Sprint po filozofii

"O winie, karze i..." - reż: Stanisław Brejdygant - Teatr Mały w Manufakturze

Ambicje grania repertuaru trudniejszego łódzki Teatr Mały realizuje sięgając po "Zbrodnię i karę" Fiodora Dostojewskiego.

Zagadnienia istotne dla twórców przedstawienia sugeruje podtytuł "O winie, karze i zmartwychwstaniu przez miłość", a w programie mowa jest jeszcze o buncie i moralnym dojrzewaniu. Wiemy doskonale, iż Dostojewski to ani podrzędny pisarz katolicki, ani autor poczytnych książek dla młodzieży, siadamy więc i czekamy. 

Na co? Na "kamieni nagłe przebudzenie" - całkiem niepotrzebnie. Nie odmawiając głębokiego czytania jednego z najwnikliwszych powieściopisarzy, wrażenie, iż twórcy przedstawienia nie odnaleźli adekwatnej formuły, jest bardzo silne. 

Lewa część zaciemnionej sceny to sala przesłuchań, może pokój śledczego Porfirego Pietrowicza, jak można wnosić po kawiarnianym charakterze stolika i dwóch krzeseł. W prawej umieszczono drewnianą ławę, całkiem z innej teatralnej beczki. To cela. Czasem mieszkanie Raskolnikowa, albo lichwiarki Iwanownej. Z jakiej epoki pochodzą te rekwizyty? W jaką konwencję chciano się wpisać? Na położoną po środku sceny kładkę będzie co jakiś czas wchodzić młodziutka Maria Gudejko, wykonawczyni songów-komentarzy, i to zbliża "O winie, karze..." do traktatu filozoficznego. Tylko że uzyskany takimi środkami dydaktyzm zahacza o łopatologię. 

Spektakl zaczyna spowiedź-przesłuchanie i przyznanie się do morderstwa bijącego się z myślami Raskolnikowa (Adam Łoniewski). Cała reszta będzie już tylko rekonstrukcją zdarzeń, spotkań ze śledczym Porfirym (Stanisław Brejdygant) przeplatanych dywagacjami na temat człowieczej natury. Aż po wielkie finalne nawrócenie. 

Jak oddać treść "Zbrodni i kary", by nie popadać w potoki słów, na to twórcy nie znaleźli recepty. Nawet jeśli wyartykułowane, filozoficzne i moralne konflikty na krótko goszczą na scenie. Łoniewski strąca je w niebyt skupiając się na dramatyczno-łzawych gestach; trwoni kapitał, który zebrał początkowo wyciszoną i stonowaną grą. Różnice w warsztacie aktorskim między nim a Brejdygantem biją po oczach. Oto uczniak i nauczyciel, nawet jeśli Brejdygant przy tak zaaranżowanej scenie wygląda jak żwawy królik zamknięty w ciasnej klatce. Gdy w czasie "stolikowych" gier psychologicznych wprawnie igra tonacjami, a spokój ten rodzi siłę, Łoniewski więziony przez fotel, w którym siedzi, traumatycznie powtarza kilka gestów. 

Może w znalezieniu lepszej drogi do Dostojewskiego pomoże odpowiedź na pytanie: do jakiego widza ma trafić przedstawienie. Pamiętając, że papierowe streszczenia od lat są dostępne.

Łukasz Kaczyński
Polska Dziennik Łodzki
23 października 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia