Środek na złe trawienie

rozmowa z Tomaszem Manem

Teatr jest zawsze tu i teraz. Nie wiem jak było sto, dwieście lat temu. Trzeba postawić sobie poprzeczkę jak maratończyk, który trenuje, żeby zejść poniżej 2 godzin

Janusz  Łastowiecki: Jak w Pana dramatach przejawia się tradycja dramatyczna, czy inspiruje się Pan jakimś prądem, takim a nie innym widzeniem sztuki?

Tomasz Man: Jedyny prąd, który mnie interesuje to dobrze napisany tekst. Co do tradycji to stawiam na Arystotelesa i jego „Poetykę”. Ciągle do niej powracam jak pies do kości (śmiech)

Jakie były Pana pierwsze kroki w sztuce reżyserskiej? Jak to się stało, iż uznał Pan za istotne kreowanie rzeczywistości nie tylko poprzez pisanie o niej, ale też stwarzanie jej na scenie?

Pisałem, pisałem do szuflady…i miałem „cofkę”. Paradoksalnie wydanie pierwszego mojego tekstu w „Dialogu” dało mi impuls do zdawania na reżyserię. Po prostu chciałem wystawiać swoje sztuki w teatrze.

W Pana sztukach pojawia się temat kondycji współczesnego człowieka. Jaka jest według Pana istota uniwersalizacji pewnych treści, by były one ważne na długo po zejściu sztuki z afisza?

Trzeba napisać świetny tekst, który ma w sobie konstrukcję, akcję, treść, język i „to coś”. Tym czymś jest natchnienie pewnie. Jedyna recepta to pisać, wyrzucać, pisać, skreślać. Trzeba postawić sobie poprzeczkę jak maratończyk, który trenuje, żeby zejść poniżej 2 godzin…

Czy uważa Pan, iż należy odświeżać dla współczesnej wyobraźni klasyczne teksty w wymiarze tradycyjnym, czy może liczy się eksperyment, uwspółcześniający te teksty do dzisiejszego widza?

Teatr jest zawsze tu i teraz. Nie wiem jak było sto, dwieście lat temu. To, co jest grane musi „kolnąć” widza, który kupił bilet dzisiaj. Współczesna scenografia nie zawsze oznacza, że odczytano tekst nowatorsko. Oglądam „Siódmą pieczęć” Bergmana, która grana była w kostiumie średniowiecznym i jestem „zaczadzony”.

Przestrzeń teatru radia. Co według Pana wyróżnia ten teatr spośród innych i czym przyciąga?

W uchu jest scena. Otwiera się kurtyna. Włączają się światła. Buduje się scenografia. Wychodzą aktorzy. Wchodzi muzyka, ale też to, co gra wewnątrz tych ludzi. Tylko trzeba to wszystko usłyszeć. Na tym polega różnica, że teatr radiowy jest w ruchu.

Pana spektakle są niezwykle muzyczne i doprecyzowane dźwiękowo. Zbigniew Kopalko, wielki reżyser Teatru Polskiego Radia, mawiał, że w słuchowisku muzyka mówi, a słowo śpiewa. Jak w Pana adaptacjach i słuchowiskach rozkładają się te proporcje?

Podstawą jest tekst zagrany przez aktorów, potem zaczynam zastanawiać się w jakie piekło te głosy „wrzucić”, w jakiej przestrzeni dźwiękowej osadzić ich życie, co im „gra w duszach”.

Czy może Pan pokrótce scharakteryzować współpracę w radiu z Andrzejem Chyrą? (co w nim takiego jest – wypada niezwykle autentycznie, jego głos nie fałszuje).

Kiedy dostałem propozycję od Krzyśka Sielickiego (kierownik literacki Teatru Polskiego Radia), żebym wyreżyserował w radiu „Kartotekę”, zastanawiałem się kto się najlepiej nadaje do „czterdziestolatka” z mojego pokolenia. Oczywiście pomyślałem: Andrzej Chyra. Przypadek sprawił, że tego samego wieczoru spotkałem go w Rozmaitościach i powiedział: „Ok.”. Andrzej ma prawdę. To cała tajemnica. Prawda, którą trudno ot tak nazwać. On ma za sobą doświadczenie życiowe, pracę z najlepszymi, sam jest zawsze świetnie przygotowany i słucha reżysera (śmiech).

To samo pytanie dotyczące Sandry Korzeniak – jak Pan ją odkrył?  To tajemniczy głos, jest w nim jakaś wielokrotność złożona.

W „Sex Machinie” zapisałem Chór Kobiet i w radiu postanowiłem, że chcę mieć chór. Zaprosiłem Sandrę i jak zaczęła czytać to mnie wprowadziło w jakiś „hipnozę”. Stwierdziłem, że Sandry głos brzmi jak Medium i tak też zostało. Sandra ma nieoczywistość. Jest jak dym. „Snuje się” jak chce.

W Pana spektaklach charakterystyczne jest „wchodzenie do głowy” bohatera. Przy zastosowaniu dźwięku przestrzennego robi to niesamowite wrażenie. Każda z postaci stanowi pewną konstrukcję złożoną (są tu zjawy, seksualność, kompleksy, traumy czy nawet pasja, jaką jest muzyka Abby). Czy wierzy Pan, że poprzez sztukę może się dokonać oczyszczenie? Katharsis?

Katharsis jest podstawą każdego spektaklu. Jak tego nie ma, to znaczy, że źle zrobiłem spektakl. To działa jak środek przeczyszczający na złe trawienie (uśmiech).

Często jest Pan mylony z Tomaszem Mannem? Z racji posiadania takiego imienia i nazwiska pewnie wynikają jakieś „fałszywe identyfikacje”.

Tak i nie. Ci, którzy wiedzą kim był Tomasz Mann to robią wielkie oczy, zwłaszcza w Niemczech. U nas mylą mnie z Wojciechem Mannem (śmiech).

Tomasz Man - dramatopisarz i reżyser, doktor filologii polskiej (studia magisterskie i doktoranckie ukończył na Uniwersytecie Wrocławskim), absolwent Wydziału Reżyserii Dramatu warszawskiej Akademii Teatralnej. W latach 2003-2005 był kierownikiem literackim w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, a od 2004 do 2005 roku był konsultantem programowym w Teatrze im. Adama Mickiewicza w Częstochowie.
Reżyserował na deskach wielu polskich scen, między innymi: Teatru Dramatycznego w Białymstoku (między innymi „Balladynę” Juliusza Słowackiego w 2000 roku), Teatru Polskiego we Wrocławiu („Imię” Jona Fosse’a w 2001 roku), Teatru Powszechnego w Łodzi („Lament” Krzysztofa Bizio w 2001 roku), Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie („Kształt rzeczy” Neila LaBute’a w 2003 roku), Teatru Studio w Warszawie („Zbyt głośna samotność” wg Bohumila Hrabala w 2003 roku), Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie (między innymi „Piaskownicę” Michała Walczaka w 2004 roku), Teatru Miejskiego w Gdyni (między innymi „Dzień świra” Marka Koterskiego w 2006 roku oraz „Plotkę” Francisa Vebera w 2007 roku), Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu (między innymi „Złodzieja” Daria Fo w 2006 roku), Teatru Narodowego w Warszawie („Gabloty” Krzysztofa Bizio w 2006 roku) oraz Teatru im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze („Dobrze” własnego autorstwa w 2010 roku).
Dla radia zrealizował nowatorska adaptację „Kartoteki” Różewicza, a jego oryginalne słuchowisko „Sex machine” zostało uhonorowane kilkoma nagrodami na Festiwalu Dwa Teatry Sopot 2011 (w tym za reżyserię- dla niego samego). W 2011 roku w radiu zrealizował swój najnowszy spektakl „Moja Abba”, który niebawem zostanie wystawiony na deskach polskich scen.

Janusz Łastowiecki
Dziennik Teatralny
16 grudnia 2011
Portrety
Tomasz Man

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia