Strachy są na niby

"Czerwony Kapturek" - reż. M. Wierzbicki - Teatr im. Siemaszkowej w Rzeszowie

3 grudnia Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie zaprosił na premierę nowej sztuki. Na widowni zasiadły głównie dzieci. Była to bowiem kolejna adaptacja "Czerwonego Kapturka". Tym razem nieco różniąca się od tej, którą wszyscy tak doskonale znamy.

Tytułowa bohaterka nie jest na rzeszowskiej scenie grzeczną, bojaźliwą dziewczynką. Karolina Dańczyszyn w czarnych rajstopach, czerwono-czarnej kraciastej spódniczce i czerwonym polarze z kapturem nie lęka się niczego. Kpi z potworów i wszystkiego, czego boją się dzieci w wieku Kapturka. Twierdzi, że „strachy są na niby”! Ignoruje nawet przestrogi rodziców (Małgorzata Machowska, Marek Kępiński), dotyczące wygłodniałego wilka mieszkającego w lesie. Uwielbia bawić się ze zwierzętami i odwiedzać swoją Babcię (w tej roli również Małgorzata Machowska). To bardzo kolorowa opowieść. Jednak, jak to bywa w każdej bajce, coś złego musi się stać.

Babcia Kapturka, zostaje zaatakowana przez wilka. Uciekając, rani się w nogę, przez co musi leżeć w łóżku i odpoczywać. Aby zanieść jej koszyk smakołyków, Czerwony Kapturek musi przemierzyć straszny, gęsty las. A nawet najmłodsi wiedzą, że między drzewami skrywa się wilk i tylko czeka na smakowite kąski. Kornel Pieńko, bo on jest postrachem lasu, jak zwykle błyszczał na scenie. Tym razem chyba najmocniej. Bądź co bądź, piosenki o jego strasznym losie chwytały za serce nie tylko najmłodszych. Aktor ten potrafi przyciągnąć i skupić uwagę każdej widowni. Tak było również tym razem.

Trzeba chyba przyznać, iż Gajowy, grany przez Markę Kępińskiego, smalił cholewki do Babci! Ich ponętny, gorący taniec aż kipiał erotyzmem! Cóż, to jest piękne w bajkach, że w niewinnej opowieści można ukryć dowolne podteksty. Ale, wracając do przedstawienia autorstwa Michała Wierzbickiego, zarówno on jak i reżyser Przemysław Dąbrowski stanęli na wysokości zadania. Udało im się oczarować tłum rządnych bajki dzieciaków. Scenografia Marty Śniosek była przebogata. To prawda, że Teatr Siemaszkowej pokazał widowisko przeznaczone dla dzieci, ale jest więcej niż pewne, że bez kilku obrotowych elementów każdy zrozumiałby opowieść. Nie przeszkadzało to jednak nikomu, bowiem wszyscy bawili się doskonale.

Było po prostu kolorowo i radośnie, a na scenie gościł ciągle śpiew i taniec. Aktorzy podali „Czerwonego Kapturka” tak czytelnie, jak rzadko się zdarza. W odbiorze przeszkadzały może minimalnie babcie tłumaczące swym wnukom każdy ruch i każde słowo. Jednak fakt, iż ludzie przychodzą z pociechami do teatru, miast pokazywać im brutalne kreskówki, jest bardzo satysfakcjonujący.

Z dziecięcą naiwnością i prostotą, prawda? Przecież taki był „Czerwony Kapturek”! Nietuzinkowy, prosty i sprowadzający na twarze uśmiech. Właśnie taki, o jakim często zapominamy w biegu życia.

Maciej Doryk
Dziennik Teatralny Rzeszów
5 grudnia 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...