Strzał w bok

"Czekając na Turka" - reż: Mikołaj Grabowski - Stary Teatr w Krakowie

Grzebanie w zbiorowych lękach i uprzedzeniach to trudne zadanie - można łatwo strzelić w bok. To właśnie przytrafiło się Andrzejowi Stasiukowi i Mikołajowi Grabowskiemu w nowym wspólnym spektaklu.

Trudno zaprzeczyć, że zjednoczenie Europy i likwidacja granic nie były operacją bezbolesną. Że obok tych, którzy ucieszyli się ze swobody poruszania się po Europie, byli i ci, dla których kontynent bez granic jawił się jako wielka, groźna, niezrozumiała przestrzeń. Znikają granice, a z nimi bezpieczny, oswojony świat.

Grabowski szans wielkich nie miał

Dramat Stasiuka rozgrywa się w momencie zniesienia granic. Znika więc też ta prowincjonalna, ukryta w lasach między Polską a Słowacją. Bohaterami są: Edek (Jan Peszek), przez 35 lat strażnik graniczny, Patryk (Piotr Głowacki), jego młody następca, który pilnuje już nie granicy, a prywatnej własności, jako że teren został sprzedany tajemniczemu Turkowi. Są jeszcze panie - Marika (Iwona Bielska), promienny obiekt męskiego pożądania i właścicielka budki z alkoholem po słowackiej stronie, oraz Andżela (Paulina Puślednik), zmienniczka Patryka, uzbrojony po zęby ponury klon Lary Croft. A także śpiewający, melorecytujący, tańczący Chór (Jacek Romanowski, Zbigniew W. Kaleta, Wiktor Loga-Skarczewski), zbiorowy organizm z pogranicza realności, wcielający się bądź to w komentatorów, bądź w przemytników, bądź wręcz w metateatralny nawias.

Młodzi zachwycają się wolnością - Patryk pracował w Londynie, gdzie wszystko wolno, Andżela to zajadła strażniczka prywatnej własności. Edek i Marika to postacie może i zapyziale prowincjonalne, ale ciepłe, ludzkie, nasze. Patryk w objęciach Mariki i w rozmowach z Edkiem nabiera trochę wątpliwości co do wspaniałości nowego bezgranicowego świata. Chór stara się wyrażać swoje - i nasze - problemy z adaptacją do nowej sytuacji, a także wprowadzać aurę nierealnego.

Stasiuk stworzył więc sytuację modelową, rozdał racje, ubarwił wszystko cierpkawym humorem, no i wyłożył się na tym jak długi. Mikołaj Grabowski starał się przyrządzić sztukę atrakcyjnie, ale szans wielkich nie miał. "Czekając na Turka" cierpi bowiem na wrodzoną chorobę - pisania na temat. Temat zadany dramaturgom w wielu krajach przez Instytut Goethego w 20. rocznicę upadku komunizmu - "napisanie sztuk teatralnych, które odzwierciedlają transformacje społeczno-polityczne w ich ojczyznach".

Ilustrowana pogadanka historyczna

Zamówienie nie jest niczym złym - "Noc", debiut dramaturgiczny Stasiuka, też była pisana na zamówienie, a i sztuka i spektakl Grabowskiego na niej oparty były znakomite. W "Czekając na Turka" widać jednak zmęczenie i granie elementami, które zapewniły sukces "Nocy" - przewrotną zabawą schematami, zestrojeniem realizmu i nierealności, dobieraniem się do uprzedzeń i lęków. Ale tej grze brakuje energii i zaangażowania. Poza tym - i tu chyba tkwi błąd Stasiuka - czy naprawdę boimy się inwazji Turków, choćby metaforycznych? Lęk przed obcymi, którzy coś nam mogą odebrać, chyba lokuje się gdzie indziej. A sztuka Stasiuka chyżo zmierza do wniosku, że boimy się zamienienia w skansen Europy, w dodatku zbudowany z kłamliwych wyobrażeń. Śliczna i miła Turczynka (Katarzyna Maciąg), która kupiła granicę, chce tu stworzyć skansen tematyczny - odtworzyć straszliwą rzeczywistość komunistyczną na miarę oczekiwań spragnionych wrażeń turystów.

Spektakl ogląda się nawet przyjemnie, aktorzy starają się - przeważnie z dobrym skutkiem - tchnąć życie w dość papierowe postacie, ale cały czas miałam wrażenie, że pokazano nam ilustrowaną pogadankę historyczną, która nie dotyka żadnych istotnych obecnie spraw.

Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza Kraków
23 czerwca 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia