Stary człowiek apeluje

"Meneliada" - aut. Jerzy Niemczuk - reż. Marian Opania - Teatr Ateneum w Warszawie

Marian Opania od dobrych kilku lat konsekwentnie kreuje na Scenie 61 warszawskiego Teatru Ateneum wyraziste postaci oustiderów. Z wolnego wyboru raczej, niż z życiowego przymusu. Sekwencja owych spektakli obejmuje polską prapremierę „W progu - czyli tajemnica zaniechanych spodni" w reżyserii Bartka Konopki z 2013 roku, „Moskwę - Pietuszki", według Wieniedikta Jerofiejewa z roku 2018 oraz tegoroczną „Meneliadę" Jerzego Niemczuka.

Dwie ostatnie inscenizacje są prawdziwie autorskie, gdyż w przypadku „Moskwy..." Opania teatralizuje słynną prozę, reżyseruje i gra, a w ostatnim przypadku, poza reżyserią i wykonaniem aktorskim, jest również pomysłodawcą (choć jak zdradza widowni – z rodziną) scenografii.

Pajęcza sieć, kontener na odpady, wózek z supermarketu, kosz na śmieci, stare plakaty, przedmioty przeszłe, zużyte, nieuchronnie dochodzące swoich dni. Wszystkie te określenia można zastosować do postaci, którą otaczają. Stary człowiek w pomiętej koszulce z manifestacyjną inskrypcją GORSZY SORT, zalewa nas słowotokiem, chce przekazać coś niezwykle istotnego, jakby czuł, że czasu na iterakcję, komunikowanie się, a może wygadanie po prostu, zostało niewiele. Jakby za wszelką cenę chciał przestrzec, coś po sobie zostawić, choćby tak niebezpiecznie ulotnego jak słowa. Jak go nazwać? Bezdomny nie jest, przecież, jak głosi napis na plastikowej kapsule, właśnie tam mieszka, sugerowany w tytule menel to pójście na socjologiczno/psychologiczną łatwiznę, zaś odludek stygmatyzuje. Może egzystencjalny nomada u kresu wędrówki? Dumny, wolny, bezkompromisowy, gotów za ten stan wiele zapłacić, bo dogłębnie rozumiana wolność nie zna ceny, choć walutą podstawową jest bezpieczeństwo.

Jakkolwiek byśmy go nie nazwali, charyzmatycznie skupia uwagę widowni przez prawie dwie godziny. Kazik Archanioł, mimo wszystko nie upadły, w przeciwieństwie do rodzaju, który na scenie reprezentuje i oskarża, jest człowiekiem renesansowym. Filozof, ekolog, socjolog, psycholog, erudyta - rzec można z odzysku, bo pasjami pochłania książki wyrzucone przez cywilizację obrazkową, słowem - wszystkiego po trochu. To mędrzec samouk, wnikliwy analityk doby konsumpcjonizmu, swoisty pionier eschatologii cywilizacji autodestrukcji, formułujący śmiałe hipotezy, konstruujący paralele o wyścigu szczurów i zalewie śmieci, choć te ostanie ceni wyżej, niż ich chronicznych producentów, w końcu są nieożywione, zatem niczemu niewinne.

Opania na niewielkiej scenie dwoi się i troi, oscylując między stand-upem a spowiedzią. Dywaguje, segreguje, śpiewa, tańczy, apeluje. Bawi, przestrzega, przestrasza. To uroczy gawędziarz, niepozbawiony jednak istotnego rysu powagi, za pan brat z aksjologią - agnostyk i deista w jednym, twórca jakże życiowego dekalogu menela. Koci i psi tata, konstatujący, że prawdziwego przyjaciela trudno znaleźć pośród osobników własnego gatunku, zawsze pochylający się nad słabszymi. Człowiek. Niełatwy. Liryczny, ironiczny, sarkastyczny, choćby w scenie, gdy wskazując oskarżającym gestem kosz na śmieci podsumowuje – Ecce homo. Interpretacja tej postaci jest rozpięta między groteską a wzruszeniem, śmiechem i łzami, fatalizmem i nadzieją, jak w życiu, jakkolwiek by to nie banalnie nie zabrzmiało, ale przecież o nazwyczajniejszym z ludzi tu mowa.

Kazik jest tolerancyjny, choć ta cecha jest nieco szorstka w formie, jest także feministą z rozsądku, uznając naczelną rolę kobiet, bo przecież gdyby nie one, nie byłoby nas i tego wszystkiego co tworzymy. To także wrażliwiec, solidnie co prawda opancerzony, ale c'est la vie!, chronić się trzeba, także, jeśli nie przede wszystkim, przed własną naiwnością. Odzwierciedla to w pewnym sensie jego motto - Jestem bo myślę - zuchwałe i rzadkie, a szkoda. Ta postać przypomina figury z Hrabala, ludzi osamotnionych w obliczu świata, niespiesznie, acz nieustannie trzeźwiejących romantyków, jednostki w pętli czasu i przestrzeni, rozpaczliwie poszukujące paliwa własnych nadziei, w uszach których nieuchronnie wzmagają się dźwięki Requiem. Proszę zwrócić uwagę na to mozartowskie w tle sceny o listach znalezionych na wysypisku, podzwonnego dla nieistniejącego już świata, w którym ludzie komunikowali się niespiesznie, przez dziesiątki lat, ważąc słowa. Perełka...

Poza wszystkim warto się wybrać na Jaracza dla Opani śpiewającego, w pełnym rejestrze - od ballady do protest songu. Warto posłuchać słów Jana Wołka do muzyki Jerzego Satanowskiego w „Łbie róży", utworze krańcowo kontrastowym, synkretyzującym pełen wachlarz emocji i znaczeń, od liryki, przez patos, po złość i protest, niejako ewokującego drugi akt, będący przełamaniem narracji owej ballady o menelu, odtrąconym, czy też raczej odtrącającym tę coraz mniej ludzką ziemię, traktującą odstających od turbokonsumpcyjnej normy tekstami w stylu „spadaj dziadu", wypowiadanych przez wszystkich, od prezydentów po maluczkich. Przykład idzie z góry, choć góra dołuje. Inność ma przecież boleć, wzmagać poczucie winy za rzekome niedostosowanie, nieuleganie kabotyństwu i konformizmowi. Bunt, choćby pokojowy, trzeba stygmatyzować i karać. Jest śmiertelnie niebezpieczny, bo pokazuje alternatywę, a za to winien grozić krzyż lub stos. Metaforyczny lub rzeczywisty, w zależności od epoki i kontekstu. Tu także...

„Meneliada" jest o nieoczekiwanej zamianie miejsc. O tym, co każdego może czekać, choć nikt tego nie oczekuje, nie chce, a myśl o tym wypiera. O strachu – udręce bogaczy, a przynajmniej niebiednych. Jak w rymowance przytoczonej w programie.
„Społeczeństwo obok biegnie
A dziad siedzi, czyta neon
Każdy chętnie się pociesza
Że ten dziad to jeszcze nie on"

Kazik to upadły człowiek jakże ulotnego sukcesu, rewolucyjnie redefiniujący ten termin w życiu po życiu, choć wciąż wsród żywych. Jak mawiają na polskim wschodzie – mądrego dobrze posłuchać.

Spektakl do solidnej refleksji, która nie musi przeczyć sumiennemu rozbawieniu...

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
17 grudnia 2022
Portrety
Marian Opania

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia