Strzeż się Wielkiego Inkwizytora...i Verdiego

"Don Carlos" - reż. Michał Znaniecki - Teatrze Wielkim w Łodzi

W minioną niedzielę, za pośrednictwem TVP Kultura, widzowie zgromadzeni przed telewizorami mieli szansę obejrzeć nagranie "Don Carlosa" Giuseppe Verdiego, którego premiera odbyła się w marcu tego roku w Teatrze Wielkim w Łodzi.

Libretto autorstwa Josepha Méry'ego i Camille'a du Locle'a powstało w oparciu o dramat Schillera. To historia o członkach dworu królewskiego Filipa II Habsburga, pełna zawiłych intryg oraz miłosnych rozterek. Bohaterowie poddawani są ekstremalnym próbom, stają przed trudnymi dylematami, które „weryfikują" ich zdolność do poświęceń. Na przestrzeni lat Verdi dokonał licznych modyfikacji, czego rezultatem było powstanie paru wersji Don Carlosa. Spośród nich można wyróżnić między innymi francuską, włoską, czy tzw. modeńską. W Teatrze Wielkim w Łodzi narodziła się jeszcze jedna wersja, którą śmiało można nazwać „łódzką", lecz ona, w przeciwieństwie do swoich poprzedniczek, nie została opracowana przez samego kompozytora.

Twórcy inscenizowanego koncertu (bo w takiej właśnie formie został wystawiony łódzki Don Carlo) w znaczący sposób zaingerowali w warstwę muzyczną dzieła Verdiego. Dokonali wielu skrótów, przez co szczególnie ucierpiała scena auto da fé. Niektóre cięcia wydały mi się absurdalne, jak na przykład pominięcie niemałej liczby taktów z wiolonczelowego solo otwierającego arię Ella giammai m'amò. Ponadto wesoły paź Tebaldo, który w tej inscenizacji stał się wszechobecnym Stańczykiem-mordercą, nie wiedzieć czemu, przejmuje takt należący do innej postaci. Ta z pozoru drobna zmiana wprowadziła pewien dysonans, ponieważ nie zdarza się, aby partia przeznaczona tylko i wyłącznie dla głosu męskiego była wykonywana przez śpiewaczkę.

Reżyser Michał Znaniecki, dla którego Don Carlo był czwartą już premierą realizowaną przez niego w Teatrze Wielkim w Łodzi w czasie trwającego sezonu, postanowił rozmieścić artystów na dwóch poziomach. Poprzez tak zaaranżowaną przestrzeń wyraźnie została zaakcentowana rozbieżność między specyfiką koncertowego wykonania a istotą inscenizacji, jednak w pandemicznej rzeczywistości podzielenie artystów na dwie znaczne oddalone od siebie grupy było rozsądnym rozwiązaniem. Na górnym poziomie znaleźli się członkowie oraz członkinie chóru i baletu wraz z odtwórcami mniejszych ról. Wymienieni artyści wystąpili w pełnej charakteryzacji, a za nimi ustawiony został ekran, na którym wyświetlane były dzieła malarskie Wojciecha Siudmaka. Zestawienie ponurych projekcji z równie ciemnymi kostiumami tworzyło spójny obraz. Spośród poszczególnych scen na wyróżnienie zasługuje niezwykle malowniczy moment pojawienia się Głosu z nieba.

Mocną stroną łódzkiego Don Carlosa jest obsada. Aleksandra Kurzak, która wcieliła się w rolę Elżbiety, w każdym wykonywanym przez nią fragmencie zaprezentowała najwyższy kunszt sztuki wokalnej. Dzięki opanowanemu do perfekcji piano, jej interpretacja była wyjątkowo emocjonalna i zróżnicowana. Na równie wielkie brawa zasłużył Andrzej Dobber (Markiz Posa). Baryton bez problemu pokonał wszystkie pułapki zastawione przez Verdiego na wykonawców tej roli, a w następujących po sobie ariach (Per me giunto i Io morrò, ma lieto in core), mimo narzuconego wolnego tempa, zręcznie poradził sobie z długimi frazami. W postać Don Carlosa wcielił się Roberto Alagna, światowej sławy tenor, jednak w jego wykonaniu zabrakło jakiejkolwiek interpretacji. Śpiewak odtworzył linię melodyczną, nie zwracając zbytnio uwagi na dynamikę, ponadto parę razy rozminął się z orkiestrą. Monika Ledzion-Porczyńska, jako księżniczka Eboli, wraz z postępującą akcją śpiewała coraz pewniej, a w rezultacie publiczność miała szansę usłyszeć energiczne i odważne wykonanie arii O don fatale. Wyróżnić należy również Rafała Siwka (Filip II) oraz Roberta Ulatowskiego (Wielki Inkwizytor). Śpiewacy dysponują dojrzałymi i głębokimi basami, które idealnie ze sobą współgrały w złowieszczym duecie Son io dinanzi al Re.

Mimo, że soliści zmuszeni byli stać przy wyznaczonych pulpitach, pomiędzy nimi rodziły się próby nawiązywania kontaktu. Chociaż na górnym poziomie sceny niewiele się działo, a niektóre choreograficzne rozwiązania wydały mi się bezsensowne, „łódzka" koncepcja jest ciekawą alternatywą dla tradycyjnych koncertowych wykonań dzieł operowych.

Alicja Lijewska
Dziennik Teatralny Łódź
11 maja 2021

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...