Studencka szarża

"Szwoleżerowie" - reż. Grzegorz Wolf - Studium Wokalno-Aktorskie w Gdyni

Dyplomowe przedstawienia robione są głównie po to, by studenci mogli przetestować swoje możliwości w jakimś scenicznym materiale. Jeśli przy okazji urodzi się wartościowy spektakl, to oczywiście bardzo dobrze, ale cel pierwszy wydaje mi się zasadniczy. Dyplomowe przedstawienie studentów IV roku Studium Wokalno-Aktorskiego pokazało, że są wśród nich sceniczne talenty.

"Szwoleżerowie" - dyplomowy spektakl studentów IV roku gdyńskiego Studium Wokalno-Aktorskiego, ów pierwszy cel osiąga. Ale reżyser przedstawienia, Grzegorz Wolf, chciał też, takie przynajmniej mam podejrzenie, stworzyć dramatyczne przedstawienie całą gębą. O ile pierwsza część widowiska wygląda trochę jak ciąg wokalnych i choreograficznych etiud - co wcale nie jest zarzutem, tym bardziej że z talentem wykonują je młodzi aktorzy - o tyle druga zmienia się w przesadnie wykrzyczaną narodową psychodramę. Pryskają gdzieś wdzięk i lekkość pierwszej części, robi się poważnie, gęsto i jakoś ciężko. Dopiero finałowe zbiorowe wykonanie fragmentu niezapomnianego "Zegarmistrza światła" Tadeusza Woźniaka rozprasza na koniec te narodowe, biało-czerwone chmury, gęsto rozsnute nad sceną.

Naturalnie, w tę stronę popychał tekst sztuki. "Szwoleżerowie" Artura Pałygi opowiadają o żyjących na krawędzi młodych żużlowcach, w których Pałyga widzi karykaturalną kontynuację polskiej ułańsko-szwoleżerskiej, romantycznej tradycji. W pierwszej części przedstawienia reżyser opowiada tę historię czasem niemal w dyskotekowej konwencji, co o dziwo nie zgrzyta. Tych wyśpiewywanych konwencji jest zresztą więcej, pojawia się blues, rap, soul; młodzi aktorzy swobodnie się w tych stylach poruszają. Gdy jednak reżyser każe im w drugiej części wykrzyczeć targające ich bohaterami emocje, swoboda zmienia się w uciążliwą nadekspresję.

A można było inaczej, co pokazuje choćby Agnieszka Brynzak, spokojnie prowadząca postać psycholożki Jolanty. Także wyciszony Złamany Tobiasza Cytrowskiego odróżniał się od nadekspresyjnego tła. Wokalnie błysnęła w kilku songach Angelika Weichbrodt.

Finał podporządkowała sobie Magdalena Borowiecka jako Sindirella. Borowiecka ma to "coś", sceniczną osobowość, która sprawia, że skupia się na niej uwaga widzów. Na komplement zasługuje też grupa jako grupa: młodzi, żywiołowi, spragnieni sceny. Kolejne pokolenie słuchaczy studium. Będzie z nich radość.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
7 marca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia