swoje dominujące cechy i zainteresowania i cieszę się, że tak jest.

A jak przyjęły siostrzyczkę Bognę?

A. G.: To piękne móc obserwować, jak między siostrami rodzi się więź, jak tworzą się relacje: rywalizacja, miłość, opiekuńczość. Najmłodsza córka Bogna też ma mocny charakter i chociaż jeszcze nie skończyła roczku, już potrafi postawić na swoim.

A o co jesteś mądrzejsza przy kolejnym dziecku?

A. G.: Jest tak, jak w dowcipie: kiedy pierwsze dziecko połknie 5 zł, pędzisz na pogotowie, przy drugim czekasz, aż zrobi kupkę, a przy trzecim potrącasz z kieszonkowego... (śmiech).

Wszystko masz misternie zaplanowane co do sekundy?

A. G.: Oczywiście staram się planować różne rzeczy, ale zawsze rezerwuję czas na sytuacje awaryjne. A kiedy mam szansę, to nie planuję niczego i funkcjonujemy według trybu, jaki wyznaczają nam dzieci. To one są najważniejsze, teraz jest ich czas. Uwielbiam wskoczyć w dres i pójść z dziewczynami na poranny spacer, potem przypominam sobie, że zapomniałam zjeść śniadanie... Ale najfajniejsze jest to, by powałęsać się po okolicy, obserwować, jak dzieci poznają świat. I patrzą na niego również moimi oczami. To jest duża odpowiedzialność. Rodzice mają ważne zadanie do wykonania, ale to piękna praca.

Cztery baby w domu... Nie przerasta to Twego męża?

A. G.: Mężczyzna, który ma cztery kobiety w domu, jest najszczęśliwszym gościem na świecie, owszem, czasem boli go głowa... (śmiech). Ale to, jak córki ubóstwiają tatę, walczą o jego uwagę, to jest niesamowite. Będzie miał przerąbane dopiero, jak zaczną dojrzewać, coś czuję, że nasz płot wokół domu będzie zakończony zasiekami! (śmiech).

Dzieci bardzo Cię zmieniły?

A. G.: Nie powiedziałabym. W ogóle mam takie przemyślenia, że jestem dokładnie tym samym człowiekiem, z tą samą wrażliwością, tylko ludzie postrzegają mnie inaczej, od kiedy mam dzieci. Pamiętam, że jeszcze przed urodzeniem dziewczynek kilkukrotnie ktoś powiedział do mnie tekst w stylu - ty nie masz dzieci, więc nie wiesz, jak to jest. A ja uważam, że człowiek wrażliwy, empatyczny, naprawdę potrafi wczuć się w sytuację. Ja dzielę ludzi na wrażliwych i samolubnych. Jest dużo samolubów, którzy zostają rodzicami i wychowują dzieci na kolejnych samolubów. Bycie rodzicem nie powoduje, że stajesz się święty i jesteś nagle alfą i omegą. Na miano rodzica trzeba zasłużyć.

Za Tobą 40. urodziny. Co myślisz, patrząc w lustro?

A. G.: Udało mi się zrealizować w kilku najważniejszych dla mnie dziedzinach - zostałam żoną, matką, jestem aktywna zawodowo, mieszkamy we własnym domu. Jestem spełniona jako człowiek i jako kobieta. A jako artystka zawsze byłam głodna nowych wyzwań i ten ostatni program pokazał mi, że po czterdziestce wciąż kręcą mnie nowe wyzwania. Fajnie jest wrócić do pozycji ucznia, zawsze lubiłam się uczyć i to się nie zmieniło. Teraz jestem pewniejsza siebie, znam swoją wartość.

Życie zaczyna się po czterdziestce?

A. G.: Nie szarżowałabym z tym określeniem! (śmiech). Myślę, że po czterdziestce może przydarzyć się wiele pięknych rzeczy i warto dbać o komfort życia, żeby móc korzystać z jego uroków. To jest dla mnie bardzo fajny czas. Przed nami rodzinne wyzwania, przedszkole, potem szkoła dziewczyn, układanie życia dzień po dniu. Mam wrażenie, że włączyła mi się radość przeżywania i zapamiętywania chwili.

A co powiesz dzieciom? Że co jest w życiu ważne?

A. G.: Już teraz im powtarzam, że najważniejsi są ludzie, że trzeba o nich dbać każdego dnia. Że nie wolno się gryźć i bić, trzeba się wspierać, dużo uśmiechać i kochać. Bo to jest naprawdę najważniejsze.

**

Tego jeszcze nikomu nie mówiłam!
Dom rodzinny kojarzy mi się... ze śmiechem i wspólnym oglądaniem fajnych seriali np. "Kojak" albo "Colombo".
Do dziś pamiętam zapach... klusek na parze, które robiła moja babcia Lolcia.
Najwspanialsze wspomnienie z dzieciństwa... to nasz coroczny wyjazd nad morze czerwonym fiatem 126p z moimi rodzicami i bratem.
Poczułam się dorosła, gdy... pierwszy raz dostałam wypłatę w teatrze.
Mój największy autorytet... jako dziecko byłam wpatrzona w mojego dziadka Jurka jak w obraz, potem autorytetem była moja mama, teraz to ja staram się być autorytetem dla moich dzieci.
Wzruszam się, gdy... patrzę na ludzką krzywdę.
Nie mogłabym żyć... bez mojej rodziny.
Taką ją znamy i kochamy
2007
W VI edycji programu TVN "Taniec z gwiazdami" dała popis swoich
umiejętności tanecznych. Wraz z tancerzem Łukaszem Czarneckim zajęła pierwsze miejsce i zdobyła Kryształową Kulę.
* od 2005
Już od 13 lat nieprzerwanie wciela się w rolę Żanety Zięby w serialu TVN "Na Wspólnej". Udział w serialu przysporzył jej wielu wiernych fanów.
2018
Związana jest z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej, gdzie mieszka. Tu stawiała pierwsze kroki aktorskie, a teraz możemy ją podziwiać w spektaklu "Singielka 2, czyli Matka Polka".
2018
W 9. edycji programu telewizji Polsat "Twoja Twarz Brzmi Znajomo" wystąpiła m.in. jako Sławomir i Beata Kozidrak. Dała popis umiejętności wokalnych i zajęła 3. miejsce.

Beata Biały
Kobieta i Życie
9 czerwca 2018
Portrety
Anna Guzik

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia