Statek pełen załogi

"Statek szaleńców" - reż. Renata Jasińska - Teatr Arka we Wrocławiu

„Statek szaleńców" Renaty Jasińskiej osnuty jest wokół dwóch osobistych przeżyć z okresu dzieciństwa, które na zawsze zmieniły Jej sposób patrzenia na świat.

„Statek szaleńców" to statek pełen załogi reprezentującej różne klasy i stany społeczne, różne postawy etyczne i wzorce osobowe, podróżującej w poszukiwaniu szczęścia. Załogi, której nikt nie chce. Tak właśnie bywają określane osoby wykluczone – wyłączone poza nawias. Te, które znalazły się poza głównym nurtem życia społecznego.

Oryginalnie, statek szaleńców („Okręt błaznów") jest tytułem i głównym motywem poematu Sebastiana Branta, z 1494 roku. Niechciani i odrzuceni przez wszystkich głupcy podróżują statkiem w poszukiwaniu krainy wiecznej obfitości. Motyw wypędzenia obłąkanych znaleźć można w wielu dziełach literackich, malarskich, rzeźbiarskich i muzycznych – choćby w słynnym przedstawieniu malarskim Hieronima Boscha. Analizował go również Michel Foucault w „Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu".

Motyw pozbycia się niechcianych „szaleńców" wykorzystuje także reżyserka spektaklu – Renata Jasińska. Jej „Statek szaleńców" osnuty jest wokół dwóch osobistych przeżyć z okresu dzieciństwa, które na zawsze zmieniły Jej sposób patrzenia na świat.

Pierwsze z tych wydarzeń wpisane jest w scenerię polskiej wsi końca lat 50. ubiegłego stulecia. Wsi, jakich wiele wtedy było. Wsi, której mieszkańcy są głęboko wierzący, bogobojni. Których istnienie znaczone jest rytmem codziennych czynności i kalendarzem świąt kościelnych. Którzy nie wyobrażają sobie życia bez coniedzielnej mszy, a lata bez procesji z okazji święta Matki Boskiej Zielnej. Z drugiej strony, są to ci sami ludzie, którzy wierzą w gusła i czary. Życie toczy się tu rozpięte między chrześcijańską miłością bliźniego a pogańską obrzędowością.

W takiej właśnie wsi żyła wraz z rodziną, dla której niewolniczo pracowała, pewna kobieta. Nikt dokładnie nie wiedział, co jej jest, ale uchodziła za głupią, „niedorobioną". Jej główne zajęcie polegało na przerzucaniu widłami gnoju. Cała była nim ubrudzona. Pewnego dnia jej brat z żoną, zirytowani zbyt wolną – ich zdaniem – pracą, zabili kobietę tymi samymi widłami, które na co dzień służyły jej do pracy. Wszystko to obserwowało z ukrycia małe dziecko. Renata. I tylko ona wiedziała, co się naprawdę wtedy wydarzyło. Po kilku dniach kobieta umarła. Jej ciało, jak to nakazuje wiejski obyczaj, zostało wystawione w trumnie na widok publiczny. Kobieta, która zawsze była brudna od gnoju, teraz, w trumnie, była czysta. Śmierć ją oczyściła... Tak wtedy pomyślała mała dziewczynka, która przyszła zobaczyć, co z człowiekiem dzieje się, gdy umiera...

Drugie wydarzenie miało miejsce nieco później, na początku lat 60., w niewielkim miasteczku na Śląsku, gdzie wszyscy się znają i tworzą zamkniętą społeczność. Właśnie w takim miasteczku, w jednym z domów mieszkała pięcioletnia dziewczynka wraz ze swoimi rodzicami. Pewnego dnia, matka wysłała córkę do sklepu po chleb. Dziewczynka jednak nie doszła do piekarni. Po drodze zaczepił ją sąsiad. Zgwałcił ją. W dorosłym już życiu, skrzywdzona w dzieciństwie kobieta zamknęła się przed światem. Żyła w kokonie sterylnej czystości; krucha niczym porcelanowa laleczka. Krucha, ale czy delikatna i wrażliwa? Otaczała się dziwnymi ludźmi: chorymi, kalekimi, niepełnosprawnymi. Takimi, którzy, być może, byli jeszcze bardziej nieszczęśliwi niż ona. Gorsi? Być może tak właśnie o nich myślała. Przy nich czuła się jednak bezpieczna. Oni nie mogli jej skrzywdzić.

Obie historie zostały połączone w jedną całość, a wszystkie przedstawione postaci załadowane na jeden „statek szaleńców". Na oczach widzów dokonuje się dezintegracja pozytywna. Katharsis, a w jego wyniku – prawdziwe oczyszczenie, a nie tylko powierzchowne polerowanie porcelanowej otoczki niby-rzeczywistości.

Główna postać sztuki – Gelsomina – kreowana jest przez Agatę Obłąkowską-Woubishet. Jest ona nie tylko zgwałconą, skrzywdzoną dziewczynką. Jest symbolem naszej, postmodernistycznej cywilizacji, w której wszystko jest sterylne, poukładane, zaplanowane i wtłoczone w ściśle określone procedury. Ale czy przez to prawdziwe? Gdzie tu jest człowiek, jego głębokie przeżycia, jego prawdziwe życie – bez maski? Czy trzeba wejść na pokład „statku szaleńców", by maskę tę zrzucić, by rozbić porcelanową powłokę fałszu naszych czasów?

Inspirację reżyserka spektaklu czerpie z twórczości Tadeusza Kantora oraz estetyki i sposobu widzenia świata, jaki proponują Hieronim Bosch i Albrecht Dürer, w którą Renata Jasińska wplata ludową religijność i obrzędowość polskiej wsi lat 50. Osobiste przeżycia posłużyły za kanwę opowieści o ludzkim obłędzie, szaleństwie podróży do nieistniejącej krainy szczęśliwości, w którą od wieków wybierają się kolejne pokolenia podróżnych.

Zofia Warzyńska-Bartczak
Materiały Teatru
30 listopada 2013
Portrety
Renata Jasińska

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...