Starożytna tragedia we współczesnej odsłonie

„Dynastia" - Pink Mama Theatre - 1. To nie jest festiwal w Bytomiu

Spektakl „Dynastia" zaprezentowany podczas drugiego dnia wydarzenia określanego mianem „To nie jest festiwal", odbywającego się w Bytomskim Teatrze Tańca i Ruchu Rozbark, stanowi szósty projekt artystyczny szwajcarskiego zespołu Pink Mama Theatre. Dzieło, którego premiera miała miejsce 20 lutego 2015 roku w Szwajcarii, jest zdecydowanie niejednorodne. Spektakl ten stanowi kolaż stylów, środków artystycznego wyrazu oraz połączenie historii rodem z antycznego dramatu z estetyką współczesnego świata rządzonego przez gaimanowskich bogów plastiku, kart kredytowych, internetu i telewizji.

Pink Mama Theatre to młody teatr niezależny, założony przez Sławka Bendrata (tancerza i choreografa) i Dominika Krawieckiego (aktora i reżysera) w marcu 2011 roku. W kręgu zainteresowania grupy artystów znajduje się ciało, seksualność oraz szeroko pojmowana płeć. Natomiast w swoich projektach skupiają się na akcentowaniu wątków związanych z człowieczeństwem, emocjami, pragnieniami oraz impulsami, kierującymi zachowaniami ludzi. Można orzec, że „Dynastia" stanowi kwintesencję artystycznej drogi obranej przez Pink Mama Theatre. W spektaklu, w intrygujący, acz dosyć powszedni już dziś, sposób połączono dwa świata: antyczny i współczesny. Inspiracją do stworzenia spektaklu była ostatnia tragedia napisana przez Eurypidesa w 406 r. p.n.e., czyli „Bachantki". Antyczny tekst strawestowano, ubierając we współczesne dekoracje.

Patos typowy dla klasycznej tragedii zmieszano z groteskowym światem współczesnych bohaterów. Postaci oraz wydarzenia z tragedii zostały uwspółcześnione, podnosząc tekst Eurypidesa do rangi uniwersalnego dzieła. Strawestowany mit opowiadający o dziejach wyznawców starożytnego boga Dionizosa, odnosi się do wyznawców współczesnych bogów. „Dynastia" stanowi połączenie starożytnego mitu o początkach kultu Dionizosa w śródziemnomorskiej Helladzie z aktualnym dyskursem dotyczącym kwestii związanych z gender oraz współczesnymi mitologiami, tak dobrze nakreślonymi przez Jérôme'a Garcin'a. Reżyser spektaklu podobnie jak wspomniany powyżej autor „Nowych mitologii" wyrusza na targowisko próżności XXI wieku, tropiąc mity rządzące zbiorową wyobraźnią prosumenckiego społeczeństwa sieci.

Choć akcja tragedii rozgrywa się w Tebach, do których przybywa rubaszny Dionizos, w celu szerzenia swego kultu, to tak naprawdę miasto to może być usytuowane gdziekolwiek. Występujący w spektaklu aktorzy i tancerze tacy jak: Sławek Bendrat, Dominik Krawieck, Miryam Garcia Mariblanca, Valentin Markus Oppermann, Tomek Pomersbach, Ahmed Soura, Marek Wieczorek, pochodzą z różnych stron świata, co dodatkowo sprzyja kosmopolitycznej wymowie projektu. Wykorzystanie konkretnego mitu stanowi jedynie pretekst do podjęcia dyskusji o kondycji współczesnego świata. Osią spektaklu jest konflikt, jaki zrodził się pomiędzy Dionizosem i jego czcicielami dążącymi do zaprowadzenia nowego porządku a Penteusem – władcą Teb, który zdecydowanie sprzeciwia się wprowadzeniu nowego kultu. Ta odwieczna walka konserwatyzmu i liberalizmu, ścieranie się argumentów religijnych i racjonalnych rozgrywa się także na naszych oczach, w świecie rzeczywistym, o którym donoszą nam codziennie przekazy medialne, ale i sami doświadczamy nietolerancji dla jakiejkolwiek odmienności. Pomiędzy Dionizosem, a wszystkimi, którzy staną mu na drodze toczy się nieustający flirt, jakby bóg emanował miłosną, seksualną energią, zmuszającą do wymiany pocałunków. Dionizos stanowi połączenie lubieżności, złośliwości i sztuczności. Penteus z kolei symbolizuje sofistów – sceptyków skorych do gloryfikowania intelektu oraz ateńską elitę. Kieruje się argumentami racjonalnymi, zatracając się w egoistycznym przeświadczeniu o własnej mądrości, nie bacząc na emocje i dobro innych. Tym samym sprzeciwia się również prawu nakazującemu oddawanie czci bogom, za co w finale zapłaci największą karę.

Zarówno tragedia, jak i spektakl szwajcarskiej grupy stanowi próbę ośmieszenia boskości Dionizosa – ukazanego jako rubasznego niewolnika miłości. Może także stanowić dekonstrukcję powstających każdego dnia mitologii, mitów opiewających herosów dnia codziennego, wirtualnych półbogów czy lansowanych w mediach celebrytów. Dionizos pojawiając się na scenie jest roznegliżowany, zasłania się zieloną poduszką. Natomiast jego pomalowane na biało i nastroszone włosy, przypominają nieco walecznego kogucika. Wprowadza kult swojej osoby we wszystkich miastach, które odwiedza, czemu towarzyszy atmosfera iście bachiczna. Na porządku dziennym są tu miłosne uściski, ekstatyczne jęki, kocie ruchy. Jeden z bohaterów przypomina osławionego „sex instruktora". Z pewnością jest to sztuka bezpruderyjna.

Dużym plusem projektu Pink Mama jest oryginalna, nastrojowa muzyka, która w połączeniu z symultanicznymi tańcami sprzyja wrażeniu dzikości uczucia, pożądania towarzyszącego wszystkim tancerzom. Pojawia się tu wiele odniesień do pierwotnych uczuć, ich zwierzęcej intensywności i zachowań samych zwierząt. W spektaklu dominuje przepych. Wszystkiego jest tu za dużo. Wszyscy bohaterowie występują wraz z rekwizytami, jakimi są walizki. Można zatem przypuszczać, że wybierają się oni w podróż. To w połączeniu z gigantyczną, dmuchaną orką, przywodzi na myśl ogromne parki wodne, parki rozrywki rodem z Universal Studios, czy medialne ekosystemy. Rozbicia tradycyjnego porządku i dekonstrukcji dokonano podczas celebrację absurdalnego pogrzebu orki. Może reżyser kpi w ten sposób z kuriozów życia codziennego, rytuałów rzeczywistości? Jednak z drugiej strony zabieg ten dobrze oddaje klimat współczesnej kultury nadmiaru i zachłanności medialnych prosumentów. Poprzez spektakl zabrano także głos w dyskusji na temat gender, kiedy stopy mężczyzn wciśnięto w szklane szpilki, których nie powstydziłby się Kopciuszek. Co więcej, w drugiej części spektaklu aktorzy siadają na widowni pomiędzy widzami. Po czym w odpowiednim momencie wstają i przemieszczają się w obrębie publiczności i przestrzeni sceny. Można odnieść wrażenie, że osaczają publiczność. A może to zwrócenie uwagi na fakt, że my jesteśmy zarazem aktorami i widzami na scenie zwanej życiem, w goffmanowskim teatrze życia codziennego.

„Dynastia" to niewątpliwie intrygujący spektakl, w którym wykorzystano wiele aktualnych wątków. Jednakże dyskretnie skryto je pod płaszczem antycznej tragedii oraz popkulturowych tekstów. Zarzutem, jaki można wysunąć wobec projektu jest to, iż stanowczo za dużo tu słów, monologów, dialogów. O ile atrakcyjniej mógłby on wyglądać, gdyby więcej uwagi poświęcono na zaadaptowanie antycznego tekstu na alfabet ruchowy. Zadanie to trudne, lecz z pewnością przyniosłoby sukces. Taniec stanowi raczej ozdobny ornament, lecz w głównej mierze to teatr słowa.

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
24 lipca 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia